Legendy Polskie Allegro pod względem muzycznym
Rozmawiamy z Malukah - artystką i kompozytorką uwielbianą przez graczy
Najlepsza muzyka w grach: The Elder Scrolls IV: Oblivion
Retro electro, czyli elektronika z VHS kontraatakuje!
365 dzień na Ziemi, czyli mój rok na Gameplay'u.
Jak wydawane są soundtracki z gier (dyskusja) - Słowo na niedzielę(44)
Jeszcze kilka lat temu zespół Chevelle nie istniał w mojej świadomości (może poza utworem The Red, który pewnie wielu z Was też zna), ale po premierze fantastycznej płyty La Gargola zacząłem nadrabiać zaległości. Okazało się, że chicagowskie trio to zdolne bestie i na każdym albumie jest coś wartego uwagi. Fani gitarowego grania powinni zatem czym prędzej poznać nowe wydawnictwo Chevelle, album The North Corridor, na którego krótką recenzję serdecznie zapraszam. Szatan!
Gdy słucham Chevelle, w głowie pojawia się okazjonalne, raz słabsze, raz mocniejsze, skojarzenie z Toolem. Podobny głos wokalisty i rytmiczne zagrywki przywołują echo słynnej grupy. Na szczęście Chevelle są zupełnie autonomicznym tworem, który dzielnie prze do przodu na poletku alternatywnego rocka i metalu. The North Corridor to kolejny przykład natchnionego rzemieślnictwa ze strony panów - 10 dziarskich kompozycji bez wyraźnie słabszych momentów.
Brytyjka Jorja Smith jeszcze niedawno myślała, że zostanie funkcjonariuszem policji. Zainspirowana w szczególności Lauryn Hill postanowiła jednak zaangażować się w muzykę, w międzyczasie pracując w Starbucksie. Jej kariera już na horyzoncie, a nie ma nawet debiutowego materiału na swoim koncie. Za czym zaszalała Wielka Brytania?
A właściwie Karly Loaiza, która urodziła się w Kolumbii, ale dorastała już w Stanach Zjednoczonych. Trafiłem na nią tylko dzięki temu, że pojawiła się gościnnie w utworze PERFECT należącym do rapera o pseudonimie Tyler, the Creator. Nazywana przez słuchaczy następną Amy Winehouse lub Amy Winehouse z Zachodniego Wybrzeża. Kali Uchis.
I po raz kolejny się zostałem, tym razem wraz z cyklem ,,Z depresją wpadłem na...''. Pomyślałem, że miło będzie dla odmiany popisać o muzykach, na których wpadłem w gorszych momentach swojego życia. To tyle, i żeby nie przedłużać, przechodzę do mojego kolejnego odkrycia. Jest to dobra partia dla osób, które potrzebują trochę miejsca i czasu dla siebie. Jej wokal pozwoli wam odetchnąć. OKAY KAYA.
I jakoś tak wyszło, że się zostałem. Gdybym akurat palił, no i uprawiał seks, to właśnie taka atmosfera by mi towarzyszyła, kiedy zwlekłbym się już z łóżka, wyszedł na balkon i odpalił papierosa. Generalnie nie słucham takiego gatunku muzyki na co dzień, ale jeden z utworów tego zespołu pojawił się w propozycjach na YouTube, więc sprawdziłem i w ogóle się nie zawiodłem. Cigarettes After Sex.
Kilkanaście lat temu Garbage był zespołem płynącym na fali do portu "megagwiazdorstwo". Na pewno kojarzycie I Think I'm Paranoid ze świetnego albumu Version 2.0 lub tytułowy utwór do filmu o Jamesie Bondzie - The World Is Not Enough. Ekipa dowodzona przez Shirley Manson na początku XXI wieku straciła nieco na mocy i na znaczeniu, by zawiesić działalność na kilka lat. Garbage wróciło z nowym albumem w 2012 roku, ale dopiero tegoroczna propozycja - świeżutkie Strange Little Birds - brzmi jak pewny siebie powrót do sukcesów z końcówki lat 90-tych.
Od kilku lat strumieniowe przesyłanie muzyki zamiast pokątnego jej szukania po ciemnych zakątkach Internetu jest nad Wisłą zupełnie naturalne. Nikt nie musi już zazdrośnie patrzeć w kierunku kolegów z zagranicy, którzy jakiś czas temu mieli do dyspozycji o wiele więcej opcji, niż Polacy. Zważywszy na popularność tego typu usług, ale też sporą liczbę dostawców muzyki wprost do ucha słuchacza, postanowiłem spreparować proste i czytelne porównanie czterech najpopularniejszych usług streamowania muzyki.
Sam od początku używam Spotify, które z hukiem weszlo na rodzimy rynek nieco ponad 3 lata temu. Ale skoro do dyspozycji jest także coraz śmielej poczynający sobie Tidal (jeszcze niedawno znany jako WiMP), doświadczony Deezer czy wyposażony w charakterystyczne owocowe logo (i takąż renomę) Apple Music, to może warto rozważyć wszystkie za i przeciw? A to przecież tylko część tego, co jest dostępne: w tekście nie będzie mowy ani o Google Music, ani microsoftowym Groove, które z pewnością mają swoich sympatyków także u nas. Zapraszam do lektury porównania.
Film Blues Brothers – zabarwiona na bluesowo komedia z Johnem Belushim i Danem Aykroydem w rolach głównych – w ciągu 36 lat od premiery zdążył obrosnąć niemałym kultem. Wielu fanów tego wyjątkowego obrazu z pewnością zainteresuje informacja o planowanym powrocie marki. Niestety (a może stety) nie oznacza to kolejnego obrazu kinowego, a serial animowany, który zostanie wyemitowany w przyszłości przez jedną z amerykańskich stacji telewizyjnych.
Kto czeka na nowy album Toola? Ja czekam! Od tak dawna, że stan ten jest już zupełnie naturalny. Czekam dokładnie od 10 lat, bowiem dzisiaj mija dekada od dnia, w którym na rynku pojawił się krążek 10000 Days, ostatnie wydawnictwo sygnowane marką Tool. A skoro w naszej najbliższej muzycznej przyszłości nie widać długo oczekiwanej kontynuacji tego dzieła, pozostaje nam nieco powspominać. Wszak dobra muzyka nie starzeje się nigdy.
Fani Toola nigdy nie byli rozpieszczani przez muzyków ze swojego ulubionego zespołu. Pierwsze pełnoprawne studyjne wydanie to Undertow z 1993 roku, a przez kolejne 13 lat istnienia pojawiły się jeszcze 3 płyty. Ale jeśli pięcioletnie oczekiwanie między Aenimą a Lateralusem, a później tak samo długie między Lateralusem a 10000 Days było dla nich męczarnią, to przekroczenie magicznej bariery 10 lat musi zakrawać na kpinę. No ale przecież takie Guns N' Roses potrzebowało półtorej dekady na dokończenie i wydanie Chinese Democracy...
Zespół Hey uraczył słuchaczy kilkoma wersjami kolorystycznymi swojego najnowszej albumu. Mój Błysk jest bladopomarańczowy. Mój Błysk zaczyna się z przytupem, trwa 37 minut i kończy dosyć melancholijnie, by nie powiedzieć depresyjnie. Może Wasz Błysk jest inny? Zalicza te same przystanki, ale w innej kolejności, a co za tym idzie, cała podróż jest inna? Pozwólcie więc, że pod płaszczykiem recenzji napiszę, jak wygląda(ła) moja przygoda z jedenastym, długogrającym, studyjnym albumem Heya.