Od kilku lat strumieniowe przesyłanie muzyki zamiast pokątnego jej szukania po ciemnych zakątkach Internetu jest nad Wisłą zupełnie naturalne. Nikt nie musi już zazdrośnie patrzeć w kierunku kolegów z zagranicy, którzy jakiś czas temu mieli do dyspozycji o wiele więcej opcji, niż Polacy. Zważywszy na popularność tego typu usług, ale też sporą liczbę dostawców muzyki wprost do ucha słuchacza, postanowiłem spreparować proste i czytelne porównanie czterech najpopularniejszych usług streamowania muzyki.
Sam od początku używam Spotify, które z hukiem weszlo na rodzimy rynek nieco ponad 3 lata temu. Ale skoro do dyspozycji jest także coraz śmielej poczynający sobie Tidal (jeszcze niedawno znany jako WiMP), doświadczony Deezer czy wyposażony w charakterystyczne owocowe logo (i takąż renomę) Apple Music, to może warto rozważyć wszystkie za i przeciw? A to przecież tylko część tego, co jest dostępne: w tekście nie będzie mowy ani o Google Music, ani microsoftowym Groove, które z pewnością mają swoich sympatyków także u nas. Zapraszam do lektury porównania.
Opłaty
Zacznę od rzeczy podstawowej - ile i za ile? Spotify i Deezer oferują chętnym darmową subskrypcję, która jest oczywiście mocno ograniczona względem tej płatnej. Utwory są przerywane reklamami, zaś podczas używania aplikacji mobilnych albumów nie można słuchać w oryginalnej kolejności. Wszystko jest wymieszane losowo, a na dodatek jakość dźwięku jest tylko poprawna. Ale jeśli komuś nie zależy, to właśnie tutaj powinien się udać - zarówno Tidal jak i Apple Music oferują tylko darmowy okres próbny, późniejsze słuchanie jest tylko płatne.
Ale przecież prawdziwa zabawa dotyczy tylko pełnych wersji usług, więc na nich się skupiam. Standardowo wszystkie 4 marki oferują miesiąc słuchania muzyki za 19,99 zł. Apple jako jedyna usługa daje aż 3 miesiące darmowego testowania, pozostałe dają użytkownikowi 30 dni przed pierwszym pobraniem opłaty z karty. Deezer i Tidal posiadają jeszcze dwukrotnie droższą opcję odsłuchu w najwyższej, bezstratnej jakości dźwięku. Tidal HiFi dostępny jest dla każdego, natomiast Deezer Elite jest powiązany z urządzeniami firmy Sonos i działa tylko na nich. Ostatnim elementem cenowej układanki, są pakiety. Deezer oferuje tzw. plan rodzinny tylko we Francji, więc jest tu na przegranej pozycji. Apple Music daje możliwość słuchania muzyki nawet 6 osobom za równowartość 8 Euro (36 zł), Spotify Family od niedawna jest nawet lepsze: rodzinna opcja to 6 kont za równowartość 29,99 zł. Tidal oferuje taki model, w którym każdy dodatkowy połączony z głównym kontem profil kosztuje 50% (czyli całość to koszt maksymalnie 60 złotych) - tu oferta rodzinna obowiązuje też w przypadku subskrypcji HiFi.
Ważne - jeśli nie chcecie wykraczać poza darmowy okres testowy, możecie bez problemów od razu zlikwidować subskrypcję i usunąć dane o płatności. Oferowane 30 (lub 90) dni będzie respektowane do samego końca.
Zaczynamy
Finanse ogarnięte, więc słuchajmy! Na pierwszy ogień idzie Apple Music. Aplikacja do słuchania muzyki jest powiązana z iTunes, trzeba też stworzyć sobie "jabłkowe konto". Przyznaję otwarcie, że nie przepadam za produktami Apple'a, więc moje początkowe nastawienie do tej muzycznej usługi było sceptyczne. Nie chciałem instalować iTunes, chciałem mieć osobne konto tylko do Apple Music, ale nie dało się. Trudno. Po zainstalowaniu i okiełznaniu aplikacji, zaczynamy zabawę w słuchanie muzyki. Apple przytomnie prosi nowego użytkownika o wybranie swoich ulubionych gatunków, a później wykonawców, co pozwala od razu zaproponować playlisty i albumy. Miłe. To samo robi Deezer - pyta o ulubionych wykonawców na początek i od razu sugeruje małe conieco (w zakładce "posłuchaj").
Tidal i Spotify rzucają użytkownika na głęboką wodę. Robisz sobie konto i teraz pozostaje Ci szukać rzeczy ciekawych, które pododajesz do swoich ulubionych (robi się to z wykonawcami, wybranymi albumami, albo pojedynczymi utworami). Wyszukiwanie jest intuicyjne, łatwo wśród wyników trafić na to, czego się szukało, a aplikacje sprawnie podpowiadają nazwy lub tytuły, ale dopiero po jakimś czasie jesteśmy w stanie swobodnie poruszać się po całym interfejsie.
Aplikacja
Moim zdaniem, Apple nie do końca radzi sobie z intuicyjnością obsługi. Pasek do sterowania odtwarzaniem jest u góry, zamiast na dole - to mi się nie podobało, choć to kwestia gustu i pewnie można się przyzwyczaić. Gorzej jest w sytuacji, gdy przypadkiem lub celowo przełączycie się w widok mini-odtwarzacza. Powrócenie do wersji dużej to jakaś karkołomna gimnastyka, za którą wielki minus. Nie podobała mi sie także wyszukiwarka. Aplikacja sugeruje wyniki podczas wpisywania, ale nie da się z poziomu wyszukiwarki przejść do strony wykonawcy lub albumu, na co pozwalają wszyscy konkurenci. Poza tym jako jedyna z testowanych nie rozpoznała skrótu QOTSA jako Queens of the Stone Age i wyświetlała "brak wyników". Sama prezentacja wyników jest względnie standardowa, przypominająca to, co mają pozostali. Natomiast zupełnie nie wiem dlaczego wydawnictwa danego wykonawcy nie są w tu podzielone na albumy i EPki/single, tylko wszystko jest zbite w jedną grupę. Niewygodne. Apple Music korzysta wszędzie z jasnej kolorystyki i stosuje ciekawy zabieg z zabawianiem tła stron albumów na najbardziej dominujący kolor z okładki - tutaj jest zazwyczaj bardzo kolorowo i nietypowo. Może się podobać, nie musi, ale punkt za małą innowację.
Spotify przeszło długą drogę pod względem aktualizowania i unowocześniania interfejsu i dzisiaj - według mnie - może uchodzić za wzór. Estetyczny krój czcionki i ciemna kolorystyka wyglądają najładniej z testowanych programów. Tidal inspirował się bardzo mocno wyglądem Spotify i również bardzo mi się podoba, choć czcionka jest brzydsza. To są jednak detale. Obie aplikacje działają niemal tak samo, podobnie prezentują wyniki wyszukiwań, strony artystów i albumów również są swoim własnym echem. Dodatkowo zarówno Spotify, Deezer jak i Tidal pozwalają włączyć opcję wyświetlania tekstów do odtwarzanych właśnie piosenek. Kto chce śpiewać, ten ma ułatwione zadanie. Tidal wyróżnia się całkiem rozbudowanymi informacjami o wybranych albumach (taka wirtualna książeczka z personelem i historią powstawania), z poziomu aplikacji linkuje także do serwisów sprzedaży biletów na koncerty - niestety tylko za granicą. Z kolei Spotify po prostu ma zakładkę "koncerty" domyślnie pokazującą koncerty w okolicy ustawionej lokalizacji (szkoda, że bardzo wybiórczo).
Deezera zostawiłem sobie na koniec, bowiem tutaj aplikacji brak. A dokładniej: istnieje wciąż rozwijany player w wersji dla Windowsa 8 i 10, który można pobrać tylko ze Sklepu Windows. Jeśli z jakiegoś powodu sklep Wam nie działa, tak jak mi (bliżej nie zidentyfikowany błąd po stronie Microsoftu), aplikacji nie ma. Natomiast posiadacze innych systemów muszą korzystać z odtwarzacza wbudowanego w stronę. Z jednej strony może być to wygodne, bo masz dostęp do wszystkiego na każdym komputerze, ale jeśli pracujesz na tzw. biurowej maszynie, nie posiadającej wielkiej mocy, każde dodatkowe otwarcie karty w przeglądarce powoduje krótkie przeskoki podczas odtwarzania, co może być bardzo drażniące. Oczywiście podobne odtwarzacze mają także Tidal i Spotify (Apple nie), które też bazują na technologii Flash, ale tam nie ma problemu z wyborem. Z tego też powodu Deezer dostaje spory minus.
Zasoby
Rzecz, którą wszyscy czterej dostawcy muzyki chwalą się na swoich stronach, to grube miliony piosenek, do których uzyskuje dostęp słuchacz. Do niedawna liderem był Deezer z 40 milionami utworów, a na końcu Tidal z 25 milionami. Ten drugi jednak ostatnio przeskoczył kilka szczebli i dzisiaj również chwali się 40 milionami. Spotify i Apple Music musza zadowolić się nieco uboższym katalogiem (30 milionów). Tak na dobrą sprawę w praktyce oznacza to, że wszystko jest dostępne wszędzie. Szukając rzeczy, które mnie interesują, sukces ogłaszałem niemal za każdym razem. Jeśli chodzi o detale, to np. nowego albumu Radiohead można posłcuhać na Tidalu lub Apple Music, Marilyn Manson - Born Villain znajduje się tylko na Apple'u (reszta wydawnictw tego pana jest wszędzie), dyskografia Rammsteina dostępna jest tylko na Spotify, zaś Tidal ostatnio chwali się coraz pokaźniejszą grupą czasowych lub dożywotnich materiałów ekskluzywnych. Nowy Album Heya - Błysk, był przez pierwszy tydzień dostępny tylko na Tidalu, niemal kompletna dyskografia Prince'a też jest dostępna tylko tu, a np. taka Beyonce i jej nowa płyta spowodowała, że Tidal szybko wspiął się na podium najchętniej ściąganych aplikacji w AppStore.
Zjawisko zagarniania tylko dla siebie wybranych płyt czy artystów jest tematem na osobny tekst. Tani dostęp do legalnej muzyki miał zlikwidować piractwo, ale w sytuacji, gdy ktoś się nie zgadza na zakładanie konta w nowej usłudze, przez co traci możliwość odsłuchu danej płyty, może sprawić, że dany album po prostu ściągnie z jakiegoś ciemnego zakątka sieci. Ogólnie rzecz biorąc, jestem bardzo zadowolony z oferty na wszystkich 4 platformach. Najważniejsze i najczęściej słuchane rzeczy są wszędzie, a ograniczony dostęp do garstki płyt jeszcze mnie nie martwi.
Odkryj nowe
Dla mnie jest to najciekawsza funkcja tego typu muzycznych aplikacji. Dobrze jest mieć łatwy dostęp do muzyki, którą się zna i lubi, ale jeszcze lepiej jest mieć dostęp do muzyki zupełnie nowej i nieznanej, która jest ci polecana na bazie tego, czego normalnie słuchasz. Poszerzanie horyzontów oferują wszystkie 4 usługi, ale niektóre robią to lepiej od innych. Zacznę od Tidala, który robi to najgorzej. Siłą tej marki są playlisty, których jest cała masa i mam wrażenie że są robione najciekawiej ze wszystkich. Mamy tu rzeczy "kuratorowane" przez gwiazdy i dziennikarzy, mamy playlisty dopasowane do nadchodzących festiwali, mamy playlisty rocznicowe, przekrojowe... Wszystko, czego dusza zapragnie. Mały minus jest taki, że wszystko to trzeba odkrywać na własną rękę. Większy minus jest taki, że Tidal w ogóle nie oferuje czegoś takiego, jak "polecamy specjalnie dla ciebie".
Deezer działa w tej kategorii na dwóch frontach. Po pierwsze dostępny jest tzw. Flow - generowana losowo wielka playlista bazująca na preferencjach słuchacza. Wciskamy play i muzyka leci, bez żadnych dodatkowych ruchów z naszej strony. Drugim elementem jest zakładka "posłuchaj", w której pojawiają się albumy i playlisty polecane przez redaktorów danego gatunku. Sprawdza się tym lepiej, im dłużej słuchamy. Spotify jest dla mnie najlepszym reprezentantem tej kategorii, ale to tylko dlatego, że aplikacji używam już bardzo długo. Tutaj także są dwie drogi do polecania nowych rzeczy. Po pierwsze w każdy poniedziałek na profilu słuchacza pojawia się playlista "odkryj w tym tygodniu" tworzona na bazie preferencji. Jest to zestaw 30-40 piosenek, całkiem nieźle dopasowany do gustu (przynajmniej w moim przypadku). Drugą rzeczą jest zakładka "odkrywaj", w której znajduje się kilkadziesiąt albumów polecanych na bazie częstego słuchania konkretnych wykonawców oraz lista najnowszych wydawnictw "specjalnie dla ciebie". Dzięki temu odkryłem kilka naprawdę dobrych rzeczy, których słucham do dzisiaj.
Apple Music zostało na koniec, bo mam wrażenie, że z czasem to właśnie ich sposób proponowania nowości by się sprawdził najlepiej. Zakładka "dla Ciebie" miesza w interesujący sposób albumy i playlisty. Pojedyncze wydawnictwa dotąd były dobrze dopasowane do mojego gustu, choć najczęściej pojawiały się tam rzeczy, które już dobrze znam. Z kolei playlisty to fajne zestawy typu "mocne uderzenie o poranku", "funk-metal od podstaw" albo "nieznane oblicze Dave'a Grohla". Bardzo ciekawe kompilacje idealnie sprawdzające się podczas pracy.
Jakość dźwięku
Ten wątek rozpocznę od suchych liczb - oto techniczna specyfikacja muzyki przesyłanej w płatnych wersjach testowanych usług:
W praktyce wygląda to tak, że w warunkach domowych, na typowym sprzęcie (testowane na słuchawkach Sennheiser HD202 i głośnikach Creative Gigaworks T20 oraz Inspire T3150) różnice w jakości są w zasadzie nie do usłyszenia. Domyślnie Tidal gra najgłośniej ze wszystkich 4 aplikacji, ale po wyrównaniu poziomów wszystko brzmi identycznie. Jeśli należycie do grupy wyznającej zasady w stylu "nie kupuję kabli tańszych niż 200 zł za metr", to musicie wybrać Tidala HiFi albo Deezera Elite (pamiętajcie, że ten drugi współpracuje tylko ze sprzętem firmy Sonos).
Bonusy
Ostatni element to różnego rodzaju bonusy i wyróżniki sprawiające, że być może któraś z usług będzie dla Was atrakcyjniejsza od pozostałych. Spotify bazuje na społeczności słuchaczy i zachęca do obserwowania znajomych, ich ulubionych wykonawców i tworzonych playlist. Obserwować można też profile oficjalne wytwórni, wykonawców czy np. magazynów muzycznych. Jeśli chcecie wiedzieć, czego w wolnych chwilach słucha kumpel z innego miasta, jest to rewelacyjne narzędzie. Innym bonusem jest względnie świeża usługa Spotify Running - aplikacja w wersji mobilnej wykorzystuje akcelerometr w smartfonie by wykryć tempo biegu (kroki na minutę), a następnie proponuje muzykę dopasowaną rytmem. Sprytne i podobno działa całkiem nieźle.
Tidal stoi swoimi playlistami, które - jak już wspomniałem wyżej - zrobiły na mnie najlepsze wrażenie i chyba są najbardziej przemyślane ze wszystkich dostępnych. Widać pracę włożoną w ich tworzenie. Drugim ważnym czynnikiem, który może przesądzić o wyższości Tidala nad resztą, jest mnóstwo umów na wyłączność, które szefowie usługi podpisują z artystami i wytwórniami. Poza tym jednak prawdziwie niezwykłych opcji nie odkryłem. Najwięcej szumu jednak robi tutaj Apple Music. Siła jabłczanej marki i idąca za nią wielka sympatia największych gwiazd zaowocowała naprawdę interesującymi bonusami. Pierwszą rzeczą jest najprawdziwsze radio - Beats 1, w którym dziennikarze i artyści prowadzą swoje autorskie audycje, opowiadając o rzeczach maści wszelakiej i puszczając swoją ulubioną muzykę. Rzecz nie do przecenienia dla fanów, szczególnie, że - poza standardową ramówką - wszystkie materiały są do odsłuchania na żądanie i są powiązane z konkretnymi wykonawcami. Druga fajna rzecz to usługa Connect. Jest to wbudowany w aplikację swego rodzaju Twitter, gdzie muzyki publikują wiadomości, fotki, filmiki, a czasem (jak to kilkakrotnie zrobił już Trent Reznor) niepublikowane dotąd demówki i całe utwory do posłuchania. Connect nie jest powiązany z abonamentem Apple Music i można z niego korzystać posiadając tylko konto iTunesowe. Brawo!
Poza tym wszystkie aplikacje mają opcję włączenia tzw. radia, które jest po prostu losowo generowaną playlistą na bazie danego wykonawcy, albumu lub piosenki. Dobre do odkrywania nowych rzeczy. Dodatkowo Tidal i Apple oferują możliwość oglądania materiałów video, jeśli to kogoś interesuje, a Deezer niestety nie ma w ofercie niczego naprawdę niezwykłego, więc w tym dziale zostaje bez żalu pominięty.
Na tym kończę testowanie i mogę pokusić się o subiektywne podsumowanie. Celem tego tekstu z mojej strony było odpowiedzieć na pytanie "czy którakolwiek z konkurencyjnych dla Spotify usług jest na tyle fajna, by usprawiedliwić przesiadkę?". Odpowiedź brzmi "nie", bo ani Tidal, ani Deezer, ani Apple Music nie były w stanie przekonać mnie swoimi mniej lub bardziej unikatowymi rozwiązaniami. Ale gdybym miał rozważać wybór innego dostawcy muzyki online, skłaniałbym się ku Tidalowi. Głównie dlatego, że bazuje na interfejsie Spotify i oferuje tak samo wygodną obsługę, a zawarte tam playlisty miałyby szansę zastąpić mi funkcję "odkrywaj", której z lubością używam w Spotify.
Jeśli w tekście pojawiły się jakieś nieścisłości lub błędy, to krzyczcie w komentarzach. Chętnie też poznam Wasze zdanie na temat streamowania muzyki - korzystacie? Jest super? Jest najgorsze? Szatan, ale w złym znaczeniu? Listy, skargi, zażalenia i pozdrowienia proszę wysyłać za pomocą funkcji "dodaj swój komentarz".
PS Z przyczyn technicznych nie byłem w stanie przetestować aplikacji na smartfony. Wybaczcie.