The Sims 4 - Edycja Kolekcjonerska - Unboxing (wydanie specjalne)
Najciekawsze loga EA
Burnout Paradise Remastered
W co gracie w weekend? #316: Dead Space 3 – O tym jak unicestwiono jeden z najlepszych cyklów survival horrorów w historii
W co gracie w weekend? #294: Bulletstorm – Kopniaki, wyrywanie głów smyczą i inne superstrzały
Krótka recenzja gry Mass Effect: Andromeda
Niby prosta strzelanina z widokiem TPP, w której chodzi o eliminowanie kolejnych barykad wrogów i wykonywanie jakichś tam misji. Ale jest coś, co Freedom Fighters wyróżnia i co pozwala się przy niej doskonale bawić.
Wydana w 2003 roku przez Electronic Arts produkcja przeszła jakoś tak bez echa. Pamiętam, gdy czytałem wówczas jej recenzje, robiła wrażenie i zapowiadała się przyjemnie, ale i brakowało jej czegoś, co zachęcałoby do wyłożenia prawie 200zł w dowolnym sklepie z grami. I chyba podobne podejście zaprezentowała spora większość graczy, bo dzisiaj o Freedom Fighters mało kto pamięta.
Do tej pory wychodziłem z założenia, że dobra gra sportowa to taka, która stara się symulować daną dyscyplinę sportu, ale jednocześnie nie przekracza pewnej cienkiej granicy, za którą leży już frustracja, zmęczenie i brak jakiejkolwiek przyjemności.
Okazuje się jednak, że twórcy dzisiejszych gier sportowych starają się udowodnić, że dobra gra sportowa to taka, która jak najwierniej oddaje daną dyscyplinę i wszystkie jej realia. Nawet przybliżając się do punktu, gdzie gracze muszą, chcąc zdobyć punkt lub gola, wchodzić w obsługę poszczególnych części ciała zawodników.
Assassin's Creed: Brotherhood wylądowało w pierwszej trójce najlepiej ocenianych gier według serwisu Metacritic.com (w ostatnim czasie). Jak na tle nowych przygód Ezio Auditore wypadła inna wielka premiera tego tygodnia - Need for Speed: Hot Pursuit od Criterion Games, autorów kultowego Burnouta?
Firma Electronic Arts zapowiedziała aż cztery nowe produkcje tworzone z myślą o dystrybucji cyfrowej. W przyszłym roku na łamach rynku gier Xbox LIVE pojawią się: Gatling Gears, Wildlife: Forest Survival, The Fancy Pants Adventure oraz Warp. Pierwsze trzy projekty powinny trafić do sprzedaży wiosną, a ostatni z nich dostaniemy w przyszłe wakacje.
Pierwszy raz zobaczyłem Dragon Age II w akcji na imprezie serwisu GRYOnLine. Tłum wielbicieli serii obecny na miejscu przyglądał się prezentacji z dezaprobatą. Zapewniano na niej, że gra nie jest slasherem, a pokazywano dynamiczny system walki. Podczas londyńskiego EA Showcase niewiele się zmieniło, ale mimo wszystko zobaczyliśmy nowy fragment przygody.
Przyznaję się bez bicia, że premierę Dead Space’a przespałem i szczerze powiedziawszy do dziś zastanawiam się dlaczego, skoro produkt studia Electronic Arts Redwood Shores spełniał wszystkie warunki, by koniecznie znaleźć w kręgu moich zainteresowań. W końcu lubię poruszać się po klaustrofobicznych korytarzach statków kosmicznych, ogromną satysfakcję sprawia mi również powolne przemierzanie opustoszałych pomieszczeń i toczenie wyczerpujących walk ze zdeformowanymi kreaturami, które potrafią wypełznąć z nory w najmniej oczekiwanym momencie. Kocham ogarniającą mnie zewsząd atmosferę zaszczucia, gdy próbuję przetrwać w nieprzyjaznym środowisku, licząc ubywające w niepokojąco szybkim tempie pociski i modląc się, by zza rogu nie wychyliło się kolejne monstrum.
Od czasów pierwszych części Medal of Honor i Call of Duty nie grywam zbyt często w (pseudo)realistyczne strzelanki. Ominęło mnie pierwsze Modern Warfare, drugie Modern Warfare, a nawet ostatni Battlfield. Nie wiem w sumie czym tak długa przerwa była spowodowana, bo wojenne klimaty bardzo lubię, ale cóż… tak wyszło. Nowemu Medalowi postanowiłem dać jednak szansę. Byłem ciekawy jak EA poradzi sobie ze wskrzeszeniem słynnej serii oraz jak wyewoluował sam gatunek. Już na początku chciałbym jednak uprzedzić, że wystawiona ocena dotyczy tylko kampanii dla pojedynczego gracza. Swoją przygodę z graniem po sieci (w FPSy) zakończyłem na UT oraz ET, więc nie jestem zbyt kompetentny w tej kwestii.
Dziś w "Świat ocenia" biorę na tapetę Medal of Honor - wojenną strzelaninę, która w założeniach miała nam pokazać, że nie samym Call of Duty żyje człowiek. Czy drapieżne, zachodnie media branżowe uznały dzieło zespołów Danger Close Software (wyodrębnionego z EA Los Angeles) i EA DICE za spełniające oczekiwania?
Wydawniczy gigant w branży gier wideo ogłosił, że wspomoże prowadzoną w Stanach Zjednoczonych kampanię na rzecz walki z rakiem piersi. Piękny gest blaknie nieco, kiedy wziąć pod uwagę, że tak naprawdę to nie Electronic Arts wyda na ten cel 100 tys. dolarów ale gracze.
Ludzie pracujący nad Medal of Honor nie mają lekko. Najpierw oberwało im się po uszach od weteranów i rodzin amerykańskich żołnierzy poległych w zagranicznych misjach. Teraz branżowi analitycy krytykują ich za zbyt łatwe uleganie wpływom opinii publicznej. Wszystko zaś przez Talibów, którzy ukryci gdzieś w afgańskich górach w większości pewnie nawet nie wiedzą o tym, że wystąpią w grze.