Sekrety serii Dragon Age
Półtorej dekady w Amn, czyli piętnaste urodziny Baldur's Gate II
8 lat na szlaku, albo Wiedźmina wspomnienie
Okiem Meehowa: Płatne mody – tak straszne, jak je malują?
Okiem Meehowa: jak zapowiada się Mass Effect: Andromeda zdaniem fana(tyka) trylogii Mass Effect
Okiem Meehowa: wojna bez zwycięzców, czyli piraci kontra Denuvo
O Rainbow Six: Siege usłyszeliśmy po raz pierwszy podczas konferencji poprzedzających właściwe targi E3 w Los Angeles w 2014 roku. Zaprezentowane materiały bardzo „nakręciły mnie” na rzeczoną produkcję i z niecierpliwością na nią czekałem. Tymczasem czas mijał, a ja coraz bardziej ostrożnie podchodziłem do (d)ewoluującej w studiu Ubisoft gry. Dzisiaj, blisko rok po premierze najnowszego Rainbow Six i trzech darmowych dodatków, nie mam żadnych wątpliwości, że Siege to zupełnie inny tytuł niż ten, którego prezentacja oczarowała mnie w 2014 roku. Czy na to, co do dzisiaj udało się Francuzom wypracować, warto wydać pieniądze i komu przypadnie owo dzieło do gustu – na to postaram się odpowiedzieć w niniejszej mini-recenzji.
Na Wołyń czekałem odkąd po raz pierwszy o pracach nad takim projektem usłyszałem, w tym o trudnościach z jego sfinansowaniem. Od dawna uważałem również, a szczególnie w świetle wydarzeń ostatnich dwóch lat z okładem, że takiego filmu potrzebuje polska kinematografia, a i ukraiński widz powinien się z nim zapoznać, jak chociażby swoje czego Rosjanie z Katyniem niedawno zmarłego Andrzeja Wajdy. Najnowsza propozycja Smarzowskiego – reżysera głośnej i kontrowersyjnej Drogówki – to obraz trudny nie tylko do oglądania, ale i do zrecenzowania. Zanim siadłem do pisania recenzji, musiałem okrzepnąć i pozbierać myśli po seansie, co zajęło mi bez mała tydzień. Ostatecznie, choć mamy do czynienia z obrazem obowiązkowym, daleki jestem od zachwytów, jakie – o dziwo – wygłaszane są zewsząd.
Trylogia Mass Effect, choć fabularnie wciąż zachęca wielu do ponownego zagrania, technicznie pozostawia coraz więcej do życzenia. W związku z powyższym przygotowałem niniejszy tekst, w którym wskazuję kilka prostych trików oraz mniej lub bardziej rozbudowanych modów, dzięki którym kolejna wojna ze Żniwiarzami może być doświadczeniem przyjemniejszym wizualnie, a nawet zaskakującym w sensie fabularnym.
Niewiele gier pozwala na odwrócenie losów II Rzeczpospolitej przed, w trakcie i po II wojnie światowej. Seria Hearts of Iron między innymi właśnie dlatego szybko zaskarbiła sobie moje serce i pożarła prawdopodobnie kilkaset godzin życia, że alternatywnym scenariuszom otwiera furtkę, jeśli tylko gracz ma pomysł na ich zrealizowanie. Najnowsza odsłona cyklu, Hearts of Iron IV, wyniosła te możliwości na jeszcze wyższy poziom, choć po rozegraniu kilku kampanii nie mam wątpliwości, że czwórce, mimo wydania dwóch patchów od czerwca, do ideału jest niestety daleko.
Długo oczekiwana kontynuacja gry Deus Ex: Bunt Ludzkości to produkcja, w której wiedza na temat wydarzeń z poprzednika jest niezbędna. Niniejszy tekst, jak tytuł wskazuje, ma na celu przypomnieć pewne fakty na temat uniwersum Deus Ex, zwłaszcza te istotne z punktu widzenia fabuły niebawem debiutującego Rozłamu Ludzkości. Ten subiektywny wybór informacji został opracowany w celu poprawienia wrażeń płynących z poznawania opowieści, w tym wątków pobocznych, wyżej wspomnianej gry. Ostrzegam jednocześnie, że moje minikompendium zawiera spoilery ze spin-offa pod tytułem Deus Ex: The Fall. Ostatecznie uznałem, że skupię się na wydarzeniach do roku 2029, kiedy rozpoczyna się Rozłam Ludzkości, aczkolwiek tekst może zawierać szczątkowe spoilery z oryginalnego Deus Ex.
Seria Dragon Age na przestrzeni lat i wydanych w tym czasie trzech pełnoprawnych odsłon ewoluowała lub, jeśli wola, dewoluowała jak żadna inna marka kanadyjskiego BioWare. Weterani gatunku nie obawiali się eksperymentować ze swoim dziełem, co jednych graczy cieszyło, innych zaś coraz bardziej odpychało od rzeczonego cyklu. Wziąwszy pod uwagę enigmatyczne tweety Marka Darraha – producenta wykonawczego serii Dragon Age – możemy śmiało założyć, że już teraz coś jest na rzeczy i niewykluczone, że wkrótce ujrzymy zapowiedź czwartego Dragon Age. Nie mam jednak zamiaru dłużej się nad tą kwestią rozwodzić, lecz postawić i odpowiedzieć na jedno zasadnicze pytanie: co powinno zaoferować wymarzone Dragon Age IV? W niniejszym tekście przyglądam się poszczególnym odsłonom cyklu oraz ich wadom i zaletom, starając się zaproponować receptę na, nomen omen, nowy początek dla marki. Jeśli nie boicie się spoilerów a Dragon Age nie jest Wam obojętne, zapraszam do lektury.
Kiedy myślę o swoich ulubionych erpegach, zazwyczaj w pierwszej kolejności wspominam postaci, jakie darzyłem szczególną sympatią lub antypatią. W większości produkcji mam swoją ulubioną ekipę, którą najchętniej zabieram w drogę, gdy do danego tytułu powracam. Pewnego dnia ktoś rzucił luźną myśl – „gdybyś mógł stworzyć drużynę z dowolnych postaci z RPG, to kogo byś do niej wziął”? Pytanie było na tyle ciekawe, że postanowiłem odpowiedzieć na nie niniejszym tekstem. Zachęcam również do zabawy wszystkich fanów gatunku, tylko uważajcie na spoilery!
Większość gatunków gier ma jednego bądź kilku prominentnych przedstawicieli, którzy uchodzą za absolutny wzór do naśladowania. W przypadku skupionych na opowieści erpegów takim tytułem jest bezsprzecznie Planescape: Torment autorstwa studia Black Isle. Niezwykle wciągająca fabuła, znakomite odgrywanie roli, zapadające w pamięć postaci – to trzy główne filary legendy Tormenta (Reguła Trójek w najlepszym wydaniu). Nie wszyscy jednak wiedzą, że nawet mimo swojej złożoności i długości, Udręka jest produkcją mocno pociętą, pozbawioną wielu elementów wcześniej planowanych przez deweloperów. W niniejszym tekście przedstawię kilka co ciekawszych przypadków porzuconych pomysłów oraz wyciętej bądź niezaimplementowanej zawartości. Nie zabraknie też, jak to w moich wypocinach, kilku ciekawostek. Strzeżcie się spoilerów i nie ufajcie czaszce!
Rainbow Six: Siege, choć niewątpliwie bardzo grywalne, jest grą daleką od ideału w swojej klasie. O ile zamknięte beta-testy nastawiły mnie do niej entuzjastycznie, to kilkadziesiąt godzin spędzonych z finalnym produktem obnażyły wyraźnie kilka znacznych braków. Naturalnie nie chodzi o tak zwane oczywiste oczywistości w rodzaju przeglądarki serwerów czy poprawionego systemu wykrywania trafień. Jako że Rainbow Six: Siege ma być aktywnie rozwijane przez co najmniej rok po premierze, postanowiłem przygotować subiektywne zestawienie możliwych do zrealizowania elementów (wspólnych dla wszystkich platform), których moim zdaniem w grze brakuje, a które uczyniłyby ją lepszą.
Deus Ex: Bunt Ludzkości to mojej ocenie jeden z najciekawszych tytułów ubiegłej generacji i wyjątkowo udana odsłona owej serii cyberpunkowych skradanko-strzelanek. Niewątpliwie głównym atutem rzeczonej produkcji jest wciągająca, pełna zwrotów akcji fabuła oraz wyraziste postaci. Grając w pozycję o tak absorbującej opowieści, łatwo jednak przegapić wiele ciekawostek, smaczków czy odwołań. Często takowe zaczynamy dostrzegać dopiero drzy drugim czy trzecim podejściu, a bądźmy szczerzy: nie każdy ma na to wystarczająco dużo czasu i cierpliwości. W kolejnym tekście z cyklu „Sekrety” biorę pod lupę grę Deus Ex: Bunt Ludzkości, w której – jak w życiu – nie ma przypadków, są tylko znaki. Jeśli nie boicie się spoilerów, zapraszam do lektury.