Kiedy Xbox 360 i Playstation 3 rozpoczynały podbój naszych salonów, wielu graczy nie ukrywało rozczarowania, że przeskok technologiczny między tą a poprzednią generacją jest mniejszy niż kiedykolwiek wcześniej (brzmi znajomo, prawda? Historia aktualnie się powtarza z PS4 i XOne). Z czasem okazało się, że była to jednak jedna z najbardziej rewolucyjnych generacji, po prostu kierunek zmian był inny, niż spodziewali się gracze. Otwarcie się maszyn gamingowych na Internet kompletnie zmieniło modele dystrybucji gier, odsuwając pudełka na dalszy plan względem wersji cyfrowych. Zmieniło się także podejście twórców, dając początek Early Access czy DLC. Zmiany na rynku konsolowym pociągnęły też za sobą komputery osobiste – dotąd mocno odmienne platformy do grania zbliżyły się do siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Każda rewolucja nie może się jednak obyć bez ofiar, a tych, niestety, trochę było i to na nich zamierzam się skupić w niniejszym artykule. Na tych dobrych rzeczach, które dawniej wydawały nam się oczywistością, a dziś mało kto jeszcze o nich pamięta, ci zaś, którzy pamiętają – tęsknią.
Szybko rosnąca lista zaległości i w zastraszającym tempie wydłużająca się lista tytułów do ogrania na PlayStation Store i Steamie zmusiły mnie do zmiany pewnych założeń. Do tej pory nieśmiałe kroki w kierunku nowszych produkcji musiałem zmienić w dużo bardziej odważne próby wejścia w świat hitów wydanych po 2007 roku. Tak się złożyło, że jedną z pierwszych produkcji z PlayStation 3, którą przyszło mi porządnie ogrywać, zostało Darksiders. Po kilku godzinach z Wojną, mogę tylko powiedzieć, że lepiej trafić chyba nie mogłem.
Hej, nazywam się Wolf. Jeszcze kilka miesięcy temu byłem zwykłym obywatelem, przedsiębiorcą, który miał własną firmę, płacił podatki i niczym nie wyróżniał się z tłumu podobnych mu biznesmenów. Potem jednak przyszedł kryzys finansowy, a bankowe rekiny, które tylko czekały na taką płotkę, rzuciły się do mojego gardła. Zostałem zmuszony do desperackich kroków. Postanowiłem zostać bandziorem, rodem z tych popularnych amerykańskich filmów. To moja historia.
Czternasta FIFA jest odsłoną, którą najbardziej znienawidziłem. W produkcje traktujące o piłce nożnej gram już od dawna i to nie tylko w te od EA. Próbowałem PESa, a nawet zastanawiałem się nad przesiadką właśnie na niego, po ukazaniu się FIFY 14. Po ograniu wersji demonstracyjnej 15, wyczułem, że nadchodzi zbawienie.
Gdy Ubisoft zapowiedział, że w tym roku doczekamy się aż dwóch gier z serii Assassin’s Creed, wielu graczy zakrzyknęło, że część przygotowana na „stare” konsole to tylko próba wyciągnięcia od nich pieniędzy. Mi jednak karaibskie piractwo w Black Flagprzypadło do gustu tak mocno, że chyba bardziej kusi mnie perspektywa powrotu na morze, niż odwiedzenia Paryża w Assassin’s Creed: Unity, pomimo wszystkich zapowiedzianych w niej zmian.
Gry cRPG od zarania dziejów rządzą się swoimi prawami, które każdy, kto choć przez krótki czas miał styczność z gatunkiem potrafi szybko rozpoznać. Studio HotHead podjęło się próby wyszydzenia owych prawideł w pozycji noszącej tytuł Deathspank. Wyszła z tego wielce wybuchowa mieszanka, którą bez najmniejszych wątpliwości mogę jednak zaliczyć do udanych.
Najnowsze konsole (X1 i PS4) zawodzą oczekiwania od samego początku. Największym problemem zdaje się być za mała moc nowych zabawek, która sprawia, że już na starcie wyraźnie ustępują aktualnym pecetom. Te same gry mają wyglądać brzydziej niż na komputerach i wszystko wskazuje na to, że znów będziemy marudzili na ograniczanie producentów, którzy będą zmuszeni do dostosowywania gier do możliwości konsol. Tylko że wbrew pozorom to sprawa drugorzędna, bo konsole i tak się obronią.
Nie myślałem, że kiedykolwiek dojdzie do tego, że będę zmuszony napisać o swoich perypetiach związanych z zamawianiem gier w polskich sklepach wysyłkowych. Do tej pory obywało się jakichś szczególnie przykrych przypadków i z 95% zakupów na przestrzeni ostatnich co najmniej dziesięciu lat mogę powiedzieć, że jestem zadowolony. Kilka razy zdarzyło mi się też korzystać ze sklepu gram.pl, który ani nie wyróżniał się jakoś specjalnie od średniej krajowej ani od niej specjalnie nie odstawał. Było okej i nie miałem do tej pory na co narzekać. Zawsze kiedyś przychodzi jednak TEN dzień.
TEGO dnia, a było to w ubiegłą środę, postanowiłem zaszaleć i sprawić sobie kolekcjonerkę Dark Souls II na PlayStation 3 w sklepie gram.pl, bowiem po przeprowadzeniu krótkiego rekonesansu okazało się, że chyba tylko tam jest ona jeszcze dostępna. Być może było inaczej, ale nie ma to już teraz znaczenia.
Kontynuując dyskowe wykopaliska natrafiłem na tekst napisany pod wpływem wypowiedzi znanego krytyka filmowego, który parę lat temu skrytykował gry wideo, twierdząc, że nigdy nie dorosną do miana sztuki.
We wszelkich zestawieniach najlepszych gier/serii na odchodzące już PlayStation 3 niemal obowiązkowo pojawia się Uncharted. Po kilku latach obecności na rynku ów cykl stał się czymś pokroju Gothika – obiektem kultu, swego rodzaju symbolem i wystarczy w czeluści Internetu posłać ankietę „Co streamujemy/przypominamy dziś z gier na PS3?”, by dzieło Naughty Dog wygrało w cuglach lub przynajmniej dobiło do podium. Jak wiadomo, „lubimy to, co znamy”, więc inne, kompletnie obce szerokiej publiczności, niszowe produkcje muszą ustąpić miejsca tej najpopularniejszej. Bywając na growych portalach nie sposób od tego uciec – nawet, jeśli nie masz konsoli Sony i nie zamierzasz jej kupić, dokładnie wiesz, czym jest Uncharted. I z pewnością widziałeś z niego niejeden gameplay i tony zachwytów w komentarzach. Ja poszedłem krok dalej – postanowiłem sprawdzić na własnej skórze, czy również poddam się masowej euforii, czy też będę niczym współczesny, growy Gałkiewicz. Na początek padło oczywiście na Drake’s Fortune.