Szybko rosnąca lista zaległości i w zastraszającym tempie wydłużająca się lista tytułów do ogrania na PlayStation Store i Steamie zmusiły mnie do zmiany pewnych założeń. Do tej pory nieśmiałe kroki w kierunku nowszych produkcji musiałem zmienić w dużo bardziej odważne próby wejścia w świat hitów wydanych po 2007 roku. Tak się złożyło, że jedną z pierwszych produkcji z PlayStation 3, którą przyszło mi porządnie ogrywać, zostało Darksiders. Po kilku godzinach z Wojną, mogę tylko powiedzieć, że lepiej trafić chyba nie mogłem.
Genialne uczucie. Uruchomienie tak spektakularnego, rozbudowanego i efektownego tytułu świeżo po „starociach” w stylu Herdy Gerdy czy Pirates: Legend of Black Kat na PlayStation 2 robi kolosalne wrażenie. Osoby, które starają się regularnie ogrywać nowości być może aż tak onieśmielone dziełem Vigil Games w momencie jego premiery, w 2010 roku, nie były. Dla mnie jednak to duży przeskok jakościowy i powrót w znajome, uwielbiane od czasów God of War klimaty.
Nie sposób po pierwszych kilkunastu minutach nie zacząć porównywać przygód Wojny z tymi Kratosa. Cechy gatunku robią swoje, ale w ogólnym rozrachunku nieuczciwie byłoby nazwać Darksiders prostym klonem hitu Sony Santa Monica. Różnic, po bliższym zapoznaniu, dostrzega się bez liku. Teza wysunięta przez Gawełko w jednym z materiałów, jakoby struktura gry przypominała tę z serii Zelda, wydaje się trafiać idealnie w punkt. Na inny odbiór wpływa też choćby tytułowy bohater, który wydaje się dużo cięższy od pochłoniętego żądzą zemsty Kratosa. Tym samym walki z jego udziałem są jakby wolniejsze i wymagające nieco więcej taktyki. Swoje trzy grosze dodaje też specyficzny styl walki Jeźdźca Apokalipsy, który niezwykle sprawnie potrafi łączyć ataki różnymi rodzajami broni. Przyznaję, że nie mogłem oprzeć się pokusie wydania pierwszych zebranych dusz na kosę i na pewno nie żałuję tej decyzji.
Darksiders zachwyca klimatem. Wizja świata przyszłości, w którym ludzkość została już doszczętnie wybita, a Ziemię opanowały demony jest bardzo sugestywna. Historia ma spory potencjał i trzymam mocno kciuki, by autorom udało się go wykorzystać. Na razie jest świetnie, intryga zawiązuje się sprawnie, a na ekranie co rusz pojawiają się ciekawe postacie i budzący respekt przeciwnicy. Nie sposób nie polubić też Wojny, który próbuje uratować swoje dobre imię, po tym jak ktoś w paskudny sposób go wrobił. To charyzmatyczny bohater, idealnie pasujący do głównej roli w takim dziele jak Darksiders.
Zanosi się, że z produkcją Vigil Games spędzę wiele przyjemnych godzin. Tytuł w pierwszych godzinach wprost poraża rozbudowaniem i wielkością, oferując mnóstwo ataków do wykupienia, obszarów do zwiedzenia, artefaktów do zebrania i zdolności do udoskonalenia. Odpowiednio wysoko zawieszony poziom trudności sprawia, że trzeba (choć też i chce się) uczyć systemu walki. Wreszcie jest intrygująca historia i zabójcza (dla osoby do tej pory bawiącej się z grami poprzedniej generacji) oprawa audiowizualna, którą chwalili też w swoich recenzjach FSM i Aver.
Są gracze, którzy mogą twierdzić, że takie ogrywanie staroci w dobie regularnie trafiających na rynek dziesiątek nowych hitów na różne platformy jest błędem. Czasu spędzonego przy mniej lub bardziej znanych klasykach z PSX-a czy PlayStation 2 na pewno jednak nie żałuję. Teraz dzięki temu mogę też zachwycać się kolejnymi elementami Darksiders, które pewnie na osobach regularnie testujących nowości nie musiały robić wrażenia. Na taką Apokalipsę warto było czekać.