Plants vs. Zombies 2 ma już niemal 25 milionów pobrań [INFOGRAFIKA]
Badland – gra, w którą powinieneś zagrać na swoim smartfonie/tablecie
Pokémon GO - kompendium wiedzy (niepotrzebnej)
Łamigłówki z Adamem Jensenem – minirecenzja Deus Ex GO
Do odważnych świat należy - recenzja gry Braveland
Fallout Shelter na PC - jak zainstalować?
Na rynku mobilnym coraz częściej trafiają się nasze rodzime, ambitne produkcje. Jedną z nich jest Leappy Dog, gra logiczno-zręcznościowa bazująca na mechanice obracanych, trójwymiarowych platform rodem z FEZ’a. Nie cieszy się ona dużą popularnością, ale jest szalenie warta chociażby sprawdzenia.
Raz na jakiś czas trafiam na telefonowo-komórkowo-tabletową grę, o której warto napisać. Tym razem czas spędzony "na tronie" od jakichś dwóch miesięcy kradnie mi Sky Force 2014, dzieło polskiego studia Infinite Dreams, rocznicowa wersja popularnej samolotowej strzelaniny typu "twoja maszyna jest na dole ekranu, z góry lecą wrogowie, naparzaj", która dziesięć lat temu podbiła serca użytkowników systemu Symbian. Jestem przekonany, że wielu z Was z nowym Sky Force miało już do czynienia, tym niemniej dobre trzeba chwalić, co też niniejszym uczynię.
Zawsze wychodziłem z tezy, jakoby każda platforma growa miała swój własny gatunek gry. Kiedyś to wrażenie było znacznie większe i bijatyki oraz większość ścigałek przypisywałem konsolom, z kolei PCty stanowiły dla mnie miejsce poświęcone FPSom i RPGom. Gdzieś na drugim planie, pomiędzy tymi dwoma platformami były produkcje mniejsze. Bynajmniej tak przeze mnie traktowane. Chodzi o platformówki - logiczne zręcznościówki, przygodówki i wszelkie tytuły oferujące rozgrywkę z perspektywy 2D. Wydaje się, że teraz tego typu produkcje znalazły swoje stałe miejsce na całkiem świeżych platformach growych.
Gdy 2K Games zaanonsowało na Twitterze, że będzie się coś działo z marką BioShock, spodziewałem się dwóch opcji – remake’u w full HD na konsolach nowej generacji lub jakiegoś spin-offa na urządzeniach mobilnych. Okazało się, że nie miałem racji, a wydawca chce możliwie jak najwierniej przenieść pierwszą odsłonę serii na urządzenia pracujące pod systemem iOS. Co ciekawe, nie jest to pierwsza mobilna wersja tej gry wydana z takim założeniem. Niemniej jednak, jako wielki fan mam mieszane uczucia.
Mówi się, że fenomenu mobilnej produkcji Flappy Bird, nie przebije już nic. Może rzeczywiście jest w tym sporo prawdy. Z reguły sukces nie idzie w parze z kiepską jakością, a Flappy to wyjątek. Niemniej jednak tytuł ten pokazał jak bardzo ulegamy grom prostym w konstrukcji, stąd inicjatywa wrocławskiego studia Digital Melody.
W świecie gier, nawet tych na urządzenia mobilne, sytuacja często ma się dwojako. Jedna strona barykady stara się w każdą grę włożyć serce, zaimponować pomysłem, jakością wykonania, oryginalnością. Gry te, niczym miód na skołatane serca, dają radość, są obiektem westchnień, wyczekiwania, dyskusji. Po drugiej stronie muru mamy jednak barbarzyńską część growego światka, któremu nie w smak tworzenie czegoś user-friendly. Przykładem takiego połączenia jest właśnie Flappy48.
DM bardzo słusznie zrócił mi uwagę pod moim przedostatnim wpisem. 2048 w bardzo szybkim tempie zdobyła popularność. Grają w nią masy. Jednak niewiele graczy wie, że ten tytuł inspirowany jest produkcją zaprojektowaną przez Ashera Vollmera pt. Threes!.
Jaki jest najlepszy przepis na grę? Okazuje się, że grafika czy fabuła nie są elementami kluczowymi czy niezbędnymi. Jasne, poprawiają całość, ale czasem wystarczy dobry pomysł. Jaki? Dobrze by było, żeby gra była w stanie nas porwać w swój świat, szczególnie w sytuacji, gdy nie ma nic innego do zaoferowania. Kluczem więc jest rzucić się na jedną z najtrudniejszych do pobudzenia cech u człowieka, a przynajmniej u mnie, czyli tej rządzy ukończenia czegoś, co wydaje się pracą syzyfową. W takim celu powstała świetna gra na wolne sekundy dnia – 2048.
Konwersje gier mobilnych na PC to prawdziwa rzadkość. Jeżeli miałbym być na maksa szczery, to uważam, że twórcy Deus Ex: The Fall pokazali sporych rozmiarów cojones. Decydując się sprzedać posiadaczom sprzętu wartego kilka tysięcy złotych coś, co w zamiarze miało hulać wyłącznie na małych ekranach dotykowych, narażają się na sporą krytykę popartą w dużej mierze dość mocnymi argumentami. Bo trzeba postawić sprawę jasno, Deus Ex: The Fall w kategorii gier na PC to miernota. Mógłbym Upadek przyrównać do pilota serialu opartego na znakomitej marce kinowej. Pilota, który posiadając 10 razy mniejszy budżet i rozmach stara się przyciągnąć uwagę atmosferą oraz nawiązaniami do oryginału. Ale robi to nieporadnie i czasem na siłę.
The Fall jest prequelem Buntu Ludzkości, ale należy to określenie wziąć w gruby nawias, bo historia toczy się tutaj na innym kontynencie. Gracz wciela się w postać ex-żołnierza Bena Saxona, który został zwerbowany do grupy najemników kierowanej przez tajemniczego Namira, a następnie zdradzony podczas jednej z misji specjalnych. Życie naszego protagonisty jest zagrożone również z powodu wykrycia narkotykowego spisku, który dotyczy całej ludzkości. A żeby było jeszcze ciekawiej – uzależniona od środka Nu-poz partnerka Saxona pilnie potrzebuje leku, aby przeżyć. Łącząc te 3 wątki twórcy chcieli nadać postaci głównego bohatera odpowiedniej motywacji do działania. Problem w tym, że historia o takim rozmiarze musi nieść za sobą jeszcze wciągające wątki poboczne, przemyślane misje główne oraz ciekawych NPC. Wszystkich tych elementów w The Fall zdecydowanie brakuje.
Granie na urządzeniach mobilnych bardzo różni się od grania na konsolach stacjonarnych i pecetach. Dzieli ich dotykowy ekran, brak przycisków, specyfikacja i przeznaczenie. Jednak w obu przypadkach zdarzają się produkcje wybitne. Na przykład takie jak Badland.