Gry MMO w które grałem i jak się w nich bawiłem (wersja uaktualniona 2014).
T'Rain, gra MMO z konsekwencjami. REAMDE - Neal Stephenson
Zawód - marzyciel.
Esencja Destiny 2 - najważniejsze cechy gry, o których nie dowiesz się z testów beta
8 lat w Azeroth: Historia gracza World of Warcraft
O straconych szansach, Civil War i łysym z Mediolanu
Nowa klawiatura to zawsze okazja, żeby coś napisać. Trzeba przecież przetestować sprzęt w warunkach bojowych. Tak się przypadkiem składa, że nawet jest o czym pisać, trzeba się tylko zdecydować. Po pierwsze palmę pierwszeństwa wśród gier które czasem odpalam straciło Diablo III, pojawił się Guild Wars 2. Po drugie zdarzyło nam się wczoraj obejrzeć film, który przy swojej premierze wzbudził wiele kontrowersji. Zgarnął wśród moich znajomych chyba tyle samo głosów na plus co na minus. Tymczasem u mnie... wychodzi na zero.
Guild Wars 2, marzenie fanów pierwszej części i reszty maniaków gier MMORPG. Po kilku latach sen staje się jawą, bo już 25 sierpnia tego roku posiadacze wersji Pre-Purchase będą mogli zagłębić się w świat stworzony przez ArenaNet.
Prawa tego kosmosu są dziwnie znajome. Wielkie korporacje nieustannie rywalizują ze sobą, na potężnej militarno-ekonomicznej płaszczyźnie. Wszystkie chwyty są dowolne, i czasami by zyskać przewagę, trzeba złapać przeciwnika za jaja. Zawsze znajdą się też odpowiedni specjaliści. Na przykład Guiding Hand Social Club, niewielka korporacja trudniąca się rzemiosłem infiltracji, kradzieży i zabójstwa – ktoś w końcu musi ubrudzić sobie ręce, a poza tym to przecież tylko interesy. Zrobiło się o nich głośno, gdy w 2005 roku przeprowadzili spektakularny zamach na jednej z większych korporacji EVE, wykradając towary i sprzęt, nagromadzone przez kilka lat intensywnej gry (ponoć wart w przeliczeniu kilkanaście tysięcy dolarów). Sposób działania zamachowców był dokładnie przemyślany, musiał też wymagać nie lada cierpliwości i samodyscypliny. Grupa dokonała tego wyczynu, wcielając się i odgrywając nowych członków korporacji, infiltrując swój cel od środka, jednocześnie stopniowo zyskując szacunek i zaufanie szefostwa. Po roku żmudnych przygotowań, zasiadając już na odpowiednich stanowiskach, mogli przeprowadzić skoordynowany atak. Upokorzyli przy tym wroga zarówno fizycznie: grabiąc większość majątku, oraz symbolicznie: niszcząc kolosalny statek flagowy przywódcy, złamanej już korporacji.
To post który napisałem oryginalnie w 2012 roku a teraz (w 2014 roku) dodaję do niego kolejne gry.
Lista gier MMO w jakie miałem okazję zagrać została przygotowana dla mojej przyjemności, zgodnie z moją pamięcią i na życzenie dwóch miłych forumowiczów kapciu i Stitch001.
Moje doświadczenie z grami MMO jest zerowe i nie czułem nigdy wielkiej potrzeby, by wypróbować którąkolwiek z produkcji tego gatunku. Gra białoruskiego studia Wargaming.net okazała się na tyle zachęcająca, że nie sposób było się jej oprzeć. MMO z czołgami w roli głównej? No i jak tu nie spróbować? A próbuję już od lutego i absolutnie nie żałuję. World of Tanks pozostanie na moim dysku jeszcze przez długi czas...
Ostatnimi czasy na rynku pojawia się coraz więcej gier typu MOBA. Niewątpliwie nowe produkty mają problemy z przebiciem gigantów jakimi są DOTA, HoN czy League of Legends. Najnowsza w tej modnej grupce jest gra SMITE stworzona przez Hi-Rez Studio.
Osoby zainteresowane GW2 zapewne zapoznały się już z tekstem Firoda dotyczącym minionego weekendu. Nadeszła moja kolej na podzielenie się wrażeniami z gry, która przywróciła mi wiarę w przyszłość sieciowych RPG.
Na wstępie chciałbym uściślić dwie sprawy. Po pierwsze, nie jestem i nie byłem fanem oryginalnego Guild Wars. Co prawda posiadam wszystkie trzy części i dodatek, ale dokonanego dobrych parę lat temu zakupu żałuję, bo grze tej nigdy na dłużej nie udało się przyciągnąć mojej uwagi.
Po drugie i najważniejsze, obecne MMORPG-i, będące kalką Everquesta/WoW-a już całkowicie mi się przejadły i zwykle już po paru godzinach bety ziewam i usuwam je z dysku.
*Wszystkie screeny są mojego autorstwa i przepraszam za ich stosunkowo niską jakość. Ot, cena do grania laptopa.*
Jak zapewne większość z Was wie, w miniony piątek o godzinie 21:00 rozpocząć się miał weekendowy beta event Guild Wars 2. Można by powiedzieć, że mało brakowało, a plan wykonany by został bez żadnej skazy. (Nie)stety, gra osiągnęła spory rozgłos, a wersja Pre-Purchase sprzedała się w błyskawicznym tempie, dzięki czemu równo o ww. godzinie, tłumy napalonych, pryszczatych dzieciaków zalogowały się, a raczej próbowały to uczynić w tym samym czasie. Wśród tych nerdów znalazł się także Firod, czyli dla niekumatych, ja.
Jak zapewne wielu z Was wie, Guild Wars 2 będzie różnić się od swojej poprzedniczki wieloma aspektami. Ja chciałbym się skupić na jednym z nich. Mam tutaj na myśli takie pojęcia jak otwarty i zamknięty świat.
Gry towarzyszyły mi od dziecka. Kiedyś postrzegałem je, jako formę zabawy z przyjaciółmi. Nie ważne było w co się gra, ważne było z kim. Jak to wygląda aktualnie ? Otóż czasami mam wrażenie, że producenci gier polubili tworzenie produktów, które mają wzbudzić przede wszystkim rywalizację. Wszystko jest dobrze, dopóki jest to objaw zdrowej rywalizacji. Niejednokrotnie spotkałem graczy, dla których zabawa płynąca z gry schodziła na drugi plan. Często górę biorą emocje i to te negatywne. Zauważalne jest to szczególnie w grach, gdzie występuje element PvP.