Diamond & Pearl to trzecia i niestety nie ostatnia seria przygód Asha i jego przyjaciół w świecie pokemonów. Podobnie jak w przypadku Advanced, tak i tu mamy do czynienia z 4 sezonami. Różnica polega jednak na tym, że nasi bohaterowie wezmą udział tylko i wyłącznie w jednej lidze oraz jednym festiwalu w regionie Sinnoh. Już samo to zapowiada nudę i odstawienie na bok najważniejszego celu młodych trenerów jakim jest zdobycie tytułu najlepszego tenera jak i super koordynatorki. Czy naprawdę jest tak źle jak wynika to z suchych faktów? Cóż, najlepiej w tym wypadku rozbić serial na kilka podpunktów, by następnie podsumować całość omawianej twórczości.
Jeśli lubicie Pokemony, a nie przepadacie za Ashem Ketchumem to mam dla was dobrą wiadomość! Chronicles opowiada o losach innych bohaterów, którzy charakteryzują się odmiennymi osobowościami. Tak naprawdę łączy ich tylko jedno! Miłość do swoich bojowych przyjaciół! Oprócz tego pojawiają się również osoby znane nam z serialu animowanego, a przy tym ich historie spójnie łączą się z główną linią fabularną. Jest to odskocznia od typowych serii, mająca na celu zaprezentowanie nam wielkości dostępnego tu świata. Poniżej dowiecie się, czy warto zaznajomić się z poniższą produkcją, czy też nie. Zapraszam!
Twórcy serialu czując ogromny sukces pokemonów, postanowili pociągnąć historię Asha i jego przyjaciół jeszcze dalej. W ten oto sposób powstała seria Advanced, w której w skład wchodzą 4 nowe sezony. Zamiast Misty, która pojawiła się gościnnie w kilku odcinkach, widzowie otrzymali May oraz jej młodszego brata o imieniu Max. Jak wynikało z końcowych odcinków poprzedniej sagi, główny bohater wraz z Pikachu zawędrował do regionu Hoenn, by podbić tamtejszą ligę.
Pokemony okazały się wielkim sukcesem, który z czasem został rozmieniony na drobne, a dzieci, które wcześniej z wypiekami na twarzy wyczekiwały kolejnych przygód Asha, w późniejszym czasie zaczęli się wstydzić i wyśmiewać twórczość Satoshiego Tajiri. Winę za taki stan rzeczy ponoszą krytykujące serial media jak i zachłanne korporacje zajmujące się tym uniwersum. Kieszonkowe stwory pierwotnie ukazały się na przenośnych konsolkach Nintendo, zaś w następnej kolejności na ekranach naszych telewizorów jako anime oraz w pisemnej formie jako manga. Oczywiście każda z nich prezentuje odmienne historie, które są tylko w nieznaczny sposób powiązane ze sobą. Ja jednak na warsztat wziąłem sobie serial animowany, który ze znacznymi przerwami oglądam do dnia dzisiejszego.
Dla wielu może być to dziwne, że niemal 23 letni człowiek ogląda serial animowany skierowany do najmłodszego grona odbiorców. Odpowiedź jest prosta - siła sentymentu i chęć poznania dalszych losów Asha i jego przyjaciół.
Kto mógłby uwierzyć, że można zrobić dobre, ciekawe, przyjemne gry z … pisania wyrazów na klawiaturze? Niewielu. Ale spece od elektronicznej rozrywki udowodnili, że da się wszystko. Wystarczy odrobina chęci, a czasem również chodliwa licencja i już wszystkie panie maszynistki mogą zdobyć dla siebie zajęcie na długie zimowe wieczory, a być może kiedyś i nabić wysoki licznik punktów. I pomyśleć, że kiedyś nie wyobrażałem sobie, że da się szybko pisać na klawiaturze…
Zapraszam do lektury.
Jeśli Twoje dziecko grało w demoniczne gry komputerowe takie jak „Pokemony Kieszonkowe Potwory” to wiedz, że coś się dzieje... Parafraza wypowiedzi księdza Natanka, czyli jednej z najnowszych gwiazd polskiego Internetu, idealnie oddaje paranoję, która swojego czasu wybuchła wokół marki Pokemon. Psychologowie bili na alarm twierdząc, że sympatyczne pokemony wystawiane przez bohaterów do pojedynków, uczyły dzieci agresji wobec zwierząt. Oskarżenia te bledną jednak przy miejskiej legendzie, która niegdyś wyrosła wokół pierwszej edycji gry Pokemon Green wydanej w 1996 roku na kultową przenośną konsolkę Game Boy. Jeden z zawartych w grze utworów muzycznych pojawiający się podczas podróży po lokacji Lavender Town miał być bowiem przyczyną samobójczej śmierci blisko setki japońskich dzieci.
Pokemony praktycznie od zawsze wzbudzały kontrowersje i szał wśród konserwatywnych pedagogów, obrońców moralności, religii czy „zatroskanych” rodziców. O grach opowiadano niestworzone historie, podobnie zresztą jak o powstałym na ich podstawie serialu animowanym lub kolekcjonerskiej karciance. Na gruncie tych opowieści wykiełkowało wiele miejskich legend. Niektóre były wyjątkowo dziwne lub nieprawdopodobne, takie jak historie o zgonach wywołanych kontaktem z grą czy też te o klątwie ciążącej nad twórcami kieszonkowych stworów. Inne, krążące wśród graczy były znacznie ciekawsze, bo w wielu wypadkach ku zaskoczeniu okazywały się prawdą, jak te mówiące o sposobie na złapanie Mew czy o spotkaniu z tajemniczym Missingo. Jedną z najciekawszych legend tego typu, która zrobiła niemałą karierę w sieci, jest opowieść o „czarnej” wersji kartridża z Pokemon Red, która ponoć kilka lat temu została zakupiona na pewnym amerykańskim pchlim targu.
Dziś w innej formule niż zwykle. Ale nie martwcie się, bo tekstowe podsumowania tygodni będą kontynuowane. Ale bez spinki, zależy jak wiatr powieje. Beczlogi częściej oglądać można pod adresem www.facebook.com/kgonciarz.
Teoretycznie mania Pokemonów minęła w Polsce kilka lat temu, ale na świecie ten szał trwa w najlepsze, co potwierdzają wyniki sprzedaży kolejnych odsłon na przenośne konsolki Nintendo.
Wszyscy fani stworków na pewno z radością powitaliby nową i pierwszą grę z serii na dużej konsoli. Niestety, tak jak GameCube nie dostał normalnej odsłony Pokemonów, tak i tajemniczy projekt na ruchowy sprzęt od Nintendo nie będzie miał związku z podstawowym nurtem gier o Pikachu i spółce.