Plants vs. Zombies 2 ma już niemal 25 milionów pobrań [INFOGRAFIKA]
Najpopularniejsze gry na Facebooku - sierpień 2013
MAU, DAU, konwersja, retencja i inne wskaźniki w grach Free To Play
Przychody i koszty dotyczące gracza, czyli wskaźniki w grach Free To Play, cz. 2
Darmowe gry bez Pay 2 Win – dlaczego nieetyczne zagrywki idą w odstawkę
Internetowy dżin czyta w myślach
Sezon czwarty w League of Legeds niesie ze sobą wielkie zmiany. Nowe przedmioty, podejście do gry i specjalizacje. Całkiem niedawno Riot pokazał światu ostateczną wersję tych ostatnich. Co się zmieniło? Zapraszam.
Czwarty sezon League of Legends zbliża się wielkimi krokami. 11 listopada zamknięto na chwilę kolejki gier rankingowych, żeby rozdać prędko nagrody za osiągnięcia w tym roku i przejść do etapu tzw. „presezonu”, który pozwoli na upozycjonowanie się w drabince. Idealna pora na spekulacje co do przyszłości oraz podsumowania zdobytych osiągnięć. Riot Games gotuje dla nas większe zmiany, które wreszcie jakoś zmienią potyczki na takim choćby Summoner’s Rift. Jakby nie spojrzeć, to trzeci sezon należał do tych niebywale nudnych.
Lata świetności gier z gatunku bijatyk w rzeczywistości minęły mniej więcej wtedy, gdy swoją popularność straciły dedykowane im i nie tylko im automaty. To właśnie w latach 90 powstały najpopularniejsze serie, takie jak Mortal Kombat, kolejne odsłony Street Fighter, czy właśnie Killer Instinct. Tytuły te łączy coś jeszcze – po długiej przerwie wreszcie ożyły i są w świetnej formie.
Tak na dobą sprawę Killer Instinct jeszcze nie ożył, choć stanie się to niebawem, bo jeszcze w tym roku. Najprawdopodobniej właśnie w grudniu doświadczymy wskrzeszenia historii - i to w jakim stylu! Remake zapoczątkowanej w 1994r przez studio Rare serii, ma oferować charakterystyczne dla poprzednich odsłon elementy rozgrywki w połączeniu z imponującą fizyką oraz godną next-genowej technologii grafiką. Killer Instinct będzie pierwszą bijatyką, która ujrzy światło dzienne na jednej z przyszłych konsol i mowa tutaj o „tej gorszej”, to exclusive dedykowany Xbox One, tworzony przez Double Helix.
W moim życiu było kilka produkcji, przy których spędziłem mnóstwo godzin i mógłbym to w sumie powtórzyć. Nie żałowałem czasu spędzonego z nimi, pomimo tego iż było go zdecydowanie za dużo. Jednym z takiej listy był choćby Team Fortress 2, ale podkreślam słowo był. Moje nastawienie do tytułu zmieniło się diametralnie, gdy ostatnio zobaczyłem jak mój znajomy uruchomił go, żeby pokazać jak bardzo wszystko się zmieniło, od naszej sięgającej już prawie rok przerwy w rozgrywce. Przerwy? A może już raczej permanentnego rozstania?
Niezliczone są przypadki tytułów F2P, które tak jak The Mighty Quest For Epic Loot zachęcały mnie trailerami i ciekawymi pomysłami, okazywały się na tyle nie grywalne, że znikały z mojego dysku przed ukończeniem prologu. Przygotowany na podobny scenariusz zostałem mile zaskoczony, kiedy po kilku godzinach z tytułem wciąż chciało mi się grać.
Plants vs. Zombies to bez dwóch zdań najlepsza gra w ofercie amerykańskiej firmy PopCap Games, znanej z licznych produkcji dedykowanych tzw. casualom. Proste i przejrzyste zasady, przyjemna oprawa graficzna oraz humorystyczne podejście do tematu walki z zombie, sprawiły, że po dziś dzień jest to mój absolutny numer jeden w kategorii produktów zaliczanych do kategorii tower defense. Atak powłóczącej nogami hordy odparłem na kilku różnych platformach sprzętowych ze stuprocentową skutecznością, za każdym razem bawiąc się niemal tak samo dobrze. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że w stosunku do drugiej odsłony cyklu oczekiwania miałem ogromne i nie mogłem się wręcz doczekać, by znów poprowadzić ukochane roślinki do boju.
Kiedyś myślałem, że z lolem będzie jak z World of Warcraft czyli osiągnie szczyt popularności, który będzie przedłużany do granic możliwości. Wkońcu silnik zacznie poważnie niedomagać, twórcy nie będą już mieli pomysłów na sensowne zmiany w rozgrywce i zacznie się powolna agonia. A tu zonk wszystko wskazuje na to, że jest dokładnie odwrotnie.
Moją przygodę z War Thunder można opisać jednym zdaniem: wpadłem na chwilę, zostałem na dłużej. Nie wiem, czy na stałe, ale z pewnością stoczę jeszcze niejedną bitwę, siedząc za sterami wirtualnej maszyny. Panowie z Gaijin Entertainment po prostu trafili ze swoją najnowszą produkcją w dziesiątkę.
Wrażenia z bety Hearthstone
To ostatnio jakaś moda że ostatnio każdy twórca gier robi karciankę. Mojang zrobił swoją, swoje karcianki dostały też światy Might and Magic, Metal Gear Solid, a nawet Tekken. Blizzard wcześniej już miał grę karcianą w świecie Warcrafta, jedna rządzi się ona zupełnie innymi zasadami i grać w nią można tylko fizycznymi kartami. Jak zapewne wszyscy słyszeli, powstaje teraz coś nowego: Hearthstone: Hereos Of Warcraft. Jest to gra docelowo na PC, Mac, i w późniejszym terminie również na iPady.
Gra jest teraz w zamkniętej becie. Ominęły mnie pierwsze "fale" wysyłania kluczy do bety, ale w końcu się udało - Blizzard mnie zauważył. Zainstalowałem i pograłem trochę - odblokowałem wszystkie postacie, i jedną z nich (magiem), osiągnąłem 21 poziom. Nie jest to dużo ale mogę już coś o grze powiedzieć.
Zbiór najciekawszych filmików jakie udało mi się wygrzebać z otchłani internetu.