Wspomnienia z Trzecim i oczekiwania na Czwarty Sezon League of Legends - Rasgul - 14 listopada 2013

Wspomnienia z Trzecim i oczekiwania na Czwarty Sezon League of Legends

Czwarty sezon League of Legends zbliża się wielkimi krokami. 11 listopada zamknięto na chwilę kolejki gier rankingowych, żeby rozdać prędko nagrody za osiągnięcia w tym roku i przejść do etapu tzw. „presezonu”, który pozwoli na upozycjonowanie się w drabince. Idealna pora na spekulacje co do przyszłości oraz podsumowania zdobytych osiągnięć. Riot Games gotuje dla nas większe zmiany, które wreszcie jakoś zmienią potyczki na takim choćby Summoner’s Rift. Jakby nie spojrzeć, to trzeci sezon należał do tych niebywale nudnych.

Tak z innej beczki. Pamięta ktoś jeszcze o Magma Chamber? ;)

Ostrzegam na wstępie! Tekst może być mało czytelny dla nowych graczy!

Zapowiadał się całkiem smakowicie, było wokół niego pełno szumu, zmian zresztą miało być wniesionych drugie tyle, ale wszystko to okazało się być jakoś takie mało ewolucyjne. Dodano kilka nowych przedmiotów (resztę lekko zmieniono), asasyni stali się bardziej przydatni (wręcz zabójczy), tanki zyskały na wartości, a junglerzy zaczęli pełnić rolę kolejnego supporta w późniejszych etapach rozgrywki. Poza tym dodano jeszcze nowy system dywizji do gier rankingowych, zastępujące (ale bazujące nadal na nim) kultowe już punkty ELO. A! I jeszcze zaczęto bardziej wspierać e-sport, poprzez stworzenie ligi LCS. Tyle rzeczy potrafię wymienić z miejsca, na poczekaniu, ponieważ tylko one mnie w sumie zainteresowały. Reszta to jakaś kosmetyka. Gameplay przy starcie tego okresu był dosyć chaotyczny. Nikt tak naprawdę nie wiedział wówczas, jakie przedmioty sprawdzają się na kim najlepiej, co oczywiście potem już samo wyszło w praniu. Było czuć ten pierwiastek wolności w budowaniu swojego czempiona, który potem oczywiście znikł. Społeczność zaczęła kombinować, szukać nowych alternatyw, sprawdzać mnóstwo, nawet tych najbardziej szalonych opcji. Zaczynało się robić ciekawie, ale szał na nowe skończył się równie szybko, gdy znaleziono najbardziej optymalne opcje dla danych bohaterów. Na Summoner’s Rift znowu zaczęło się robić nudno. Jeszcze zawodowi gracze potrafili pokazać kilka niespodzianek i dziwnych taktyk, ale to ostatecznie zbytnio nie ruszyło metą. Riot po prostu chciał trochę poeksperymentować, ale wyglądał jakby sam do końca nie wiedział z czym, także pozostał w pewnej stagnacji.

Same spotkania przebiegały często dosyć podobnie, żadne jakoś szczególnie się od siebie nie różniły. Wystarczyło, że jedna drużyna zdobyła lekką przewagę nad drugą i mecz zwykle powoli sypał się dla tych, którzy popełnili wcześnie błędy. Nie udostępniono zbyt wiele narzędzi pozwalających na nagły powrót do zabawy. Trzeba było czekać na znaczący błąd oponenta, przy okazji nie dając się zabić. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo obecnie o użycie skrótu „GG” w pewnych momentach jest naprawdę łatwo.         

Poza zmianą w itemach, nie znalazłem żadnych ciekawszych różnic między sezonem drugim, a trzecim. Nie dałem rady. Moja ulubiona, górna linia była tak samo nużąca jak poprzednio. Nadal o przewadze na niej decydowała osoba, znajdująca się w jungli. Dalej też świetnie na topie sprawdzały się postacie, które bardzo lubiły inwestować w wytrzymałość podczas bitew. Potyczki pomiędzy nimi wyglądały jak walka dwóch żółwi na śmierć i życie… gąbkami. Czego oczywiście nie można powiedzieć o takich AP Carry czy AD Carry. Ci na swoich częściach mapy mieli pełno zabawy, a w późniejszych fragmentach meczu potrafili zadawać tysiące obrażeń. Jedna kombinacja zaklęć starczyła od takich, żeby odesłać kogoś na pole respawnu. Zły krok i ono już na ciebie czekało.

Boli mnie również słabe próbowanie poprawy społeczności. Nadal sądzę, iż zachowanie graczy w League of Legends jest karygodne, wręcz chore. Nie spotkałem się jeszcze w żadnej produkcji z takim przypadkiem, że drużyna zamiast podnieść mnie na duchu, bo nie powodzi mi się najlepiej, to zaczyna mnie jeszcze bardziej dołować przez wyzwiska. Zresztą nie byle jakie! Nie zdarzyło mi się usłyszeć dotychczas tylu zwrotów o mojej matce, a także życzeń… żebym umarł przez nowotwór. Tak, tutaj to codzienność.

Sezon 4 wygląda za to bardzo ciekawie. Twórcy nareszcie próbują wymusić na graczach zmianę mentalności i dotychczasowych przyzwyczajeń. W dodatku kombinują z poszczególnymi rolami. Taki jungler czy support wreszcie zacznie coś znaczyć na polu walki. Dodana zostanie masa ciekawych przedmiotów, te zaś wydają się wnieść więcej dynamiki. Poza tym mecze zaczną być bardziej wyrównane, a uzyskanie sporej ilości przewagi w złocie nad oponentem, nie będzie ograniczało się do zabicia jednego smoka oraz zniszczenia jednej lub dwóch wież. Zgranie drużyn stanie się czymś jeszcze ważniejszym niż dotychczas, a mecze trudno będzie rozstrzygnąć jeszcze przed 20 minutą. Riot wreszcie zaczyna ingerować, nie zmieniając przy tym zasad zabawy, tylko dostępne do niej narzędzia. Oby tylko ich szlachetna idea miała odzwierciedlenie w rzeczywistości. Od League of Legends zaczynałem się powoli odbijać właśnie przez otaczającą mnie zewsząd monotonię. Czekałem na większe zmiany i prawdopodobnie dostanę je już niedługo. Oby tylko nie skopano sprawy, na co liczę.


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

               

Rasgul
14 listopada 2013 - 23:22