Do dzisiaj dobrze pamiętam moment kiedy po raz pierwszy zobaczyłem intro Resident Evil. Była to zarazem jedna z najgłupszych jak i najwspanialszych rzeczy jakie dane było mi obejrzeć na ekranie mojego komunijnego telewizora. Sama gra okazała się czymś jeszcze lepszym i przyczyniła się do mojej fascynacji konsolowymi straszakami. Niestety pozostały mi jedynie wspomnienia bo gry tego typu należą do przeszłości. Dlatego korzystając z okazji jaką jest temat tego tygodnia, postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze na temat jednego z moich ulubionych gatunków gier wideo.
Capcom znany jest z niejednego survival horroru. Serie takie, jak Resident Evil, Dino Crisis czy Clock Tower kojarzy każdy szanujący się gracz. W 2005 roku mistrzowie gatunku zaserwowali na PlayStation 2 nieoficjalną kontynuacją ostatniego z wymienionych cyklów, Haunting Ground. Od premiery tej gry minęło na początku maja ubiegłego roku dziesięć lat. Dzisiaj historia Fiony i jej czworonożnego przyjaciela nadal wypada dobrze, choć nie jest też niczym nadzwyczajnym.
Żyjemy w czasach gdy klasyczne survival horrory są praktycznie martwym gatunkiem. Produkcje te zostały wyparte przez „YouTubowe straszaki”. Dlatego też powrót jednej z najlepszych horrorowych gier napawał mnie olbrzymią nadzieją. Jednak czy w obecnym świecie jest jeszcze miejsce dla tytułów takich jak Project Zero: Maiden of Black Water?
Dla niemal całkowicie bezbronnej, kruchej i szybko wpadającej w panikę nastolatki praktycznie każdy przeciwnik jest ogromnym wyzwaniem. W Haunting Ground Fiona na szczęście nie spotyka na swojej drodze zbyt wielu wrogów. Garstka psychopatów pełni tutaj jednak role nie tylko zwykłych, regularnie napotykanych dręczycieli, ale też i bossów. Jak wypadają mieszkańcy tajemniczej posiadłości i czy Capcom zaprojektował ciekawe pojedynki z nimi? Sprawdźmy.
UWAGA, spojlery!
Kilka lat temu miałem okazję napisania cyklu artykułów na temat „gier straszących”. Strona na której teksty te się pojawiły już od jakiegoś czasu nie istnieje. Dodatkowo od tamtego czasu segment horroków uległ wielu zmianom. Dlatego też postanowiłem po raz drugi podejść do tego samego tematu i przybliżyć wszystkim zainteresowanym tematykę wirtualnych straszaków.
Umieszczenie młodej, drobnej blondynki w roli głównej bohaterki survival horroru ma jakiś sens. Taka niewinna i bezbronna postać dysponuje potencjałem, by sprawdzić się w przerażającej historii. Postawienie jej naprzeciw niebezpiecznych psychopatów na pewno robi dużo większe wrażenie, niż rzucenie przeciwko nim policjantki czy tajnego agenta. Decyzję Capcom, by więc to spełniającej powyższe warunki Fionie powierzyć główną rolę w Haunting Ground można uzasadnić inaczej niż tylko chęcią zarobienia na spragnionych wirtualnych piękności nastolatkach. Ale czy na pewno?
Uwaga, spojlery!
Amnesia była grą inspirowaną twórczością Howarda Philipha Lovecrafta. SOMA idzie w kompletnie innym kierunku co potwierdzone jest przez otwierający grę cytat Philipa K. Dicka. Mamy do czynienia z grą w stylu Science- Fiction której akcja dzieje się w XXII wieku.
Wcielamy się w młodego mężczyznę imieniem Simon. Nasz bohater z nieznanych sobie przyczyn trafia na jak to się wydaje opuszczoną stację badawczą. My wraz Simonem odkrywamy dlaczego znalazł się on w tym miejscu a także co stało się z podwodnym kompleksem Pathos-2.
Staram się przedstawić historię w jak najbardziej lakoniczny sposób. Wszystko to dlatego, że już początek gry serwuje nam niespodziewane sceny. Spoilowanie ich odebrałoby wiele radości z poznawania tego tytułu. Po pierwszych 20 minutach gry miałem pewne spekulacje dotyczące tego jak będzie wyglądała fabuła produkcji Frictional Games. Na szczęście moje domysły bardzo szybko wyleciały do kosza i zostałem wciągnięty w wir wydarzeń zaprezentowanych w grze.
Nie jestem fanem survival horrorów. Doceniam je i uważam w wielu przypadkach za znakomite i dopracowane produkcje, ale po prostu nie lubię się bać. Po kolejnym dniu pracy nie szukam okazji, by się przerazić i zestresować. Czasami jednak trzeba stawić czoła swoim lękom, tak? Po latach przerwy wróciłem więc do gatunku, w który gra mnie się najtrudniej. Padło na wydane w 2005 roku na PlayStation 2 Haunting Ground od ekspertów z Capcom.
Kiedy człowiek przez jakiś czas mieszka w innym kraju to powoli, chcąc czy nie chcąc poznaje jego kulturę i tradycje. W wielu przypadkach nie jest to nic ciekawego ani specjalnie przydatnego. Jednak czasem trafiają się naprawdę fascynujące rzeczy o których człowiek nigdy nie miał pojęcia. Mój rok w Korei pozwolił mi nie tylko na poznanie przeklętego języka jakim posługują się mieszkańcy tego półwyspu ale także na trochę lepsze zrozumienie panującej tutaj kultury. Razem z wiedzą na temat zasad spożywania jedzenia i picia czy zachowywania się w miejscach publicznych poznałem też kilka interesujących kwestii dotyczących lokalnych zabobonów i grozy w Korei. Jedną z takich ciekawych kwestii jest to, że w tym kraju sezon letni jest czasem horroru. W przeciwieństwie do zachodniej jesienno-zimowej tradycji kina grozy, Koreańczycy uwielbiają się bać w upalne dni. Wynika to z tego, że podobno nic nie chłodzi lepiej od potu wywołanego strachem. W ramach tej tradycji postanowiłem zaserwować kilka (podobno) mrożących krew w żyłach opowiastek wprost z ziemi soju i makkoli płynącej.
Pisałem kiedyś o szokującym ataku paniki jaki mnie któregoś tam dnia dopadł. Pewnego razu byłem przekonany, że pewna dziewczyna mnie zabije. Najlepsze że taka schiza przytrafiła mi się więcej niż jeden raz. Kiedyś, gdy jeszcze mieszkałem w Pekinie trafiłem na pewną 'interesującą” dziewczynę. Nie będę rozpisywał się o moich dziwacznych perypetiach ale koniec końców byłem ofiarą czegoś co można nazwać stalkingiem. Przez okres kilku tygodni gdzie się nie obróciłem i nie pojawiłem była tam również i ta Chinka. Wiedziała gdzie mieszkam, studiuję i gdzie pracuję. Parę razy prawie narobiłem w portki ze strachu. Nie mówię, że lasce tej przyświecał jakiś demoniczny cel ale ja byłem nieźle wystraszony i za każdym razem gdy ktoś pukał do moich drzwi myślałem, że to już koniec. Taka schiza była po części efektem mangi o której tym razem będę wspominał. Zashiki Onna to coś co przyczyniło się do mojego irracjonalnego lęku. To powinno na wstępie oddać z jak solidnym horrorem mamy do czynienia.