Umieszczenie młodej, drobnej blondynki w roli głównej bohaterki survival horroru ma jakiś sens. Taka niewinna i bezbronna postać dysponuje potencjałem, by sprawdzić się w przerażającej historii. Postawienie jej naprzeciw niebezpiecznych psychopatów na pewno robi dużo większe wrażenie, niż rzucenie przeciwko nim policjantki czy tajnego agenta. Decyzję Capcom, by więc to spełniającej powyższe warunki Fionie powierzyć główną rolę w Haunting Ground można uzasadnić inaczej niż tylko chęcią zarobienia na spragnionych wirtualnych piękności nastolatkach. Ale czy na pewno?
Uwaga, spojlery!
Haunting Ground wprost ocieka podtekstami, a przygodzie Fiony od początku do końca towarzyszy seksualne napięcie. Tutaj wszystko jest mocno nacechowane erotyzmem i nawiązaniami do wiadomych czynności, ale już nie każdy z tych elementów znajduje swoje racjonalne uzasadnienie. Nic zarzucić nie można scenarzystom, którzy napisali historię. Młoda dziewczyna budzi się po wypadku samochodowym w obcym miejscu i próbuje ustalić, co naprawdę się wydarzyło. Jak się z czasem okazuje nosi ona w sobie większą niż zwykli śmiertelnicy esencję życia, Azoth, która jest bardzo potrzebna pragnącym nieśmiertelności mieszkańcom mrocznej posiadłości, Aureliousowi Belli i jego sklonowanemu synowi, Riccardo. Drugi z nich, bez owijania w bawełnę, chce mieć z Fioną dziecko. Wierzy, że stanie się ono jego odporną na zakusy śmierci reinkarnacją. Ściga więc bohaterkę, pragnąć zmusić ją do, tu cytat, wpuszczenia go do jej łona. Fiona i kierujący jej poczynaniami gracze mają więc powody, by uciekać.
Japońscy twórcy na tym jednak nie skończyli. Pewną granicę dla niektórych na pewno przekroczyli, projektując sceny śmierci głównej bohaterki. To kontrowersyjny element gry, który przeciwników przedmiotowego traktowania kobiet i pokazywania przejawów brutalności wobec nich (na pewno redaktorów Polygona) może mierzić. O ile jeszcze od rozmaitych pułapek i strzał ginęło już w grach wielu herosów, to nie przypominam sobie żadnego, który zostałby przez przeciwnika... zgwałcony. A odgłosy wydobywające się z głośników po schwytaniu Fiony przez Debilitasa czy Riccardo mogą sugerować taki właśnie koniec głównej bohaterki.
Specyficzna historia mogłaby wystarczyć, żeby wyróżnić Haunting Ground z grona podobnych mu produkcji i narazić się na oskarżenia o seksizm. Niekoniecznie jednak zagwarantowałaby dobrą sprzedaż. A że seks się sprzedaje i okazja była dobra, więc Capcom skrzętnie z niej skorzystał. Trudno nie posądzać Japończyków o granie na najniższych instynktach, gdy spojrzy się na sam projekt Fiony. Kusy podstawowy strój blond piękności i działające na wyobraźnie ujęcia kamery przy scenkach przerywnikowych raczej nie miały budować atmosfery grozy w grze, a działać na wyobraźnię konsumentów. Wystarczy też porównać pierwsze projekty Fiony z jej ostatecznym trójwymiarowym modelem, by zauważyć, w którym kierunku zdecydowali się pójść twórcy. Większe piersi i zdecydowanie bardziej kobiecy, a mniej dziewczęcy, wygląd mówią wiele. Do tego trzeba dodać dodatkowe, bonusowe kostiumy, w które gracz może ją przebrać po jednorazowym ukończeniu gry. Domina w skąpym lateksie? Wyuzdana kowbojka? Tak ubrana heroina może budzić tylko jedne skojarzenia.
Seksowna postać w roli głównej w grze to nic nowego. Haunting Ground to jednak nie tylko przyciągająca oko dziewczyna, która kusym strojem próbuje zachęcić konsumentów do wysupłania pieniędzy z portfela. Capcom całą swoją produkcję mocno nacechował erotyzmem i nawiązaniami do seksu, czyniąc z gry pozycję bardzo charakterystyczną. Na pewno warto ją choćby kojarzyć, bo to odważna i intrygująca próba poruszenia skostniałego gatunku survival horrorów. Czy udana? To już temat na inny wpis.