Ys X: Nordics
Deus Ex: Rozłam Ludzkości - recenzja gry tylko i aż bardzo dobrej
Śmierć to tylko początek. Fenomen gier From Software
Non omnis moriar Komandora Sheparda
Recenzja Bloodborne – Dark Souls polane krwistym sosem
W co gracie w weekend? #401: Halo TMCC, Monster Hunter World/Iceborne i Nioh
Specjaliści od RPG-ów łączą siły z geniuszami animacji, by stworzyć niezwykłą grę na PlayStation 2. W efekcie prac magików ze Squaresoftu i Disneya powstaje Kingdom Hearts. Tytuł niezwykły, będący spełnieniem marzeń wielu dzieci i dorosłych z całego świata. Dzisiaj, dwanaście lat po premierze, produkcja, która zapoczątkowała uwielbianą przez miliony serię, wciąż potrafi oczarować i zachwycić gracza. Tą magiczną, dla wielu bardzo sentymentalną, podróż na pewno warto odbyć.
Jedni twierdzą, że był to mężczyzna, drudzy zaś wspominają o kobiecie. Każda z opowieści zapamiętała tę postać na swój własny sposób, każda mówi o zgoła odmiennych czynach i historii. Jedno natomiast w nich pozostaje niezmienne... pierwszy człowiek Widmo, pogromca Żniwiarzy, bohater galaktyki... Komandor Shepard.
Liczne uniwersa wykreowane przez Disneya stały się domem nie tylko dla wielu sprawiedliwych i dzielnych bohaterów, ale też dla przebiegłych, chytrych i podstępnych złoczyńców. Wielu z nich pojawia się w Kingdom Hearts, rzucając wyzwanie kierowanej przez gracza drużynie. Czy projektanci ze Squaresoftu potrafili wykorzystać potencjał dobrze znanych z animacji postaci i przygotować ciekawe, zapadające w pamięć pojedynki? Czy nie zabrakło im też pomysłów na własnych bossów? Sprawdźmy.
Uwaga, spojlery!
Pierwszy komputer, na którym udało mi się uruchomić jakąkolwiek grę, ma już dobre dwanaście lat. Przesiadka z PlayStation nie była komfortowa – nie mogłem przyzwyczaić się do korzystania z klawiatury i myszki, do instalacji gier, do grania bez płyty i do wielu innych nowości, które dziś wydają się śmieszne. Z biegiem czasu zrozumiałem, że po prostu byłem wtedy „młody i głupi”, a pecety wcale nie są taką straszną maszyną i można się z nimi bawić tak, jak z konsolą. W trakcie tych dwunastu lat nieustannie towarzyszyło mi jednak kilka produkcji, z którymi styczność miałem na samym początku mojej „kariery” i które za każdym razem całkowicie mnie pochłaniały. Jedną z nich z pewnością jest legendarny Gothic II.
Ach, rok 2000. Znikające opary lęku przed pluskwą milenijną, wszechobecne cytaty z Matriksa, MTV jeszcze jako stacja muzyczna puszczająca nowy singiel Britney, wszyscy gracze śliniący się na myśl o Diablo II (zresztą całkiem słusznie)... Ale czy pamiętacie może, że jeszcze zanim Blizzard zesłał nam mesjasza upakowanego na kilku płytach CD, firma Westwood (tak, ci od Command'n'Conquer) zaoferowała graczom swoją wizję gatunku hack'n'slash/action RPG? I że była to wizja nad wyraz udana? I że wszyscy powinni w tę grę zagrać? I że ta gra nazywa się Nox?
Każdy z nas ma jakieś swoje wspomnienia związane z grami. Przeważnie dotyczą one starszych gier, w które graliśmy ładnych kilka(naście) lat temu. W większości przypadków z tymi grami wiążemy miłe dla nas chwile i wspomnienia. Wtosięgrało to cykl felietonów, który przywodzi starsze produkcje, pojedyncze misje czy momenty, które przeszły do historii elektronicznej rozgrywki. Wtosięgrało to sentymentalny powrót do przeszłości i gier, które lata świetności mają już za sobą, ale o których wciąż pamiętamy. W dzisiejszym odcinku chciałbym powrócić do jednego z najpopularniejszych (o ile nie najpopularniejszego, sorry Wiesiek) action-erpega w Polsce oraz wędrówek po jego krainie. Panie, Panowie: Khorninis w Gothic II.
Z upływem czasu zbliża się do nas premiera nowej części przygód Geralta. 3 dni temu podczas gali VGX 2013 został zaprezentowany zwiastun produkcji CD Projektu Red. Przyjrzyjmy się mu dokładniej.
Komputerowe role-playing games to mój ulubiony rodzaj gier i spędzam z nimi zdecydowanie najwięcej czasu. Obecnie ratuję przed potężnym smokiem krainę Granys w grze Dragon’s Dogma: Dark Arisen i wciągnąłem się do tego stopnia, że wcale nie chce mi się pisać tego tekstu. Najchętniej włączyłbym teraz Xboksa i nie wychodził z domu przez kilka dni, byle tylko wciąż rozwijać mojego awatara ku potędze i skończyć DD:DA w stu procentach. Oprócz najnowszego cRPGa Capcomu na dysku mojego laptopa czeka nieskończony jeszcze Torchlight, a dzięki letniej wyprzedaży na Steamie moja kolekcja wzbogaciła się o Titan Quest i Knights of the Old Republic II, którym postanowiłem dać drugą szansę. Wisienką na torcie jest Half-Minute Hero: Super Mega Neo Climax Ultimate Boy doskonale parodiujący klasykę gatunku. Ten tytuł odstawiam jednak do czasu, gdy wyposażę się w bezprzewodowy adapter pozwalający podłączyć pada od x360 do komputera. Tak czy siak czekają mnie wakacje z grami fabularnymi i wiecie co? Ja je po prostu uwielbiam i kocham absolutną miłością, a wszystkie inne gatunki mogłyby dla mnie nie istnieć.
A Ty i tak w niego nie zagrasz.
Evoland jest produkcją, która wprost idealnie wpasowuje się w panujące ostatnio trendy. Wielu już się połapało, że gry niskobudżetowe, aby mieć jakąkolwiek szansę na wybicie się, muszą albo być bardzo oryginalne, albo próbować odpowiedzieć na budzącą się wśród starszych (jeżeli chodzi o staż grania, a nie o rzeczywisty wiek) graczy. Evoland może odhaczyć oba powyższe.