Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Jakiś czas temu zawitały u nas nowe odmiany piwa Książęcego. Ja jednak, zajmę się dziś starszą, wycofaną z produkcji pszeniczną wersją tego browaru. Dlaczego? Ponieważ chciałbym porównać ją z duchowym spadkobiercą, czyli Książęcym Złotym Pszenicznym. O tym pierwszym przeczytacie już dzisiaj, zaś o następnym kilkanaście dni później. Wówczas wtedy postaram się podsumować i wybrać te, które bardziej przypadło mi do gustu. Oczywiście mam już swego faworyta, ponieważ spróbowałem oba pszeniczniaki, ale wy dowiecie się o tym w 36 części.
Omawiane piwo dostępne było w standardowej, brązowej butelce, która w połączeniu z równie prostą, biało-zółtą etykietą sprawiała całkiem niezłe wrażenie. Oczywiście nie powala ona na kolana, ale jest schludna i może się podobać. Najważniejsze jest jednak to, że wpasowuje się do tego, do czego je stworzono. Zastrzeżenia mam jedynie do odklejającej się etykiety, czyli bardzo częstej wady towarzyszącej butelkowym browarom.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Dzisiaj również przedstawię wam słowackie piwo. Tym razem ciemne. Šariš Tmavé Pivo kusi u naszych południowych sasiądów okazyjną ceną, wynoszącą w przeliczeniu na złotówki nieco ponad 3zł. To bardzo dobry jak na dunkela wynik. Ciekawe tylko, czy nie odbija się ona przypadkiem na jakości omawianego browaru. Aby się tego dowiedzieć, trzeba go najpierw solidnie przetestować.
Ciemny Šariš oferowany jest w standardowej, brązowej butelce, która w połączeniu z ciemną barwą piwa oraz złoto-czarną etykietą stwarza szlachetne wrażenie. Ponadto sama nalepka nie przejawia tendencji do odklejania się, co również należy zaliczyć na plus. Jest gustownie, oryginalnie i przede wszystkim elegancko.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Jako, że w poprzednim tygodniu wyjechałem w góry, dokładniej do Szczawnicy, nie omieszkałem odwiedzić również naszych południowych sąsiadów ze Słowacji. W bardzo przyjemnym dla klientów sklepie zakupiłem kilkanaście różnych piw do własnego użytku, by następnie po ich spróbowaniu opisać je w swojej piwotece. Dzisiejszym bohaterem jest Bažant Radler Grapefruit, czyli orzeźwiający i bardzo smaczny napój, który przypadnie do gustu nawet tym osobom, które za piwami nie przepadają.
Standardowo zacznę od opakowania. Dostępne browarki oferowane są w kilku wariantach, ale ja skupię się tutaj na tych bardziej standardowych, czyli półlitrowej butelce oraz puszce. Ta pierwsza urzeka moje oczy oryginalnymi przetłoczeniami oraz świetnie pasującymi do ich kształtów: etykietą oraz sreberkiem w czerwono-białych barwach. Co prawda wspomniana czerwień wpada delikatnie w różowy odcień, ale jest to taki mały szczególik. Całość zwieńczona jest charakterystycznym dla tej rodziny browarów zielonym szkłem. Aluminiowa wersja już takiego wrażenia nie robi, aczkolwiek nadal prezentuje się bardzo dobrze. Kolorystyka zbliżona jest do tej ze szklanego odpowiednika, dzięki czemu odpowiednio oddaje charakter ocenianego przeze mnie piwa. Podsumowując. Niezależnie od wybranego przez nas wariantu jest ładnie, schludnie i przede wszystkim sympatycznie.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Jestem osobą, którą bardzo ciekawi świat, dlatego przy moim hobby nie mogłem przejść obojętnie wobec Zawiercia Czekoladowego. Zastanawiałem się, czy omawiane piwo przypadnie mi do gustu, czy też nie. Jakie będą jego zalety oraz wady. Cena co prawda odpychała, ale ciekawość okazała się silniejsza.
Recenzowany browar oferowany jest w brązowej butelce z dość oryginalną etykietą przedstawiającą stare budowle. Nie licząc dolnej części ukazującej kawałek czekolady reszta wygląda identycznie jak w innych piwach tego producenta. W tym przypadku jasnobrązowy odcień całkiem nieźle odzwierciedla swój gatunek, ale do innych ewidentnie nie pasuje. Szkoda, że postanowiono stworzyć jedną, domyślną nalepkę, którą odróżnia tylko i wyłącznie dolna część, ponieważ z daleko można ją pomylić z innymi odmianami Zawiercia. Jeśli zaś chodzi o jej jakość, to nie mam większych uwag.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Jakiś czas temu trafiłem na niecodzienną promocję, w której piwa marki Fortuna zostały przecenione o połowę. Standardowo ich ceny oscylują wokół 4-5zł., zaś w wyżej wymienionej ofercie zdołałem zakupić je w kwotach poniżej 3zł. Spośród trzech dostępnych wersji, zdecydowanie najbardziej przypadła mi edycja miodowa, dość nietypowa, bo ciemna. Poniżej dowiecie się, czy takie połączenie okazało się dobre, czy też nie. Zapraszam.
Piwo oferowane w dość typowej, brązowej butelce. W stosunku do starszych egzemplarzy, wyraźnie widać całkowicie odmienioną etykietę. Poprzednia w moim odczuciu była chaotyczna i mało dopracowana. Nowa zaś prezentuje się drogo, nowocześnie i przede wszystkim ze smakiem, idealnie wpasowując się w charakter tego browaru. Co prawda górna część może się odklejać, ale i tak w stosunku do swoich konkurentów wypada ona na plus. Jeśli sprawa tyczy się kolorystyki, to nie mam żadnych uwag, ponieważ jest tak, jak być powinno.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Cornelius produkuje wyraziste piwa, które nie każdemu muszą podejść. Tak właśnie jest z omawianym bałtyckim porterem. O ile Honig Weizen przypadł mi do gustu, o tyle Baltic Porter mogę polecić jedynie fanom tego gatunku. Dlaczego? O tym dowiecie się w dalszej części tego testu.
Tak samo jak w przypadku swojego pszeniczno-miodowego brata, tak i tu mamy butelkę przypominającą te z lat PRL'u. Barwa szkła oraz kapsel są tego samego koloru, a różnice możemy zauważyć jedynie w etykiecie. Nalepka ta jak przystało na portera ma ciemnobrązowy odcień. Dzięki temu całość prezentuje się szlachetnie i idealnie pasuje do rodzaju piwa. Efekt ten psuje jedynie biały kapselek. Za to nie mam żadnych zastrzeżeń co do jakości naklejki.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Tesco Piwo Beer jest kolejnym napojem piwodopobnym z browaru Van Pur, którego mam zamiar tutaj ocenić. Jak nietrudno się domyślić, mamy tu do czynienia z piwem z najniższej półki. Ja osobiście nikomu go nie polecam, ale w swojej "klasie" stoi on na odpowiednim "poziomie". No nic, zapraszam do dalszej części tego tekstu i życzę dobrego alkoholu na wakacje.
Dzisiejszy gość programu na sklepowych półkach objawia się tylko i wyłącznie w aluminiowych puszkach. Jest to domeną browarów kosztujących w okolicach 1.50zł. Pewnie dlatego, że produkcja butelek okazałaby się dla producenta nieopłacalna. Cóż mogę powiedzieć o designie? Jest kiepsko i to bardzo. Projektanci (o ile tacy byli) nie popisali się swoją wyobraźnią. Na opakowaniu przejawiają się dwa kolory: przeważający biały oraz czerwony w postaci dodatków. W centrum zainteresowania widnieje piwo nalane do kufla. Krótko mówiąc, całość prezentuje się tanio i tandetnie. Nawet konkurencja, która równiez pod tym względem nie grzeszy wypada od Tescowego piwa zdecydowanie lepiej.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Warka Radler jest odpowiedzią Grupy Żywiec na Lecha Shandy z Kompanii Piwowarskiej. Tak samo jak u konkurenta, mamy tu do czynienia z połączeniem lemioniady i piwa. Z tą różnicą, że oba "napoje" rozlewa się w innych proporacjach. W przypadku Lecha wynoszą one odpowiednio 50/50, w Warce zaś 40/60. Pierwsza wartość dotyczy tutaj piwa, podczas gdy druga lemoniady. Na upalne dni w sam raz. Oprócz recenzji, zamierzam również odnieść się w kilku miejscach do najbliższego rywala omawianego browaru.
Brązowa butelka ma standardowy kształt, przez co nie robi ona takiego wrażenia jak ta znana nam z Lecha Shandy. Na szczęście apetyczna etykieta nadrabia wszelakie zaległości. Świetnie komponuje się z barwą szkła i pobudza tym samym naszą wyobraźnię. Już sam widok przepołowionej cytrynki otoczonej drobinkami lodu zachęca do spróbowania niniejszego napoju. Także, pod względem designu nie mam tu najmniejszych zastrzeżeń. W przypadku aluminiowego brata jest już znacznie gorzej. W moim mniemaniu panuje tam za dużo srebrnego koloru. Oczywiście nie oznacza to, że jest źle, wręcz przeciwnie, opakowanie puszki może się nam jak najbardziej podobać. Oponent jest jednak pod tym względem przyjemniejszy dla oka.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Kolejną nowością Kompanii Piwowarskiej okazało się Tyskie Klasyczne, które według twórców inspirowane jest XVI-wieczną tradycją. Piwo to ma dość interesujący skład. Między innymi dlatego, że posiada dwa słody, a dokładniej mówiąc - pilzneński oraz karmelowy. Dlatego też z większym zaciekawieniem zabrałem się do degustacji młodszego brata standardowej wersji Tyskiego. Zastanawiacie się jak wypadła nowa pozycja? Jeśli tak, to zapraszam do dalszej części recenzji.
Opakowanie zwraca na siebie szczególną uwagę z powodu unikatowej, gustownie wytłoczonej butelki. Jej budowa jest smukła, dzięki czemu dobrze leży w dłoni. Ponadto widoczne na niej przetłoczenia świetnie współgrają z jasnożółtą etykietą, która odznacza się odpowiednią trwałością. Nie odkleja się, a przy tym prezentuje stonowany, iście klasyczny design. Osobiście jestem pod całkiem sporym wrażeniem szklanej wersji. Puszka niestety już takiego szału nie robi, jest poprawna, nic więcej. Zaskakiwać może fakt, że butelka jest zwrotna.
Dzisiaj krótko, lecz myślę treściwie. Dokładnie 3 dni temu wybrałem się na pokaz, o którym słyszałem już od dawna, niemniej nigdy nie miałem okazji brać w nim udziału. Nareszcie!