Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Cornelius produkuje wyraziste piwa, które nie każdemu muszą podejść. Tak właśnie jest z omawianym bałtyckim porterem. O ile Honig Weizen przypadł mi do gustu, o tyle Baltic Porter mogę polecić jedynie fanom tego gatunku. Dlaczego? O tym dowiecie się w dalszej części tego testu.
Tak samo jak w przypadku swojego pszeniczno-miodowego brata, tak i tu mamy butelkę przypominającą te z lat PRL'u. Barwa szkła oraz kapsel są tego samego koloru, a różnice możemy zauważyć jedynie w etykiecie. Nalepka ta jak przystało na portera ma ciemnobrązowy odcień. Dzięki temu całość prezentuje się szlachetnie i idealnie pasuje do rodzaju piwa. Efekt ten psuje jedynie biały kapselek. Za to nie mam żadnych zastrzeżeń co do jakości naklejki.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Tesco Piwo Beer jest kolejnym napojem piwodopobnym z browaru Van Pur, którego mam zamiar tutaj ocenić. Jak nietrudno się domyślić, mamy tu do czynienia z piwem z najniższej półki. Ja osobiście nikomu go nie polecam, ale w swojej "klasie" stoi on na odpowiednim "poziomie". No nic, zapraszam do dalszej części tego tekstu i życzę dobrego alkoholu na wakacje.
Dzisiejszy gość programu na sklepowych półkach objawia się tylko i wyłącznie w aluminiowych puszkach. Jest to domeną browarów kosztujących w okolicach 1.50zł. Pewnie dlatego, że produkcja butelek okazałaby się dla producenta nieopłacalna. Cóż mogę powiedzieć o designie? Jest kiepsko i to bardzo. Projektanci (o ile tacy byli) nie popisali się swoją wyobraźnią. Na opakowaniu przejawiają się dwa kolory: przeważający biały oraz czerwony w postaci dodatków. W centrum zainteresowania widnieje piwo nalane do kufla. Krótko mówiąc, całość prezentuje się tanio i tandetnie. Nawet konkurencja, która równiez pod tym względem nie grzeszy wypada od Tescowego piwa zdecydowanie lepiej.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Warka Radler jest odpowiedzią Grupy Żywiec na Lecha Shandy z Kompanii Piwowarskiej. Tak samo jak u konkurenta, mamy tu do czynienia z połączeniem lemioniady i piwa. Z tą różnicą, że oba "napoje" rozlewa się w innych proporacjach. W przypadku Lecha wynoszą one odpowiednio 50/50, w Warce zaś 40/60. Pierwsza wartość dotyczy tutaj piwa, podczas gdy druga lemoniady. Na upalne dni w sam raz. Oprócz recenzji, zamierzam również odnieść się w kilku miejscach do najbliższego rywala omawianego browaru.
Brązowa butelka ma standardowy kształt, przez co nie robi ona takiego wrażenia jak ta znana nam z Lecha Shandy. Na szczęście apetyczna etykieta nadrabia wszelakie zaległości. Świetnie komponuje się z barwą szkła i pobudza tym samym naszą wyobraźnię. Już sam widok przepołowionej cytrynki otoczonej drobinkami lodu zachęca do spróbowania niniejszego napoju. Także, pod względem designu nie mam tu najmniejszych zastrzeżeń. W przypadku aluminiowego brata jest już znacznie gorzej. W moim mniemaniu panuje tam za dużo srebrnego koloru. Oczywiście nie oznacza to, że jest źle, wręcz przeciwnie, opakowanie puszki może się nam jak najbardziej podobać. Oponent jest jednak pod tym względem przyjemniejszy dla oka.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Kolejną nowością Kompanii Piwowarskiej okazało się Tyskie Klasyczne, które według twórców inspirowane jest XVI-wieczną tradycją. Piwo to ma dość interesujący skład. Między innymi dlatego, że posiada dwa słody, a dokładniej mówiąc - pilzneński oraz karmelowy. Dlatego też z większym zaciekawieniem zabrałem się do degustacji młodszego brata standardowej wersji Tyskiego. Zastanawiacie się jak wypadła nowa pozycja? Jeśli tak, to zapraszam do dalszej części recenzji.
Opakowanie zwraca na siebie szczególną uwagę z powodu unikatowej, gustownie wytłoczonej butelki. Jej budowa jest smukła, dzięki czemu dobrze leży w dłoni. Ponadto widoczne na niej przetłoczenia świetnie współgrają z jasnożółtą etykietą, która odznacza się odpowiednią trwałością. Nie odkleja się, a przy tym prezentuje stonowany, iście klasyczny design. Osobiście jestem pod całkiem sporym wrażeniem szklanej wersji. Puszka niestety już takiego szału nie robi, jest poprawna, nic więcej. Zaskakiwać może fakt, że butelka jest zwrotna.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Jako, że jestem łakomy na nowości, nie mogłem pozostać obojętnym obok Lecha Shandy. Gdy pierwszy raz ujrzałem omawiany browar, wiedziałem że muszę go mieć. Zapewne wielu z was zastanawia się czym jest nowa pozycja? Odpowiedź jest niezwykle prosta. Jest to połączeniem piwa i lemoniady. Napój ten ma orzeźwiać nas podczas upalnych dni i być przystępnym smakowo dla jak największej grupy odbiorców. Czy to wystarczy aby przekonać do siebie nowych klientów?
W ostatnim czasie Kompania Piwowarska zdecydowała się odświeżyć wygląd wszystkich dostępnych Lechów. Zmienino wówczas design etykiety jak i kształt butelki. Owe zmiany wypadły jak najbardziej na plus. Teraz opakowanie prezentuje się nowocześniej i zarazem drożej, ponieważ posiada gustowne przetłoczenia. Także dzięki tym zmianiom lepiej i pewniej leży w dłoni. Czy zatem różni się od tego schematu lemoniadowa wersja? Przede wszystkim kolorystyką nalepki. Została ona dostosowana do charakteru piwa, dlatego też oferuje żółto-zielone odcienie. Na dodatek nie odkleja się, dzięki czemu wzbudza pozytywne wrażenia estetyczne.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Przechadzając się ostatnio po sklepach na swej drodze napotkałem Maćkowe Piwo Miodowe. Nazwa dość śmieszna, przez co nie traktowałem tego browaru na poważnie. Mimo to zaryzykowałem i zakupiłem ten produkt. W końcu jego cena na tle innych miodowców okazała się całkiem przystępna. Jak sądzicie? Przypadło mi to piwo do gustu, czy nie?
Etykieta prezentuje się bardzo tradycyjnie, co też projektanci odpowiedzialni za jej design mieli na uwadze. Świetnie odzwierciedla charakter opisywanego piwa, a przy tym nie kłuje w oczy. Jej barwy są stonowane, wpadając przy tym w lekki beż. Kształt butelki typowy dla regionalnych browarów, więc nie ma sensu się nad tym dłużej rozpisywać. Trzeba jednak przyznać, że dobrze współgra z całą resztą. To co jednak zasługuje na krytykę to fakt, że nalepka lubi się odklejać. Niestety ten nieprzyjemny problem dotyka niemal każdą firmę zajmującą się nektarem bogów. Zapewne jest to wynik obniżenia kosztów produkcji. Dobrze chociaż, że w tym przypadku nie oszczędzano na samym piwie.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Po małej przerwie, postanowiłem powrócić do piwnego cyklu, w którym opisuję spróbowane przeze mnie browary. Na warsztat wziąłem bardzo mocne i zaskakująco dobre w smaku piwo Kaper. Nie mylić oczywiście z Kiperem, czyli kolejnym godnym uwagi trunkiem o sporej zawartości alkoholu. Oczywiście ten drugi produkt miałem okazję wam zaprezentować w 9 części, dlatego chętnych odsyłam zapoznania się z podaną przeze mnie recenzją.
Opakowanie prezentuje się niezwykle gustownie, niezależnie od tego czy mam tu na myśli puchę, czy też lubianą przeze mnie butelkę. Kształt jak i kolor szklanej wersji jest typowy dla piw, ale za to nalepka bardzo ładnie się z nią kontrastuje. Dominuje tu żółta barwa, zaś w tle widoczny jest starej daty statek z rozwieszonymi, potężnymi żaglami. Także do jakości etykiety nie mam zastrzeżeń. Nie odkleja się i jest przyjemna w dotyku.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Zgodnie z planem, zaprezentuje Wam dzisiaj Piwo Żywe z browaru Amber, miejscami odnosząc się do innego naturalnego piwa - Ciechana Wybornego. Oba z nich są warte uwagi nie tylko ze względu na brak pasteryzacji, ale i walorów smakowych. Zapraszam.
Kształt butelki nawiązuje do dawniejszych, znanych w głównej mierze starszym pokoleniom szklanych opakowań. Bez wątpienia pobudza to u wielu osób pewne uczucie nostalgii, a mnie osobiście cieszy jej oryginalny w dzisiejszych czasach wygląd. Sama etykieta prezentuje się niezwykle gustownie, a jej jasnobeżowy kolor ładnie komponuje się z ciemno brązowym szkłem. Pozytywny efekt psuje niestety odklejająca się nalepka, która sama w sobie odznacza się dobrą jakością. Winowajcą jest tu zdecydowanie klej. Wiadomo, że smak piwa jest ważniejszy od prezencji jego opakowania, aczkolwiek miło byłoby ujrzeć coś, co nie ma absolutnie żadnej skazy.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Tak jak obiecałem, dziś mam się zając specjalnym browarem, a takim niewątpliwie jest Amber Koźlak! Już wcześniej opisywałem piwa typu bock, ale to właśnie ten bije je na głowę. Deklasuje konkurencje i dumnie stawia czoła światowej czołówce w tym oto gatunku. Zapraszam i dziękuję kilku Golowiczom za usunięcie napisów z hota. ;)
Już sam wygląd butelki mówi nam, że mamy tu do czynienia z poważnym browarem. Wyraziste, niemalże czarne szkło o oryginalnym kształcie robi bardzo dobre wrażenie w połączeniu z jasnymi napisami oraz wizerunkiem groźnie wyglądającego kozła. Zaserwowana tu etykieta nie ma prawa się odkleić, chyba że usilnie tego chcemy. Inni producenci powinni wziąć z tego Koźlaka przykład.
Razielowa piwoteka to cykl opowiadający o rozmaitych browarach, które miałem okazję posmakować. W każdej części zawarte będą suche dane, moje odczucia i specjalny bonus w postaci ankiety. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych do czytania i komentowania.
Plany dotyczące tego cyklu sięgają kilka części do przodu. Dziś omówię jedno z dwóch w pełni naturalnych, prawdziwie niepasteryzowanych piw. Drugie i zarazem moim zdaniem lepsze, ukaże się dwie odsłony później. Dlaczego tak, a nie inaczej? Ponieważ mam ogromną chęć aby o nich wspomnieć najszybciej jak to tylko możliwe. Dzięki temu zyskacie również i Wy, otrzymując porównanie największych względem siebie konkurentów. Pomiędzy nimi zamierzam wstawić piwo o całkowicie innym gatunku, w celu urozmaicenia mojej piwoteki.
Opakowanie nie robi wielkiego wrażenia. W moim odczuciu prezentuje się ono gorzej, co nie znaczy wcale, że źle niż w przypadku miodowej wersji. Powodem jest kolorystyka i moje subiektywne odczucia. O wzorze rozpisywałem się w przypadku Ciechana Miodowego i swoje zdanie podtrzymuje. Jeśli ktoś nie pamięta, odsyłam serdecznie do 2 części cyklu. ;)