Kiedy w kwietniu tego roku zapowiedziano PlayStation All-Stars Battle Royale, na forach internetowych zawrzało, gdyż gracze zarzucali Sony bezwstydne kopiowanie serii Super Smash Bros. dostępnej na konsole Nintendo. Faktycznie, na pierwszy rzut oka podobieństwo jest uderzające - począwszy od samego pomysłu, na wyglądzie plansz skończywszy.
Poniższy tekst to wrażenia z wersji PS3. Nie miałem niestety styczności z wersją na Vitę.
Czy gry korzystające z licencji muszą być koniecznie złe? Oczywiście, że nie! Problem jednak polega na tym, że producenci takich tytułów wolą iść na łatwiznę wierząc w to, że znana marka zarobi sama na siebie. Czy jest tak również w przypadku gry Wolverine opartej na komiksach X-Men? Na szczęście nie, aczkolwiek trudno tu mówić o jakimkolwiek fenomenie.
PETA to organizacja, której główne założenia – czyli walka o odpowiednie traktowanie zwierząt – są jak najbardziej słuszne, czasem jednak przesadza i dorabia niepotrzebną filozofię tam gdzie jej nie ma.
Na stronie internetowej stowarzyszenia umieszczono przeróbkę Pokemonów ze zmienionym hasłem: zamiast kultowego „złap je wszystkie” otrzymujemy „uwolnij je wszystkie” i grę o buncie kieszonkowych stworków, które wg PETA zaszczepiają w ludziach sympatię do walk tresowanych zwierząt.
Mimo iż to gigantyczne nadużycie to i tak warto przyjrzeć się tej flashowej pozycji, pełnej cierpiących Pokemonów chcących uciec swym właścicielom. W rozwinięciu sami będziecie mogli pograć w Pokémon Black and Blue (kolory nieprzypadkowe - chodzi o barwy siniaków) i pokierować rebelią Pikachu:
Omawiana dzisiaj produkcja ukazała się pierwotnie w 1992 roku, jednakże moja wersja udostępniona została cztery lata póżniej. Od starszej edycji różniła się jedynie tytułem (Kyouryuu Sentai Juuranger zamiast Power Rangers 2) oraz głównym menu. Reszta pozostała bez zmian. Wychodzi więc na to, że wszystkim znany serial został oparty na podstawie gry, a nie odwrotnie. Trochę nietypowo, aczkolwiek podobna sprawa miała się w przypadku marki PoKéMoN.
Bad Dudes pierwotnie ukazał się w roku 1988 na automatach Arcade, zaś w późniejszym okresie czasu pojawił się również na domowych platformach. Ja jednak zajmę się edycją przeznaczoną na Nintendo Entertainment System, aka Nintendo Famicom. Niniejsza wersja zawitała na wymienionej wyżej konsoli w rok po swoim pierwotnym debiucie.
Premiera nowego dziecka Nintendo majaczy na horyzoncie, przynosząc standardowo rozważania o ewentualnym sukcesie/porażce konsoli. Kwestia opłacalności zakupu to nieodłączna bolączka graczy, odbijanie piłeczki między fanboyami i resztą Internetu i w końcu domena branżowych czasopism. Do dyskusji nieoczekiwanie dołącza brytyjski tabloid, który słynie raczej z zaglądania celebrytom pod kołdrę i rzetelności właściwej prasie bulwarowej.
Wczoraj Nintendo zapowiedziało nową erę gier. No, może nie do końca nową erę, ale choćby z racji tego, że do rąk graczy trafi sprzęt o tyle nowatorski, co jeszcze zupełnie nie wiem czy w jakikolwiek sposób przydatny (a myślę tu o GamePadzie z ekranem LCD), to coś sie w końcu zadzieje. Nie mam złudzeń. Wii było dwoma Gamecube'ami złączonymi taśmą klejącą, Wii U ma być dwudziestoma Wii skręconymi sznurkiem. To za mało by rzeczywiście myśleć już o przyszłej generacji gier. Na co zresztą mam dowody w postaci pierwszych zapowiedzi. Nie ma w nich nic, co by wywołało zachłyśnięcie się nowymi możliwościami. No, ale to było wiadomo już od jakiegoś czasu. Myślę, że znacznie lepiej z kolejna generacją poradzi sobie porządny pecet.
Na wczorajszej konferencji japońska firma ujawniła niemal wszystkie tajemnice skrywane w swej siedzibie przez ostatnie miesiące. Najważniejsze jest to, że ich najnowsza konsola wyląduje w Europie już 30 listopada czyli... Ponad tydzień przed Japonią! Co będzie wtedy na nas czekać i co na to polscy dystrybutorzy?
{Poprzedni level dotyczył przede wszystkim przyczyn niekwestionowanego sukcesu wielkiego N w postaci Nintendo Wii i DS-a.}
Zwrot akcji w dotychczasowej, sielankowej opowieści, nastąpił w zasadzie po premierze kolejnej konsoli przenośnej – Nintendo 3DS. Jej ujawnienie na targach E3 w roku 2010 tradycyjnie nie obyło się bez „achów” i „ochów” ze strony branżowych mediów. Zresztą nie bez powodów, bo line-up tytułów, które miały pojawić się na trójwymiarowym ekranie był naprawdę obiecujący (w tym serie Metal Gear Solid, Resident Evil).
Znamienne Quo vadis? w kontekście Nintendo i obranej przez nich strategii, wydaje się całkowicie zbędną kwestią. Firma bowiem od lat sukcesywnie podąża właściwą sobie ścieżką, przywiązując małą wagę do trendów dyktowanych przez rynkowych rywali. Umiarkowany w osądach fanboy hydraulika określiłby ich jako „wyznawcy graficznych kombajnów”. Zaś osoba nieco mniej zafascynowana produktami firmy z Kioto zaznaczy jedynie, że Nintendo nie po drodze z technicznymi nowinkami.