Czy gry korzystające z licencji muszą być koniecznie złe? Oczywiście, że nie! Problem jednak polega na tym, że producenci takich tytułów wolą iść na łatwiznę wierząc w to, że znana marka zarobi sama na siebie. Czy jest tak również w przypadku gry Wolverine opartej na komiksach X-Men? Na szczęście nie, aczkolwiek trudno tu mówić o jakimkolwiek fenomenie.
Głównym bohaterem omawianej produkcji jest tytułowy Wolverine. Swoją drogą jest mój ulubiony mutant, jeśli chodzi o przedstawicieli grupy X-Men. Nic więc dziwnego, że z miejsca zainteresowałem się niniejszym dziełem. W końcu mogłem wcielić się w rolę w ostrego niczym brzytwa rosomaka. W grze dostępnych mamy 9 etapów, które w diametralny sposób się od siebie różnią. Główna w tym zasługa przemyślanych i całkiem nieźle przygotowanych lokacji. Możemy zatem poskakać, powalczyć, przejść na klęczkach, czy nawet popływać.
Ze wszystkich misji najbardziej w pamięci utkwiła mi ta z Frankeinsteinami na czele. Wylewający się z ekranu telewizora mrok i gęsty, bardzo soczysty klimat spowodował, że wraz z równie ponurą i wielce emocjonującą stroną, budził we mnie dreszczyk przerażenia. Młody wiek również sie do tego stanu przyczynił, bo gdy stałem się posiadaczem tego solidnego produktu, miałem zaledwie parę lat. Nie przeszkodziło mi to jednak w czerpaniu przyjemności z dostępnej tu rozgrywki. Do dziś miło wspominam chwile spędzone przy tym tytule do tego stopnia, że uważam go za jedną z najbardziej ulubionych przeze mnie gier dostępnych na platformie Nintendo Entertainment System. Ja oczywiście posiadałem w tamtych czasach Pegasusa, czy innego Terminatora.
Sam Wolverine ukazał się na tej konsoli w 1991 roku, będąc w tym przypadku eksluzywną zawartością mającą zachęcić graczy do kupna tejże platformy. Trochę to dziwne, bo rok wcześniej ukazał się następca NES-a kryjący się pod nazwą SNES. W sumie ja się cieszę z tego powodu, bo dzięki takiemu zabiegowi poznałem ten bardzo przyjemny w odbiorze produkt. Tempo rozgrywki może się wprawnym graczom wydawać dosyć wolne, bo tak naprawdę możemy sobie pozwolić w tym wypadku na przemyślane ruchy, co znacząco ułatwia niezbyt skomplikowane etapy. Nawet bossowie, których notabene jest tylko dwóch (Magneto i Sabretooth) nie powinni sprawić nam wielu kłopotów.
Oprócz typowych ciosów, czyli ciosów kopanych, tudzież ręcznych w postaci zaciśniętej, gołej pięści, możemy także użyć szponów głównego bohatera. Jednak ich użycie niesie za sobą ubytek zdrowia naszego Rosomaka, dlatego lepiej korzystać z ich dobrodziejstw z głową. To jednak nie wszystko. Jeśli zdobędziemy odpowiednią ilość gniewu, to możemy skorzystać, a nawet musimy z jego specjalnych właściwości. Postać z nadmiaru adrenaliny wpada w szał i atakuje wszystko co się rusza. Szkoda tylko, że gracz również ma ograniczone pole do popisu, przez co może skończyć na dnie przepaści. Dlatego też każdy specjalny atak okazuje się w tym przypadku obosieczny.
Ukończenie zmagań trwa około 30 minut, co jest normą, biorąc pod uwagę konkurencyjne tytuły wydane na tej konsoli. Sama zabawa, pomimo stosunkowo wolnej rozgrywki okazuje się całkiem przyjemna, a wpadająca w ucho muzyka bez trudu zapada w naszej pamięci wraz z pamiętnymi i udostępnionymi przez twórców etapami. Fabuła jak nietrudno się domyślić, pełni tu rolę pretekstu do całej zabawy, zaś sana zabawa osiąga w przypadku gry Wolverine zaskakująco dobry poziom.
Polub Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci one do gustu. Z góry dziękuję za klik.