Taka ciekawostka - w Motorsport Manager na Steamie w pewnym momencie grało więcej osób niż w Call of Duty: Infinity War. A zapewne o recenzowanej przeze mnie grze nie słyszeliście w ogóle :) Ujmę to tak - gdyby ten tytuł pojawił się 10 lat temu, dzisiaj owiany byłby w Polsce kultem podobnym do legendarnego Deluxe Ski Jump. Pech (a może los?) chciał, że premiera nastąpiła dopiero pod koniec 2016 roku, kiedy w Polsce kibicowska koniunktura na Formułę 1 zeszła do poziomu „tylko dla koneserów”, a i sama Królowa Sportów motorowych przeżywa niemały kryzys związany z odpływem widowni i emocjami, które ulatują po każdym triumfie Mercedesa. Jeżeli więc Formuła 1 wyraźnie dostaje czkawki, może warto wziąć sprawy w swoje ręce i ruszyć na podbój wirtualnych wyścigów jako szef ekipy? W roli nowoczesnej reinkarnacji słynnego Grand Prix Managera omawiany tytuł radzi sobie doskonale.
Motorsport Manager narodził się na urządzeniach mobilnych (w wersję na Androida zagrywałem się godzinami!), ale w przypadku wersji na PC nie mamy wrażenia, iż jest to odgrzewany port z lekko podrasowaną grafiką. Całość została napisana praktycznie od podstaw, na silniku Unity i obudowana w formie „uniwersum”, które zmienia się wraz z upływającym czasem.
Zachowując pewne proporcje można rzec, że Motorsport Manager jest dla miłośników wyścigów tym, czym Football Manager dla kibiców piłkarskich. Obie gry łączy oczywiście obecność dystrybutora – Segi -, który sypnął pieniążkami na dokończenie produkcji. Jeżeli jednak Wasze wyobrażenia znajdują się już na orbicie, to muszę je koniecznie sprowadzić na Ziemię – MM stworzył zaledwie 20-osobowy zespół. I to miejscami na ekranie widać (ach te kompromisy). Nie mniej i tak mamy do czynienia z nieźle rozbudowanym symulatorem szefa ekipy wyścigowej.
Bez względu na wybór serii (jednej z trzech) i zespołu, zabawa jest naprawdę przednia. Właśnie dlatego, iż cały wirtualny świat zmienia się z każdym miesiącem – jeżeli zaczniemy z najniższego poziomu oczekiwania wobec nas będą niskie i ewentualne porażki nie będą nam ciążyć tak bardzo. Jeżeli natomiast wybierzemy mocniejszy zespół z pokaźna gotówką, prezes będzie nam się przypatrywał bacznie i wyznaczał ambitniejsze cele niż dojeżdżanie do mety. W Motorsport Manager ciekawy jest sam aspekt budowania zespołu i jego renomy, gdyż wbrew pozorom mamy wpływ na bardzo wiele elementów, przekładających się na ostateczne wyniki na torze. Angaż i prowadzenie kierowców to tylko wierzchołek góry lodowej. Jest jeszcze przecież załoga z drugiego planu (mechanicy, inżynierowie), która dba o rozwój bolidu i rekordowe czasy postoju w pitstopach. Czy w trakcie grania w Football Manager wkurzaliście się na ograniczone opcje rozbudowy własnego stadionu lub bazy treningowej? Tutaj dla odmiany możecie zrobić wszystko, co Wam się żywnie podoba. A ile jest przy tym dylematów... No bo każda budowa to inwestycja, która uszczupla kasę. A co z rozwijaniem samochodu? To też swoje kosztuje. Tego typu zagwozdek jest mnóstwo w Motorsport Manager i nie raz będzie myśleć nad podejmowanymi decyzjami. Po kliknięciu na „Tak” zmian cofnąć nie możemy.
Wspomniałem o rozwijaniu bolidu i na początku wydawało mi się, że ta warstwa została potraktowana po macoszemu. Nic bardziej mylnego. Ciupiąc już siódmy sezon zauważyłem, że opracowanie choćby dobrego samochodu jest prawdziwym wyzwaniem. Powodem jest bardzo sprytnie zaplanowany i zrealizowany mechanizm budowania części, który jest dodatkowo uzależniony od poziomu wyszkolenia inżynierów oraz zaawansowania technicznego naszej fabryki. Dodatkowo, aby odblokować najlepsze części należy najpierw opracować części z niższych poziomów (przykładowo – jeżeli celujecie np. w Hamulce na poziomie Legendarnym, niezbędne jest opracowanie hamulców Średnich, Dobrych, Świetnych i Epickich). Każda budowa to dodatkowe wydatki i czas, którego nie ma tak dużo.
Ekipa Playsport Games z oczywistych względów nie mogła zaopatrzyć się w oficjalną licencję F1, dlatego też nie zobaczycie w grze Vettela, Hamiltona czy Verstappena. Mam jednak wrażenie, że...jest to chyba jeden z najlepszych atutów tej gry. Dzięki niemu Motorsport Manager – pisząc kolokwialnie – ma „swój świat” i pcha go do przodu bez narażenia się na porównania z prawdziwymi zawodami. Owszem, gra ma strukturę niemal bliźniaczą do Formuły 1, ale luźniejsze podejście pozwala uniknąć rutyny. Jest to w dużej mierze sprawka wszechobecnego parytetu płci. W uniwersum MM kobiet bowiem nie brakuje. Ba, w niektórych zespołach można spotkać wyłącznie kobiety w roli kierowców lub inżynierów. Tak odważne wprowadzenie do męskiej dyscypliny płci pięknej rodzi jednak kilka zabawnych i urozmaicających rozgrywkę konsekwencji. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, że kierowcy w danym zespole mogą ze sobą romansować, a nawet wziąć ślub (morale leci wówczas w górę jak szalone) lub odwrotnie – po krótkim, burzliwym związku następuje rozstanie, a kierowcy żywią do siebie nienawiść. Przykładów takich zachowań jest wiele i nie będę ich wszystkich zdradzał. Uwierzcie mi jednak, że twórcy wykazali się tutaj kreatywnością na wysokim poziomie. I co najważniejsze – nagrody jak i porażki dotykają każdy zespół.
Muszę również przyznać, że podział umiejętności kierowców na główne i perki również doskonale się sprawdza. Główne mają znaczenie na torze (np. hamowanie, wyprzedzanie, kondycja etc.), natomiast perki mogą wpływać zarówno na formę (na plus/minus), jak i elementy pozawyścigowe (na przykład morale lub niepochlebne wypowiadanie się o innych zawodnikach). Co ważne, same perki mogą być stałe jak i tymczasowe. Dlatego też warto przyglądać się kierowcom i ich rozwojowi w kontekście budowania zespołu na kolejny sezon. Niewykluczone, że po skonstruowaniu naprawdę mocnego samochodu zawodnik, który panicznie boi się prowadzić w stawce będzie marnym kandydatem do zdobycia mistrzostwa.
Serce rozgrywki znajduje się jednak na torze, a dokładnie w weekendzie wyścigowym. Twórcy wyszli z założenia, aby gracz czuł się w skórze szefa komfortowo. Dzięki takiemu podejściu mogę śmiało przyznać tej grze bardzo wysoką ocenę w samej strukturze obserwacji wyścigów i wydawania rozkazów. Opcji jest nie za mało i nie za dużo (czyli w sam raz:)) - praktycznie po kilku minutach każdy jest w stanie załapać podstawy. To otwartość na mniej doświadczonych graczy jest dużą zaletą, ale i bardziej obyci w realiach F1 gracze nie powinni narzekać na stopień skomplikowania. To jest właśnie jeden z tych tytułów, który idealnie wpasowuje się w pojęcie „easy to learn, hard to master”.
Weekend wyścigowy - rozgrywany w 3D oraz od niedawna także w 2D - zaczynamy standardowo od treningu, w trakcie którego szukamy dla naszych bolidów odpowiednich ustawień dla kwalifikacji i wyścigów (choć po prawdzie kwalifikacji wcale nie musi być – o tym niżej). W ciągu kilkunastu minut musimy metodą prób i błędów przy kolejnych wyjazdach na tor znaleźć optymalny balans, przyczepność i szybkość. Dochodzi do tego testowanie rożnych mieszanek opon. Dzięki temu możemy liczyć na dodatkowe bonusy na resztę weekendu (np. +10% do formy wyścigowej lub do jazdy na danym typie opon). W przypadku kwalifikacji do gry wchodzi motyw dogrzewania opon i hamulców, który przybrał postać minigry. Przy okrążeniu wyjazdowym za pomocą suwaka wyznaczamy kierowcy tempo, którym musi się poruszać – im szybciej, tym wyższa temperatura obu elementów, z kolei wolne tempo powoduje spadek temperatury. Aby perfekcyjnie rozgrzać opony i hamulce, trzeba się naprawdę nagimnastykować i poznać charakterystykę toru. Istnieje również ułatwienie w postaci bonusu od inżyniera wyścigowego, który poszerza pole optymalnej temperatury kilkukrotnie.
Sam wyścig to już krew, pot, łzy, wypadki i chaos w jednym. Jako szef ekipy musimy zadbać o dobrą szybkość naszych kierowców, która uzależniona jest od wybranych rozkazów odnośnie stylu jazdy i zużycia silnika (im bardziej agresywny, tym większe ryzyko wypadnięcia z toru lub awarii). Duży wpływ na jazdę ma także paliwo. Zasady mogą bowiem zakazywać tankowania w pitstopach, co przy długich wyścigach powoduje, że nerwowo zerkamy na wskaźnik zajętości baku. Z drugiej strony wolniejsze tempo powoduje, że kierowca ma problem z dogrzaniem opon, a to z kolei prowadzi do nierównej jazdy i błędów związanych z uślizgami. Swoje 3 grosze dorzuca także pogoda, która potrafi zepsuć nawet najlepiej opracowaną strategię lub spowodować, że z roli szaraczka przeistaczamy się w kandydata do zwycięstwa dzięki odpowiedniemu perkowi zawodnika, aktywowanemu na mokrym torze. Czy wspomniałem już, ile dylematów czeka na Was w tej niepozornej grze?
To, że Motorsport Manager pochłonął mnie bez reszty nie ulega wątpliwości. Skala skomplikowania wydawała mi się na początku rozczarowująca, ale po kilku godzinach (gdy już dostałem w kość) zmieniłem zdanie. To zdecydowanie najlepszy, najpełniejszy i najbardziej rozrywkowy manager wyścigowy od wielu lat. Brak licencji zupełnie mi nie doskwiera, albowiem świat gry jest żywy, dynamiczny i zmienia się tak, aby z każdym sezonem oferować coś nowego. W trakcie rywalizacji za pomocą głosowań nad zasadami możemy np. wyeliminować sesje kwalifikacyjne, zrównać nagrody za wyniki, zmniejszyć liczbę wyścigów, a nawet ujednolicić niektóre części bolidów. Przy osiągach poniżej oczekiwań prezes może nas zwolnić i wówczas jesteśmy zmuszeni do poszukania innego pracodawcy. Możliwości jest multum. Multum!
Jest w tej grze kilka rzeczy, które wymagają jeszcze rozbudowania. Biedne relacje z mediami, czy dość ograniczone negocjacje ze sponsorami lub brak szpiegów dają się we znaki przy dłuższym posiedzeniu. Niewykluczone jednak, że wady zostaną naprawione w kontynuacji, ale nią jeszcze trochę poczekamy. Tymczasem wracam na tor, odpalam Warsztat na Steam, instaluję mody i lecę dowalić rywalom!