Wraz z zapowiedzią piątej odsłony serii Grand Theft Auto z pewnością wielu z Was zaczęło wspominać ten kultowy cykl studia Rockstar. Nie inaczej było w moim przypadku. Najwięcej czasu poświęciłem chyba pierwszej części – wiadomo, w czasach podstawówki taka produkcja stanowiła w pewnym stopniu zakazany owoc i dzięki temu jeszcze bardziej nie pozwalała oderwać się od ekranu :) Jednym z pierwszych elementów, które chyba każdy fan tej serii mile wspomina to możliwość siania destrukcji za kierownicą czołgu. Ileż początkowo frajdy dostarczało zdobycie tej maszyny…
Przy tej okazji przypomniałem sobie słynną historię pewnego Amerykanina, który porwał czołg i spowodował nie lada zamieszanie w mieście San Diego w 1995 roku. Poniżej możecie obejrzeć relację z tego zajścia:
Rewolucja nadeszła dekadę temu. GTA III to już ponadczasowy klasyk, który pojawił się na PlayStation 2, PC oraz Xboxa na zawsze zmieniając oblicze branży. Bez wątpienia gra przełomowa, która mocno poruszyła branżę. Rockstar z okazji jubileuszu przygotował kilka niespodzianek.
Ukończyłem GTA: Chinatown Wars po dobrych kilku tygodniach zabawy na wysokim poziomie. Rockstar znowu udało się stworzyć świetny tytuł, który idealnie korzysta z możliwości platformy i trafia w gusta jej posiadaczy.
Trudno na pierwszy rzut oka się do czegoś przyczepić. Za niewygórowaną cenę dostajemy produkcję na długie godziny, która jest dopracowana pod względem audiowizualnym i fabularnym. Oczywiście, to nie jest tytuł idealny. Kamera potrafi sporadycznie zwariować, system celowania nieraz zachowuje się dziwnie, AI jest chyba specjalnie tak słabe, a misje po pewnym czasie zaczynają opierać się na tych samych schematach. Systemowo może nie jest to rewelacyjna produkcja, ale daleki jestem od krytykowania niewielkich wad.
„To naprawdę klimatyczna gra!” – ile razy słyszałeś to zdanie? Kwestia wygłaszana zarówno przez niedzielnych graczy, jak i przez ludzi branży, którzy grają niemal we wszystko i orientują się w temacie elektronicznej rozrywki jak Małysz w skokach. Po tym zdaniu czasem nie następuje wyjaśnienie, o co właściwie chodzi, jaka klimatyczna gra? Spróbujmy zdefiniować niedefiniowalne.
Posiadaczy iPhone’ów i iPadów spotkała nie lada gratka. Rockstar obniżył cenę swojej genialnej produkcji z Nintendo DS i PlayStation Portable, GTA: Chinatown Wars do niecałych trzech dolarów.
Polski internauto! Znalazłem taką stronę, a na jej estetycznych łamach jest cała masa wysokiej jakości darmowych gier. Chcę się nią z Tobą podzielić. Jesteś zainteresowany? Zapraszam głębiej. Jestem pewien, że niektóre z umieszczonych tam tytułów dobrze znasz, a te których nie znasz, to polubisz uczuciem szczerym i trwałym (aż do momentu premiery Deus Ex).
Dziennikarze i gracze uwielbiają porównywać. Każdy nowy tytuł musi zmierzyć się w pojedynku z poprzednikiem, konkurentem, przedstawicielem tego samego gatunku lub innym wrogiem wybranym mu przez ludzi. To trwa już od lat i niekiedy rodzi spore niedomówienia. Gracze bowiem mają tendencję do opierania się na jednym lub dwóch podobnych elementach, na podstawie których stawiają gry w tym samym rzędzie.
Machinima to rodzaj krótkiego, fabularyzowanego filmu, powstałego na bazie gry komputerowej i opierającego się na jej silniku. W Internecie można znaleźć bardzo wiele tego typu produkcji - od głębokich i oryginalnych, po totalnie absurdalne i pełne zeschizowanego poczucia humoru. W niniejszym cyklu postaram się przybliżać Wam co ciekawsze dzieła.
Na pierwszy ogień - New Mario Bros. Movie, czyli krótka, acz bardzo ciekawa, dopracowana i przede wszystkim zabawna historia o tym, jak wyglądałaby fabuła gier z Mario w konwencji GTA IV. Oto świat narkotyków (grzybki), mafijnych pojedynków (Bowser) oraz wielkich pieniędzy (monety). Zapraszam!
Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Grand Theft Auto IV na sterydach! Co tam te wszystkie zwiastuny, którymi atakują moi koledzy. Owszem - są świetne. Ale moja reakcja po obejrzeniu ruszającego się, prześlicznego GTA IV była podobna, co po projekcji filmiku zapowiadającego Dead Island - wow! Zapraszam, myślę że co niektórzy się zachwycą.
Twórcy gier komputerowych stosunkowo rzadko sięgają po western, jakby wierzyli, że czasy największej świetności tego gatunku minęły bezpowrotnie wraz z kultowymi filmami Sergia Leone. W rezultacie gier traktujących o Dzikim Zachodzie mamy dziś niewiele, a te naprawdę dobre można policzyć na palcach jednej ręki. Wydany w 2005 roku Gun firmy Neversoft Entertainment niewątpliwie zalicza się do tej drugiej grupy, choć trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że nie jest to produkt pozbawiony wad. Co to, to nie.