Assassin's Creed Valhalla - Pierwsze wrażenia po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki - Improbite - 20 listopada 2020

Assassin's Creed Valhalla - Pierwsze wrażenia po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki

Jeszcze jakiś czas temu otwarcie piałem, że kolejna odsłona „Assassin’s Creed” mnie najzwyczajniej w świecie ominie, bo nic specjalnego w serii nie zmieniało się już od lat. Jednak za sprawą kolegi i jego zdolności perswazji, dodałem to do koszyka i cierpliwie czekałem na premierę.

Kiedy to nadeszło, jakoś tak nie czułem niczego, żadnej ekscytacji, ale mimo to czekałem na załadowanie gry na dysku konsoli.

Tekst jest oparty na wersji gry przeznaczonej na konsolę PlayStation 4. Nie jest też również końcową recenzją, lecz wpisem, który pełnić ma rolę pierwszych wrażeń z rozgrywki.

Zanim zacząłem pisać ten artykuł, poszperałem trochę w sieci w poszukiwaniu za jakimiś rzeczami, które nie pasowały innym. Trafiłem tak na materiał filmowy stworzony przez Piotra, którego w sieci znamy jako „Wulgarny Gracz”.

Byłem zaskoczony tytułem jego materiału „Assassin's Creed Valhalla - Drakkarem w morze błędów”, ponieważ „Valhalla” była dla mnie innym doświadczeniem, ale o błędach trochę później.

Zacznijmy od tego, że ekipa odpowiedzialna za nową odsłonę serii o konfliktach sekretnych bractw, tym razem powędrowała ze Starożytnej Grecji do Skandynawii pełnej wikingów, aż w końcu trafili do Anglii. Ciekawa zmiana, która całości dodaje nowego smaku, a przez to całość na tym zyskuje, gdy możemy mówić o klimacie tej produkcji.

Wylewa się on niczym krew tryskająca z ciał naszych przeciwników podczas najazdu na opactwo, czy szturmu na twierdzę, kiedy chce się doprowadzić do zmiany władzy w bardziej drastyczny sposób. Tak, dobrze czytacie, tutaj jucha, latające kończyny i umierający ludzie są wszędzie, a my w środku tej całej masakry, jak na wikinga przystało.

Skoro już mowa o walce, to faktycznie jest ona widowiskowa, co stanowi kolejną rzecz, dla której warto sprawdzić „Assassin's Creed Valhalla”. Nie jest ona czymś, co jest żartem w porównaniu do „Odyssey”, gdzie przeciwnik po wielu ciosach dalej stał, lecz już dawno wita się ze swoim Stwórcą.

Poprzednie odsłony serii miały to do siebie, że miejsca, które przyszło nam odwiedzić, często zapierały dech w piersiach. Mówię tutaj oczywiście zarówno o Starożytnej Grecji, ale i również Starożytnym Egipcie.

W materiale wspomnianym wyżej jest świetny moment, kiedy to „Wulgarny Gracz” wspomina o tym, że gra zachwyca, gdy przyjdzie nam po prostu zatrzymać się i chwytać takie chwile, jak znikające za górą słońce, czy też zwykła płynąca rzeka lub wilki biegnące za swoją zdobyczą.

Chciałbym na moment zatrzymać się w tym miejscu i powiedzieć jedną rzecz, o której już pisałem kiedyś, ale w przypadku innej części. Za sprawą Bartka, a raczej „Pana Nindyka” napisałem kiedyś artykuł „Gry – Intra, muzyka i elementy, które siedzą Ci w głowie”, gdzie wspominam o przemówieniu Ezio Auditore z II części serii.

Oczywiście nie będę go tutaj przytaczać, ale ten fragment utkwił mi w głowie nie tylko z powodu treści, ale i również tego, że stałem w miejscu, gdzie stał stos, na którym spalono Girolamo Savonarolę we Florencji. Taką samą okazję miałem również w wypadku „Odyssey” i „Valhalla”, ponieważ udało mi się odwiedzić niektóre miejsca odpowiedniki w świecie prawdziwym.

Stąd odbiór niektórych miejsc i momentów ma dla mnie głębsze znaczenie, co może skutkować tym, iż ciężko czasem odejść mi od tej serii, ponieważ jako jedna z niewielu produkcji pozwoliła mi na nie tyle wsiąknąć w jakiś temat i drążyć ten proces odróżnienia świata fikcyjnego od faktycznego. To oczywiście przełożyło się na wiedzę w wielu innych tematów, ale o nich w innym tekście.

Wracając jednak do głównego tematu tego wpisu, czyli „Assassin’s Creed Valhalla” muszę powiedzieć, że Piotr nazwał swój tekst dość ciekawie, ponieważ „przez morze błędów”, gdzie ja podczas swojej wielogodzinnej zabawy napotkałem tylko jeden (Słownie JEDEN) błąd. Naprawienie go nie wymagało ode mnie wczytania lub skasowania zapisu swojej gry. Nie wiem, może miałem to szczęście, że jeszcze na żaden nie trafiłem, ale lepiej dmuchać na zimne.

W grze pojawiła się również możliwość najazdów, gdzie musimy po prostu wyczyścić miejsce z przeciwników i pozbierać bogactwa i fakt, nasi kompanii tą inteligencją nie grzeszą momentami, ale nie było to na tyle uciążliwe, bym nie mógł ukończyć jakiejś lokacji tak, jak to było podczas rozgrywki prezentowanej w materiale, do którego się odnoszę.

Ostatnią rzeczą, o której warto jak na tekst dotyczący pierwszych wrażeń jest fakt, że przeciwnicy są tutaj dobrze balansowani. Wiadomo na początku gry wielu przeciwników może nas z łatwością wgnieść w ziemię, ale z czasem, kiedy będziemy już silniejsi, to walka z nimi staje się ciekawym urozmaiceniem i jednocześnie elementem całej gry, bez którego szybko byłoby po prostu nudno.

Na chwilę obecną o „Assassin’s Creed Valhalla” mogę powiedzieć, iż jest produkcja, gdzie ekipa za nią odpowiedzialna dostarczyła coś ciekawego i w jakiś sposób wyjątkowego różniącego się od tego, co było wcześniej i jeśli tak ma wyglądać ewolucja serii, to ja jestem ciekaw, co będzie dalej.

Improbite
20 listopada 2020 - 15:20