Darmowe gry bez Pay 2 Win – dlaczego nieetyczne zagrywki idą w odstawkę
Quo vadis branżo?
2017 najczarniejszym rokiem branży gier wideo? Absolutnie nie!
Mikropłatności w Pokémon GO
Assassin's Creed III pierwszą grą Ubisoftu korzystającą z mikrotransakcji
Płacenie za treści – tak. Płacenie za korporacyjną sieczkę – nie!
Branża gier wideo to jedno wielkie szambo, w którym od czasu do czasu pojawi się jakiś smaczny kąsek. Mniam, pyszniutki torcik wiedeński wykonany przez mistrzów. Tylko czemu kasjer, któremu mam płacić przed podaniem mi produktu wkłada go do toi toia? No i jeszcze „dziennikarze” growi, którzy tak sprawnie kopiują gotowe wiadomości prasowe i wychwalają gierki otrzymane wraz z promocyjnymi ręcznikami, klapkami. Ach jak ja lubię tuby propagandowe i speców… Zaraz, zaraz co ja wypisuję. Mój pierwszy narzegracz w wersji 2k19 miał zająć się czymś poważniejszym niż smęty twitterowego Tomka, którego bolą cztery litery bo Sony nie chce mi, tfu mu podesłać promki z bonusową zdrapką PSN. Tym razem postanowiłem po przynudzać o dziadowskiej praktyce jaką jest wprowadzanie mikrotransakcji do gierek trochę po premierze.
Jednak kiedyś nie było to tak widoczne, a my byliśmy innymi graczami. Chociaż nie jest to jedyna rzecz, która kiedyś była odmienna, a czynników tej inności na pewno było mniej niż teraz.
Niedawno na gry-online pojawił się felieton Jakuba Mirowskiego, w którym autor odniósł się do aktualnych trendów w świecie gier komputerowych. Jakiś czas później na gameplay'u Czarny Wilk zaprezentował nieco inne spojrzenie na ten sam problem.
Poniższy tekst powstał w pewnym odniesieniu do tamtych artykulów. Zawarłem w nim swoje przemyślenia na temat stanu obecnej branży oraz wysunąłem dość daleko idące wnioski, jakie w tym momencie przychodzą mi do głowy. Przy okazji starałem się nie powielać tego, co już zostało napisane.
W tekście znajdują się dość kontrowersyjne tezy, które nie każdemu przypadną do gustu, także czujcie się ostrzeżeni. Na ewentualne komentarze niestety nie odpowiem, gdyż nie mam konta na GOL-u, za co z góry przepraszam.
Ostatnimi czasy wśród graczy będących na bieżąco z branżowymi trendami panują głównie grobowe nastroje. Winne są temu przede wszystkim coraz bardziej antykonsumerskie zapędy największych wydawców, którzy przez ostatnie kilka lat coraz dalej przesuwali granice wyciskania dodatkowych pieniędzy z nabywców.
Dziś światło dzienne ujrzało Pokemon GO, na razie w Australii i Nowej Zelandii. To co interesuje nas najbardziej w darmowych tytułach to to, czy rzeczywiście są tak darmowe. A więc przyjrzyjmy się mikropłatnościom, o których infomacje dostarczyli nam pierwsi gracze.
Nie do końca rozumiem fenomen mikropłatności (bo jak przyznają przedstawiciele firm – to naprawdę się sprzedaje), nie lubię ich, nie kupuję, nie chce o nich słyszeć... Z przekory nie wydaję pieniędzy nawet na DLC* - wszystko po to, by nie wspierać bandytów źle zarządzających projektami. Jak się jednak okazuje, ja mogę się buntować w najlepsze, kilka innych osób też, a rynek i tak jest w niewyleczalnym stanie rozdrobnienia za sprawą tych, którzy uwielbiają dopłacać za coś co im się należy.
Na otarcie łez sobie o tym popiszę...
Free 2 Play, Pay 2 Win – dwa terminy, które wśród fanów topowych gier wywołują białą gorączkę, zwłaszcza w kontekście stosowania modelu biznesowego F2P w ich ulubionych seriach, które znają od lat, i przy których miło spędzili wiele godzin. Mając na uwadze, że F2P przez lata kojarzył się z niskiej jakości (w porównaniu do wysokobudżetowych produkcji) grami przeglądarkowymi i premiowaniem najzamożniejszych w ramach Pay 2 Win, ciężko dziwić się zdenerwowaniu graczy. Mam jednak dobrą wiadomość – system P2W jest w odwrocie i za parę lat gry go stosujące będą stanowić niechlubną mniejszość. Dlaczego tak się stanie? Postaram się to wytłumaczyć w niniejszym wpisie. Zapraszam do lektury!
Ubisoft coraz śmielej kpi sobie z graczy, wprowadzając coraz to głupsze pomysły do swoich gier, mające na celu wycisnąć jeszcze większą kwotę pieniędzy znajdujących się w naszych kieszeniach. Mikropłatności, bo o nich też mowa mają pojawić się już w trzeciej odsłonie Assassin's Creed, który będzie początkiem tego systemu płatności w ich kolejnych tytułach.
O wprowadzeniu w Polsce systemu Piano Media napisał już promilus, wyprzedzając mnie nieco, bo tekst chodził mi po głowie od wczoraj. O temat płacenia za treści zahaczyłem już przy okazji tekstu o gimbusach we vlogosferze. Kwestię tę zamierzałem rozwinąć w najbliższym czasie, no ale skoro wszechświat daje mi pretekst, to chyba nie sposób go zignorować.
Popieram jak najbardziej ideę płacenia za dostęp do treści w Internecie. Dlaczego? Ponieważ z reklam są w stanie wyżyć tylko największe, najbardziej mainstreamowe serwisy, paradoksalnie te, które niedługo będą wprowadzały płatny content. Pisząc dla wielu, staramy się wpasować w szeroko pojęty gust większości, co prowadzi do nijakości i braku charakteru w oferowanych tekstach czy materiałach. Jest to spowodowane kultem kliknięcia, na jaki cierpią agencje reklamowe i ich zleceniodawcy. Oceniając potencjał marketignowy danego serwisu otwierają jedynie tabelkę w Excelu, gdzie porównują liczbę wyświetleń i unikalnych użytkowników ze stronami o podobnej tematyce. Ciężko im się dziwić, bo ocena wartości społeczności to trudna sprawa, którą szczególnie ciężko wytłumaczyć dinozaurom „na górze”.
Wiele osób uważa, że Walentynki to święto stworzone przez sprzedawców i zarazem to oni mają tego dnia największe powody do radości. Wśród kolejnych pomysłów na wyciągnięcie pieniędzy z kieszeni ogarniętych manią zakupów klientów wybija się na prowadzenie najnowsza oferta firmy Valve. Wszyscy grający w strzelankę Team Fortress 2 przywykli już do absurdalnego poziomu cen niektórych przedmiotów we wbudowanym sklepie, ale nawet oni poczuli się z pewnością zaszokowani informacją o powiększeniu oferty o pierścionki w cenie 100 dolarów. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie otrzymacie korzyści decydując się na zakup tego skromnego podarunku to zapraszam do lektury…