Outcast - Wspaniała przygoda na obcej Planecie.
Za co kochamy przygodówki?
Czy kiedyś się doczekamy: trzecia część The Longest Journey - Dreamfall Chapters
Atlantis: The Lost Tales - urzekająca opowieść o mistycznej Atlantydzie
Nowa Fala polskich gier przygodowych
Recenzja gry State of Mind - trójkątny cyberpunk
Studio Simogo w 2013 roku wypuściło na rynek Apple swoją czwartą już grę nazwaną Year Walk. Z góry zyskała świetne opinie graczy i przychylność krytyków. Nie musiało minąć wiele czasu, by padła decyzja o reedycji, tym razem na komputery osobiste dzięki platformie Steam. Czy gra będąca pierwotnie rozrywką na urządzenia mobilne zdołała podbić serca komputerowców? Nie jestem głosem ludu, ale osobiście uważam, że sukces jest pełny.
Uprowadzona przez szaleńca grupa przypadkowych ludzi zostaje uwięziona w tonącym liniowcu. By przeżyć i wydostać się z pułapki muszą współpracować, by wygrać dziwaczną, matematyczną grę, do udziału w której chce ich zmusić sadystyczny porywacz. Jak jednak się zjednoczyć, gdy każdy może być zarówno sojusznikiem, jak i wrogiem?
Beyond Good & Evil to gra trudna do sklasyfikowania. Bajkowa oprawa połączona z niebagatelną, wielowarstwową historią urzekła tyle samo osób, co zwiodła na manowce. Czy słusznie?
Jestem wielce rad z powszechnej ostatnimi czasy mody na odświeżanie klasycznych przygodówek. Nie ze względu na ładniejszą grafikę czy dodatkowe sceny. Chodzi o to, że w nowych wersjach regularnie implementuje się system podpowiedzi, który skutecznie eliminuje największą zmorę gatunku point&click – konieczność „obklikania” wszystkiego z wszystkim, żeby wpaść na bezsensowną kombinację pozwalającą pchnąć akcję do przodu. Kiedy nie trzeba spędzać godzin na próbach interpretacji, co autor miał na myśli bądź skakać nosem między oknem gry a solucją, przygodówki naprawdę wiele zyskują. Z czego skrzętnie korzystam, nadrabiając braki wywołane niechęcią do wspomnianych wcześniej cech szczególnych gatunku.
Po grę Black Mirror II sięgnęłam ze względu na przyjemne chwile spędzone z jej poprzedniczką, która była osadzona w klimacie horroru. Dlatego też po raz pierwszy uruchamiając grę Black Mirror II, byłam niemiło zaskoczona że zamiast w mrocznym, starym zamku od którego gra wzięła swą nazwę , po wstępie ukazującym pożar (który miał miejsce 12 lat przed akcją pierwszej części), gra zaczyna się w sklepie fotograficznym, w słonecznej Ameryce (a dokładniej w miasteczku Biddeford w Nowej Anglii).
Także na początku akcja 2 części gry ma się nijak do jej poprzedniczki. Gdy Black Mirror I (wydane przez czeską firmę Future Games) wita nas podejrzanym samobójstwem ojca Samuela – bohatera tej części gry, a sama gra rozpoczyna się żałobą po jego stracie, tak w Black Mirror II (dzieło niemieckiego studia Cranberry Production) pierwsze nasze zadanie to... wymiana bezpieczników w zakładzie fotograficznym przez Darrena – pracującego tam studenta i bohatera II części gry. Niezbyt wciągające przy poprzedniej części.
Dlatego też odłożyłam tę grę na jakiś czas. Na szczęście dałam jej drugą szansę, ponieważ jak się okazało, gdy tylko przełknie się kilka pierwszych misji, czeka nas wiele godzin świetnej rozrywki, odkrywając co też niepozorny na początku Darren ma wspólnego z historią Black Mirror...
Witajcie w 1993 roku! To czasy kiedy przygodówki nie zniknęły jeszcze pod zwałami gier z innych gatunków. Właśnie wtedy świat ujrzał pierwszą część przygód Simona, maga amatora, a w rzeczywistości zwykłego nastolatka z naszego świata, który przypadkiem (no, nie do końca przypadkiem) przeniósł się do innego wymiaru. To właśnie zderzenie mentalności tego młodzieńca ze schematami heroic fantasy miało zapaść wielu fanom przygodówek w pamięć.
Nowa gra wyprodukowana przez Animation Arts nareszcie trafiła na wirtualne półki sklepowe. Secret Files: Sam Peters to kolejna odsłona bardzo udanej serii przygodówek (dwie pierwsze części wydane w Polsce pod tytułem Tajne akta, trzecia nie wydana w Polsce w ogóle), tym razem bez numerka w tytule, ponieważ zamiast pełnoprawnej kontynuacji otrzymaliśmy spin-off. Niestety, w moim odczuciu bliżej jest mu po prostu do dodatku niż do pełnowartościowej gry.
Odkąd sięgam pamięcią (a parę generacji sprzętu przeżyłem), różni internetowi prorocy głosili śmierć klasycznych przygodówek point&click. Mówiło się o różnych przyczynach: że zbyt skomplikowane dla masowego odbiorcy, że zbyt powolne, że fabuła potrzebuje kilkunastu godzin, żeby się rozkręcić. Bzdura. Minęły lata, a przygodówki jak istniały, tak istnieją (dzielnie broniąc przy tym bastionu gier logicznych i artystycznych), a w sklepach nietrudno trafić na prawdziwe perełki, które potrafią przykuć do monitora na wiele godzin. Najlepszym przykładem na to jest The Tiny Bang Story.
Opowieść o Dwóch Synach okazała się bardzo ciekawą produkcją: ładną, szybką, oryginalną, wciągającą i naprawdę wartą uwagi. Polecam każdemu zaznajomienie się z tym tytułem. I to wszystko mimo faktu, że jest on raczej przeciętną grą…
Pamiętam, gdy pierwszy raz zagrałem w Ape Escape – trójwymiarową platformówkę na konsolę PlayStation. Tym, co wywoływało największy szok i bardzo długo wyróżniało grę spośród jej podobnych, było niestandardowe sterowanie, bo przecież nigdy wcześniej żadna gra nie zmuszała mnie do takiego korzystania z obu gałek analogowych! Jeszcze zanim zasiadłem do Brothers, zastanawiałem się przede wszystkim, czy pomysł zastosowany przez Starbreeze Studios wywoła podobne wrażenia.
Gry przygodowe, zwłaszcza tradycyjne, dwuwymiarowe Point and Clicki były jeszcze nie tak dawno uważane za gatunek wymierający, który swoje najlepsze lata ma zdecydowanie za sobą. Nic bardziej mylnego. Zdaje się, że dzięki kilku studiom otworzony został worek, z którego wprost wysypują się przygodówki i nic nie wskazuje na to, żeby miał on zostać szybko zamknięty. I bardzo dobrze, bo takich gier nigdy nie jest za dużo.