W poszukiwaniu przygody: Brothers: A Tale of Two Sons - OsK - 4 września 2013

W poszukiwaniu przygody: Brothers: A Tale of Two Sons

OsK ocenia: Brothers: A Tale of Two Sons
80

Opowieść o Dwóch Synach okazała się bardzo ciekawą produkcją: ładną, szybką, oryginalną, wciągającą i naprawdę wartą uwagi. Polecam każdemu zaznajomienie się z tym tytułem. I to wszystko mimo faktu, że jest on raczej przeciętną grą

Pamiętam, gdy pierwszy raz zagrałem w Ape Escape – trójwymiarową platformówkę na konsolę PlayStation. Tym, co wywoływało największy szok i bardzo długo wyróżniało grę spośród jej podobnych, było niestandardowe sterowanie, bo przecież nigdy wcześniej żadna gra nie zmuszała mnie do takiego korzystania z obu gałek analogowych! Jeszcze zanim zasiadłem do Brothers, zastanawiałem się przede wszystkim, czy pomysł zastosowany przez Starbreeze Studios wywoła podobne wrażenia.

Oczywiście, po latach Ape Escape wcale już taki innowacyjny nie jest, ale w czasie, kiedy tytuł wyszedł, gry obsługiwałem przede wszystkim d-padem i przyciskami, a gałki analogowe po prostu sobie były (inna sprawa, że nawet po latach, mimo przywyknięcia do takiego sterowania, nie gra mi się najlepiej na analogu w gry z pierwszego PlayStation). No dobra, pozwólmy już tym małpom uciec i przejdźmy do dwóch synów.

Jak wskazuje tytuł, w grze pokierujemy dwoma braćmi. Ich matka zmarła w skutek nieszczęśliwego wypadku, a ich ojciec nagle zaniemógł i obaj bohaterowie musieli wyruszyć na epicką podróż w poszukiwaniu lekarstwa. W skrócie: mamy do czynienia z bardzo prostą historią, która służy tylko i wyłącznie do tego, żeby nareszcie wysłać chłopców w drogę.

Dawno już nie widziałem tak słabego początku rozgrywki: widzimy szybką retrospekcję tonącej matki, następnie ojca, który nagle upada i lekarza, który daje starszemu chłopcu zwój. Wszystko to powinno wzbudzić w graczu współczucie dla braci, ale ze względu na prędkość i brak stosownego wstępu, w którym na przykład poznawalibyśmy matkę (chociaż fragment z łódką mógł być grywalny), niemal w ogóle nie odczuwałem do chłopców sympatii – po prostu było za wcześnie na próbę identyfikacji z losem dwóch, zupełnie nieznanych dzieci.

Dalej jest lepiej. Głównym motorem napędowym rozgrywki jest, wspomniane już, nietypowe sterowanie. Braci jest dwóch: starszego obsługujemy za pomocą lewej gałki analogowej, a młodszego przy użyciu gałki prawej. Według nazw nabitych na padzie do Xboxa, działania nakazujemy chłopcom odpowiednio przyciskami LT i RT, a kamerę obracamy LB i RB. Innych przycisków nie używamy.

Główną atrakcją gameplayu jest jednoczesne wykonywania zadań dwoma chłopcami.

Twórcy wypowiadali się, że zależy im na tym, żeby gracz jak najszybciej utożsamił swoją lewą rękę ze starszym bratem, a prawą z młodszym. Przyznaję, że do samego końca gry sztuka ta nie udała mi się w pełni, bo mój mózg przyjął sobie (i wyraźnie nie chciał zaakceptować innej interpretacji odbieranych obrazów), że lewa ręka to brat po lewej stronie ekranu, a prawa to brat po prawej. Przez większość czasu albo bracia są w ten sposób ustawieni domyślnie, albo instynktownie sam ich tak ustawiałem, ale faktem pozostaje, że jeśli młodszy chłopiec był bliżej lewej krawędzi ekranu niż jego brat, próby sterowania kończyły się nieraz jakimś chaotycznym tańcem. Może to kwestia współpracy półkul mózgowych, ale przez około jedną czwartą gry sterowanie na pewno nie było instynktowne. Jako że każdy może mieć zupełnie odmienne wrażenia, nie uważam tego za jakąś dużą wadę, po prostu w naszym interesie jest pilnowanie, żeby każdy z braci pozostał na swoim terenie.

Plusem decyzji o takim sterowaniu jest całkiem przyjemnie wyglądająca rozgrywka, gdy już uda nam się sprawić, żeby chłopcy robili to, co do nich należy. Niemal zupełnie nie ma w Tale of Two Sons przeskoków charakterystycznych dla wcześniejszych gier, w których sterowaliśmy kilkoma postaciami. Nie musimy już przełączać się między bohaterami i wykonywać zadania jednym, podczas gdy drugi obserwuje. Nie jesteśmy też zdani na łaskę sztucznej inteligencji.

Sporym minusem jest za to brak wyzwań logicznych. Grze znacznie bliżej jest do przygodówki niż do gry platformowej, a danie nam tylko możliwości chodzenia i „oddziaływania” nie stwarza zbyt wielkiego pola do skonstruowania bardziej zaawansowanych wyzwań. Zagadki zostały wyraźnie skonstruowane tak, żeby dopasować się do sterowania. Nawet zadania polegające na symultanicznej manipulacji tym samym przedmiotem dosyć szybko tracą swoją świeżość i na pewno nie można ich nazwać „łamigłówkami”: jak widzimy wbitą w drzewo piłę o dwóch uchwytach, nie musimy za bardzo wytężać szarych komórek, żeby odkryć, co należy zrobić. Jeszcze tylko warto powiedzieć, że większość akcji to po prostu zadania polegające na zaniesieniu gdzieś czegoś lub otworzeniu jakiegoś przejścia.

ławeczka

W rezultacie rozgrywka raczej nie jest najciekawsza i nieraz nie czujemy, żebyśmy rzeczywiście grali. Zdarza się nawet, że najciekawszy (proszący się chociaż o małe QTE) fragment jest tylko pokazywany w animowanym przerywniku.

Mimo małej zawartości „gry w grze”, Brothers potrafi obronić swoją „growość” – jest to jedna z tych nielicznych produkcji, obok Papo y Yo, które rzeczywiście potrafią opowiedzieć historię samym gameplayem. Umiejętności braci nie muszą być nawet komentowane, widzimy co który umie, czego nie umie oraz co się z nimi dzieje, i w ten sposób budujemy podstawową wiedzę na ich temat i wzajemnych relacji między nimi. Trochę za dużo w tym wszystkim filmu, a za mało gry, ale jednocześnie nie gameplay został rzeczywiście wykorzystany dla opowiedzenia fabuły, a nie tylko jako przerywnik między cutscenkami.

Gra jest krótka. Naprawdę krótka. Czas pierwszego ukończenia to w przybliżeniu (bo raczej nie gram z zegarkiem w ręku) dwie i pół godziny. Jest to olbrzymi minus dla liczących na dłuższą zabawę, ale zupełnie inne zdanie mogą mieć ludzie chcący po prostu „przeżyć” ciekawą podróż, nie poświęcając jej ponad pięćdziesięciu godzin.

Czy warto sięgać po grę? Tutaj prawdopodobnie największe zaskoczenie dla osób, które do tego miejsca dobrnęły: tak, warto! Trzeba tylko mieć na uwadze, powyższe uwagi i, jeżeli ktoś jest w stanie je zaakceptować, z pewnością będzie się bawił wyśmienicie, bo podróż braci jest naprawdę pełna tego specyficznego rodzaju magii, jaką można spotkać chociażby w baśniach braci Grimm ale nie dochodzi do aż takiego poziomu makabry. Choć jedno trzeba przyznać: mimo że gra jest utrzymana w nieco cukierkowym stylu graficznym, a głównymi bohaterami są dzieci, nie brakuje momentów mocniejszych, zwłaszcza w porównaniu z „bajkowym” otoczeniem.

Gra ma swoje mocniejsze momenty. Noc, ciemno, ludzie wiszą, wilki jakieś...

Grafika może nie jest najpiękniejsza, ale nie chodziło tu przecież o pokazywanie szczegółów otoczenia i setek emocji na twarzach bohaterów, a o jak najlepsze stworzenie wrażenia uczestniczenia w baśniowej podróży. To natomiast udało się znakomicie. Niestety, twórcy, świadomi tego, jak ładnie prezentują się otwarte przestrzenie i jak bardzo wpływają one na nastrój, zdecydowali się w kilku spośród najlepszych punktów widokowych ustawić ławeczki, na których bracia mogą usiąść i podziwiać krajobraz. Wizualnie zabieg całkiem udany, ale nieraz potrafił rozbić immersję swoją sztucznością.

Opowiadana historia cechuje się charakterystyczną dla baśni dojrzałością: opowiada w metaforyczny sposób o istotnych rzeczach, nie unikając przy tym momentów naprawdę smutnych, dzięki temu nie mamy wrażenia, że  ktoś próbuje nam znowu sprzedać jakąś prymitywną historyjkę o niezwyciężonym herosie.

W skrócie: pomysł na grę znakomity, niektóre późniejsze momenty potrafią zagrać na emocjach i nie brakuje nawet zaskakujących chwil w fabule. Często zmieniająca się sceneria i wielość wydarzeń dają poczucie przeżywania epickiej przygody. Problemem jest mechanika, która, mimo pewnej innowacyjności, doprowadziła przede wszystkim do spłycenia samej rozgrywki. Jeżeli ktoś szuka wyzwań zręcznościowych lub łamigłówek: nie. Jeżeli ktoś chciałby doświadczyć, jak może wyglądać interaktywna, dwu i pół godzinna baśń: zdecydowanie tak!

Za opowieść daję 9. Za rozgrywkę 7.

Plusy:

-epicka podróż

-oryginalny pomysł na sterowanie

-baśniowość (sama historia + klimat)

-wykorzystanie mechaniki rozgrywki do opowiedzenia historii

-zróżnicowanie lokacji

-długość (dla niektórych)

Minusy:

-zbyt łatwa

-nadmierny, momentami nieudolnie budowany dramatyzm

-długość (dla niektórych)

-rozgrywka wyraźnie uproszczona, żeby pasować do sterowania


OsK
4 września 2013 - 16:43