Uprowadzona przez szaleńca grupa przypadkowych ludzi zostaje uwięziona w tonącym liniowcu. By przeżyć i wydostać się z pułapki muszą współpracować, by wygrać dziwaczną, matematyczną grę, do udziału w której chce ich zmusić sadystyczny porywacz. Jak jednak się zjednoczyć, gdy każdy może być zarówno sojusznikiem, jak i wrogiem?
Dużo narzeka się obecnie, że stare gry wideo oferowały ciekawsze i lepiej opowiadane historie. Tymczasem, na rynku elektronicznej rozrywki wciąż nie brakuje ambitnych opowieści – wystarczy tylko poszukać. I nie zawsze muszą być one przedstawiane w niezależnych, opartych na minimalistycznej oprawie produkcjach. Najlepszym przykładem na to jest 999: Nine Hours, Nine Persons, Nine Doors, czyli japońska gra z gatunku visual novel, która ukazała się na przenośnej konsolce Nintendo DS.
Gra przedstawia historię dziewięciu uprowadzonych ludzi, uwięzionych na pokładzie tonącego liniowca, mocno przypominającego legendarnego Titanica. By wydostać się ze statku i przeżyć, muszą wziąć udział w tzw. nonary game, czyli wyzwaniu opartym na systemie liczbowym obracającym się wokół liczby 9. Jest więc dziewięć oznaczonych cyframi z przedziału 1-9 drzwi, z których ostatnie stanowią drogę ku wolności. Każdy z porwanych ma natomiast na nadgarstku elektroniczną bransoletę, do której przyporządkowano odpowiednią liczbę z tego samego przedziału. By przechodzić przez drzwi, „gracze” muszą łączyć się w grupy, w których po odpowiednich przeliczeniach suma liczb wynosi 9. Złamanie zasad oznacza śmierć – w żołądku każdego porywacz umieścił materiał wybuchowy, aktywowany przez sygnał z bransolety.
Chociaż rozgrywka spychana jest w przypadku visual novel na boczny tor i najczęściej sprowadza się do podejmowania prostych, fabularnych decyzji, produkcja japońskiego Chunsoftu jest inna. W dużej mierze skupia się bowiem na mechanice gry przygodowej typu escape the room. Dość powiedzieć, że pierwszą rzeczą, którą musimy zrobić po rozpoczęciu przygody, jest umożliwienie głównemu bohaterowi, młodemu studentowi, ucieczki z kajuty, w której go zamknięto. Oczywiście wszystko zostało zaplanowane i rozegrane przez porywacza, zaś my musimy zrobić użytek z odnalezionych przedmiotów, nie rzadko rozwiązując różnorakie łamigłówki logiczne.
W przeciwieństwie do wielu klasycznych gier przygodowych, w 999: Nine Hours, Nine Persons, Nine Doors zagadki nie są jednak oderwane od fabuły, czy po prostu logicznego myślenia. Praktycznie wszystko co znalazło się na statku ma jakiś związek z przedstawianą opowieścią. Podobieństwo tonącego liniowca do Titanica również jest zamierzone, a prawda historyczna, legendy i fakty naukowe znakomicie się przeplatają w grze. I chociaż mamy tu nawet do czynienia z motywami paranormalnymi motywami, grając nie raz powtarzamy sobie „kurczę, to wszystko jest logiczne”.
(Jeden z moich ulubionych utworów z gry)
Fabuła przedstawiana jest za pomocą statycznych obrazków i tekstu, zawierającego dialogi pomiędzy bohaterami, myśli bohatera oraz opisy otoczenia, przedstawiane z jego perspektywy. Gra stanowi pod tym względem absolutny majstersztyk – jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby tekstowy opis tak mocno działał na moją wyobraźnię. Twórcy nie szczędzą w grze opisów zwłok i scen śmierci, pełnych makabrycznych detali. To przy okazji kolejny dowód na to, że visual novels to nie tylko gry hentai czy symulatory podrywu kręcące się wokół rozterek sercowych licealistów. Żeby tego było mało, gra oferuje kilka różnych zakończeń, a odkrycie właściwego i prawdziwego wymaga jej kilkukrotnego ukończenia. Ponadto, grając w 999 na własnej skórze przekonujemy się, że w relacjach międzyludzkich czasem wielkie znaczenie mają z pozoru drobne gesty. Niedawny przyjaciel może okazać się zaprzysiężonym wrogiem. Warto również wspomnieć o tym, że nastrój potęgowany jest przez fantastyczną ścieżkę dźwiękową.
Grałem w życiu już nie we dziesiątki, a w setki gier, lecz mimo to z całą świadomością mogę stwierdzić, że 999: Nine Hours, Nine Persons, Nine Doors oferuje najprawdopodobniej najlepszą, najbardziej wciągającą i zaskakującą historię jaką uraczyła mnie elektroniczna rozrywka. Lepszą nawet od mojego ulubionego BioShocka Infinite, który prym wiedzie po prostu w swoim nastawionym zazwyczaj na akcję gatunku. Jeśli więc nie przeszkadza Wam mangowa stylistyka, przekładająca się na nieco odrealniony wygląd bohaterów, a macie dostęp do DS-a, lub choćby emulatorów, których oczywiście nie pochwalam, dajcie tej nieco niszowej produkcji szansę. W swoim gatunku to pozycja praktycznie idealna. Przyczepić się można tylko do nieco topornego interfejsu przewijania tekstu, co może drażnić graczy, którzy czytają po angielsku bardzo szybko.
Na platformach Nintendo 3DS i PS Vita dostępna jest kolejna część 999, zatytułowana Zero Escape: Virtue's Last Reward. O niej również napiszę niedługo na blogu.