Wad kilka przygód białego wilka... - Wiedźmin 3 krytycznym okiem
Jak wydawane są soundtracki z gier (dyskusja) - Słowo na niedzielę(44)
Hej zagrajcie muzykanty! O bardach, skaldach i kapelach w grach RPG
Wiedźmin - Wsi spokojna, wsi wesoła... (część 3)
8 lat na szlaku, albo Wiedźmina wspomnienie
Zachwycające CGI i sztampowy scenariusz. Nowy zwiastun "Wiedźmina"
W dzisiejszym wpisie chciałbym poruszyć temat minigier w grach wideo, i to takich minigier, przy których zdarzyło nam się nieraz zapomnieć o tym, że jest to tylko niewielka część tytułu, który ogrywamy.
Witajcie nasi drodzy czytelnicy. Piszę wam te słowa sącząc jeszcze ciepłą kawę. Na drugim ekranie komputera leci Bojack Horseman, który moim zdaniem jest serialem z ciekawą koncepcją. Nawiązania do Califronication leją się litrami jak whisky między Bojackiem, a Hankiem Moodym w którego postać wcielił się David Duchovny.
Stało się to o czym pisałem w poprzednim tekście, a mianowicie Squaresofter pozwolił mi dorzucić kilka groszy do swojego W co gracie w Weekend.
Szybki test: macie minutę, ile jesteście w stanie w tym czasie wymienić tytułów (powiedzmy, że poza grami sportowymi), nie będących sandboksami? Pięć? Dziesięć? Więcej? No to gratuluję. Ja miałbym z tym problem. No chyba, że każdego CoDa będziemy liczyć osobno. Jednak do czego zmierzam; do krótkiej konkluzji będącej podsumowaniem rynku gier video XXI wieku: dzisiaj niemal każdy twórca ma manię tworzenia sandboksa albo wrzucania do swojego produktu jego naleciałości. Nawet jeśli jakaś gra nie ma ambicji tym sandboksem, to i tak jakiś element piaskownicy tam znajdziemy. Nie to, żebym narzekał na ten stan rzeczy, bo mi to akurat nie przeszkadza. Pytanie czy są tacy, których to zacznie lub już zaczęło drażnić?
My, polscy gracze, jesteśmy gromadką podzieloną i często posiadającą skrajnie odmienne gusta i preferencje. Są jednak nieliczne rzeczy, które łączą większość z nas, jak choćby fakt, że w przeciwieństwie do naszych kolegów z Zachodu nie gramy prawie w ogóle w Halo. Innym przykładem jest kult Wiedźmina, jaki wykształcił się wśród nas na przestrzeni lat, choć nie o tym specyficznym zjawisku będzie mowa w niniejszym tekście, a o grze, która 8 lat temu, 26 października 2007 roku, dała mu początek, czyli pierwszym Wiedźminie. Powspominajmy zatem umiarkowanie odległą przeszłość i sprawdźmy, jak po ośmiu jesieniach na szlaku ma się dziadek Wiedźmina 3: Dzikiego Gonu.
Wiedźmin 3: Dziki Gon jest grą rewelacyjną, która w dziesięciopunktowej skali oceniania bezspornie zasługuje na trzy najwyższe noty oraz na nominację do gry roku 2015. Zalety tej produkcji można by wymieniać naprawdę długo, a jeszcze dłużej można by się nad nimi rozpływać. Niemniej jednak nie jest to gra idealna, bowiem takich nie ma. A zatem krótko, zwięźle i na temat, o tym, co w trzeciej odsłonie przygód białego wilka nie wyszło.
Wstęp
Przez dłuższy czas śledziłem jednym okiem karierę Wiedźmina 3, tego beniaminka wszystkich polskich serc. Oglądałem fragmenty rozgrywki, czytywałem recenzje i komentarze. Myślałem sobie: „no, kolejne przyzwoite cRPG z rozdętą ponad miarę kampanią reklamową”. A potem zagrałem. I ogarnęła mnie zgroza. Zawczasu już przyzwyczajony byłem do braku jakichkolwiek merytorycznych treści w artykułach produkowanych przez wiodące w branży portale i czasopisma, przywykłem do tego, że zalety każdej głośnej produkcji zwykło się karykaturalnie uwypuklać a wad bezczelnie nie dostrzegać. Ale pierwszy raz zetknąłem się z przypadkiem, gdy próbowano jako świetne cRPG sprzedać coś, co cRPG-iem nie jest prawie w ogóle.
Obrony takiej właśnie tezy zamierzam podjąć się w tym artykule: Wiedźmin 3 nie jest grą cRPG. Wiedźmin 3 nie jest, być może, grą złą, ale z całą pewnością nie jest to gra w odgrywanie ról.
Wielu z nas, kiedyś, będąc jeszcze dzieckiem, nieśmiało rozpoczynało swą własną karierę gracza, z grami kupionymi gdzieś na straganach, wraz z gazetami czy pożyczonymi od kolegów lub przyniesionymi z nieznanego źródła przez starszego brata. Nie przeszkała nam grafika, która i tak nas zachwycała i wydawała się mistrzostwem świata w tej dziedzinie, mimo że, gry te, często miały już dobre kilka lat. „Hirołsy Trzy”, „Gotik”, „Łorkraft” czy „GIETEA” zabierały nam ogromną ilość czasu, a często robiliśmy w nich rzeczy, które same w sobie nie były nawet sednem gry. Pamiętam, że mając pierwsze lata z dopiskiem –naście na końcu swojego wieku, tworzyłem mapy dla moich Herosów, spacerowałem po całym Khorinis, uparcie nie chcąc robić tego, czego ode mnie wymagano, starałem się za pomocą edytora tworzyć własne scenariusze do „Rzemiosła wojny”, a San Andreas zostało przez mnie okrążone przynajmniej kilkukrotnie każdym dostępnym środkiem lokomocji, podobnie jak "Miasto Występków”. Dla mnie, jak i dla wielu graczy w moim wieku, tytuły takie jak te są legendą.
Andrzej Sapkowski wykreował sobie znakomitego bohatera, w świecie wymyślonym przez kogoś innego. J.R.R. Tolkien miał duży wpływ na uniwersum wiedźmina. Szczerze mówiąc po przeczytania wszystkich ośmiu tomów, nadal uważam, że pierwsze dwa z opowiadaniami są najlepsze. Sukces gry, wyznaczył całkiem nową drogę, jaką zaczął podążać białowłosy łowca potworów. Coraz mniej w nim Sapkowskiego, a coraz więcej innych ludzi. Taka kolej rzeczy, gdy wymyślona postać zaczyna żyć swoim własnym życiem. Wkurza mnie to, że do tej pory wszystko, co było związane z Geraltem, spoczywało w rękach polskich twórców. Aż do momentu, gdy wziąłem w swoje łapy, nowy komiks amerykańskiego wydawnictwa Dark Horse Comics i przeczytałem go. Zapraszam na recenzję nowych przygód wiedźmina pt. "Dom ze szkła".
Ostatnia część serii „Wsi spokojna, wsi wesoła”, w której pod lupę wziąłem grę Wiedźmin i pokazuję w jakim stopniu twórcy czerpali inspiracje z polskiej tradycji ludowej i słowiańskiej spuścizny. W pierwszej części, na podstawie Podgrodzia przyjrzeliśmy się wsi wyzimskiej i skonfrontowaliśmy ją z tradycyjną polską wsią. Druga część serii traktowała o wnętrzach chat. Dziś przyjrzymy się temu, co prawdziwi wiedźmini lubią najbardziej. Nie, nie chędożeniu. Potworom grasującym po wyzimskich wsiach.
Czas do premiery Wiedźmina 3 możemy liczyć już w tygodniach. Chciałbym jednak na chwilę zatrzymać się nad oferowanymi nam wersjami językowymi. W Polsce do wyboru będziemy mieli pełen dubbing oraz napisy w wersji polskiej oraz angielskiej. Część osób we wszystkie produkcje gra na angielskiej wersji językowej, twierdząc, że po pierwsze jakość dubbingu jest lepsza, a po drugie zachowuje się oryginalne brzmienie dialogów i gier słownych. Pozostaje jeszcze niewątpliwy aspekt edukacyjny takiego grania. Chciałbym jednak przedstawić kilka argumentów za polską wersją językową, która w tym wypadku zapowiada się wręcz wybitnie.