Wspominając stare gry komputerowe, które największe tryumfy święciły wiele lat temu, z reguły wymieniamy kamienie milowe w rozwoju elektronicznej rozrywki lub szalenie popularne produkcje, które rozwijane są po dziś dzień (a często i jedne i drugie). Przykłady? Proszę bardzo: Doom, Dune II: The Building of a Dynasty, Quake, Pong, Sid Meier’s Civilzation, Super Mario Bros. – któż z Was nie zna tych tytułów? Jeśli jednak poszperamy nieco głębiej, to bez trudu odnajdziemy też inne produkcje, co najmniej równie dobre, a niejednokrotnie nawet lepsze od wymienionych wyżej hiciorów. Należy do nich na przykład The Horde, dzieło nieznanej nikomu firmy Toys from Bob.
Czym jest The Horde? To bardzo udana hybryda strategii czasu rzeczywistego i zręcznościówki, okraszona dużą porcją humoru oraz świetną (jak na swoje czasy) oprawą audiowizualną. Akcja gry przenosi nas do fantastycznej, średniowiecznej krainy, a jej głównym bohaterem jest Chauncey, młodzieniec służący na królewskim dworze, którzy podczas uczty przypadkiem ratuje swojego władcę od niechybnej śmierci przez zakrztuszenie. Wyrażając swoją wdzięczność za ten wielki czyn, dobrotliwy król nadaje swojemu wybawcy tytuł szlachecki, wręcza mu do ręki magiczny miecz Grimthwacker i oddaje część swoich włości. Chauncey musi teraz sprawić by na otrzymanym kawałku ziemi stworzyć tętniącą życiem i samowystarczalną wieś. Nie będzie to proste, gdyż w całym królestwie aktywność zwiększyła horda zabawnych, ale też 47;miertelnie niebezpiecznych czerwonych stworów, pożerających wszystko co stanie im na drodze.
Zmagania podzielono na dwie odrębne części. W pierwszej z nich dbamy o rozwój wioski i zwiększamy jej możliwości obronne przed nieuniknionym atakiem. Co prawda gracz nie ma żadnego wpływu na powstawanie nowych chatek i pól uprawnych, ale pomaga rozbudowywać osadę pośrednio, np. osuszając bagna poprzez sadzenie drzew, czy też nawadniając teren w gorącym klimacie pustynnym. Jednocześnie należy zadbać o stały przyrost gotówki, pozwalającej uiścić opłatę bieżące inwestycje, a także rosnące co roku podatki. Wynagrodzenie uzależnione jest od poziomu zniszczenia wsi po inwazji – im więcej szkód poczynią hordziaki, tym niższą otrzymamy kwotę. Dodatkowym (potem głównym) źródłem utrzymania jest hodowla krów, ale łaciate stworzenia przyciągają czerwoną zarazę niczym magnes, trzeba więc zapewnić im należytą ochronę. Można to robić poszerzając akweny (większość przeciwników topi się w wodzie), kopiąc wilcze doły, stawiając płotki bądź kamienne mury, a także umieszczając na strategicznych pozycjach pomocników w postaci statycznych rycerzy i łuczników. Odpowiednio mocna defensywa to w późniejszych misjach gwarancja sukcesu – bez dobrej ochrony nie będziemy w stanie przeżyć ataku hordy.
Stwory nacierają na wieś cztery razy w roku – ich liczba sukcesywnie rośnie w kolejnych latach. Oprócz standardowych hordziaków, które giną od jednego uderzenia miecza, napastników reprezentują też inne, bardziej wymyślne osobniki. I tak, na bagnach musimy uporać się z piekielnie szybkimi krokodylami, w leśnej krainie pojawiają się strzelcy ukrywający się w drzewach, a w etapie zimowym borykamy się z natarciem śnieżnych stworów, potrafiących lepić śmiertelnie niebezpieczne kule. Do tego wszystkiego dochodzą stworki uniwersalne, jak np. teleportujący się szamani, czy niezwykle odporne na ciosy i ogromne mutanty.
Walka ma charakter zręcznościowy. Biegamy naszym śmiałkiem po mapie i próbujemy trafić Grimthwackerem w dewastującego wioskę hordziaka. W zależności od rodzaju przeciwnika, liczba uderzeń mieczem potrzebna do jego zlikwidowania jest różna. Na szczęście w bitwie można sobie pomagać licznymi gadżetami, np. przedpotopowym miotaczem ognia, butami przyspieszającymi ruch, czy też kawałkiem soczystego mięsa, przyciągającego wrogów.
Ogromną zaletą gry jest jej humor. Biegające po planszy stwory są bardzo pocieszne, ruszają się i giną w charakterystyczny, zabawny sposób, więc naprawdę nie sposób ich nie polubić. Śmieszą też przerywniki filmowe z udziałem głównych bohaterów tej opowieści: naszego podopiecznego, łagodnego jak baranek władcy i złego kanclerza, który nieustannie kopie dołki pod królewskim ulubieńcem.
The Horde to doskonały przykład na to, że nawet mała, nieznana nikomu firma potrafi stworzyć przyjemny w odbiorze i szalenie grywalny produkt. Oczywiście gra posiada pewne mankamenty (jest stanowczo za krótka, trzeba też przyzwyczaić się do nieco topornego interfejsu), ale nie zmienia to faktu, że jest to jedna z tych perełek, których grzech nie znać. Znakomita zabawa gwarantowana.