Kilka lat temu miałem okazję napisania cyklu artykułów na temat „gier straszących”. Strona na której teksty te się pojawiły już od jakiegoś czasu nie istnieje. Dodatkowo od tamtego czasu segment horroków uległ wielu zmianom. Dlatego też postanowiłem po raz drugi podejść do tego samego tematu i przybliżyć wszystkim zainteresowanym tematykę wirtualnych straszaków.
W latach 70-tych XX wieku nastąpił olbrzymi punkt zwroty w rozwoju gier video. Do tego momentu twórcy stawiali na casualową rozrywkę opartą w dużej mierze na mechanice - jak chociażby w Pongu, Space Invaders czy PacManie. Puby i salony z automatami stanowiły główne centra rozrywki, chociaż na rynku zaczynały pojawiać się pierwsze domowe komputery i konsole (Apple II, Odyssay, Magnavox, Atari VCR). Połowa lat 70-tych to też ogromny sukces pierwszych systemów Role-Playing Games, na czele z Dungeons & Dragons. Nagle okazało się, że będąc wyposażonym w zestaw kostek i paru zasad, można budować olbrzymie i wspaniałe uniwersa, przeżywać epickie i pełne napięcia przygody, wykorzystując do tego jedynie własną wyobraźnię. Naturalną i nieuniknioną myślą było połączenie tych dwóch światów i stworzeniu gry komputerowej w oparciu o zasady D&D.
Wszyscy lubimy miejskie legendy. Gry komputerowe doczekały się na przestrzeni lat swoich własnych, z których najsłynniejsza dotyczy gry E.T. the Extra-Terrestrial. Wyprodukowana w 1982 roku na konsolę Atari 2600 produkcja miała być wielkim hitem. W owym czasie film o przygodach kosmity próbującego dodzwonić się do domu bił rekordy popularności i Atari liczyło na to, że głośna marka zachęci widzów do zakupienia adaptacji. Przygotowało się na taką sytuację, produkując miliony kaset z grą.
W latach 70. przemysł komputerowy nabierał coraz większego rozpędu. Lampy zostały wyparte przez tranzystory, które z kolei ulegały miniaturyzacji i były łączone w mikroprocesory, zdolne mieścić tysiące elementów w obudowie rozmiarów ziarna fasoli. Komputery wreszcie przestały zajmować całą salę, i chociaż wciąż nie dało się ich postawić na blacie biurka, to dało się je pomieścić w szafie, którą można by ustawić na przykład w sali barowej czy kawiarni.
UWAGA!
Obszerny tekst, zawierajacy materiały wideo oraz audio.
Wymagany wygodny fotel, Coca-Cola i kubeł pop-cornu.
Publikacja zawiera ponad 3700 słów, więc jest dużo czytania :)
Z internetu korzystam naprawdę sporadycznie, prasy komputerowej prawie w ogóle nie czytam, a w gronie znajomych i przyjaciół o grach nie rozmawiam. I jak najbardziej świadomy jestem faktu, że całkiem spora ilość wspaniałych gier przemyka mi koło nosa. Czasem jednak bywa tak, że mimochodem w moje ręce wpadają gry, o których nikt nigdy w życiu nie słyszał, bądź ewentualnie grono osób świadomych ich istnienia jest bardzo małe. Taką grą między innymi jest Outcast. Gra wielka, a jednocześnie bardzo malutka. Dzieło belgijskiego studia Appeal, które pod skrzydłami Infogrames mogło być jednym z najbardziej rozpoznawalnych w branży, a stało się kolejnym bez siły przebicia. Outcast jest grą, która mimo bardzo wysokich ocen w najbardziej szanujących się pismach komputerowych i seriwsach internetowych, padła ofiarą wręcz olewczego podejścia do sprawy promocji tytułu przez własnego wydawcę. A tym samym została wręcz pozbawiona racji bytu i tylko nielicznym było dane zapoznać się z przepięknym światem Adelpha, wykreowanym na potrzeby gry. Przed Wami kolejna perełka końca lat '90, zaraz za AMEN: The Awakening oraz Redline: Gang Warfare 2066.
Nie tak dawno Atari ogłosiło, że trwają prace nad nowym Centipede. Remake o tytule Infestation już dzisiaj wywołuje w Sieci żarty i nie sposób się temu dziwić.
Gra o której dziś napiszę kilka słów była, a w zasadzie jest, produkcją pionierską. Jedna z pierwszych zrobionych i legalnie wydanych w Polsce gier nie tylko pokazała, że tak można. Dowiodła też, że gry tworzone w naszym kraju mogą mocno zamieszać nie tylko na rodzimym rynku. Robbo w interesujący sposób łączyło elementy znane np. z Boulder Dasha z autorskimi pomysłami. Gra jest popularna do dziś, doczekała się nie tylko portu na PC ale też wersji na telefony komórkowe obsługujące Javę.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, ta gra była jednym z najbardziej rozbudowanych tytułów. Normą w tamtych czasach – wymuszoną nieco przez możliwości sprzętu – było robienie w grach ciągle tego samego. Jeśli jeździliśmy samochodem, tak było od początku do końca. Raid Over Moscov pokazał, że można do tematu podejść inaczej.
Ten tydzień wyjątkowo obfituje w różne małe różności które trzeba zrobić, to i nie ma czasu na regularne pisanie. Nostalgia jednak pchnęła mnie do popełnienia niniejszego wpisu. Jedną z gier z małego Atari które najmilej wspominam jest wydany w 1988 roku, stworzony przez Zeppelin Games Zybex.
W 1981 roku jeden z założycieli Activision, Larry Kaplan napisał grę na Atari 2600. Port automatowego Avalanche podbił serca gracz, w tym i moje. Kaboom! to gra prosta jak konstrukcja cepa. Zły gość zrzuca z góry bomby, my musimy je łapać. I tyle, koniec historii.