„Co możemy mieć, czego nie ma konkurencja? Duży ekran! Jeszcze większy! Za rok-dwa-trzy będziemy produkować smarftony z większym wyświetlaczem niż współczesne telewizory HD, ha! Hm, to może jeszcze procesor, dowalimy mu 10 rdzeni? Szczęka konsumentom opadnie! I ładowanie baterii działające tylko wtedy, gdy użytkownik patrzy się na telefon. To spowoduje, że ciągle będzie go używał, ciągle będzie online, ciągle będzie nam płacił! I aparat, koniecznie 100Mpx, 6 lamp błyskowych LED, z opcją lotu ptaka, panoramą miasta i funkcją automatycznego zmazywania wyciągniętych rąk z ‘emo zdjęć’. Zapomniałbym, jeszcze głośniki, konkretne głośniki z subwooferem! Takie, które wywołają zawał serca staruszek w komunikacji miejskiej. Tworzymy przecież produkty dla młodych, pięknych i bogatych. Ale przede wszystkim dla tych, którzy przedkładają DIZAJN ponad życie!”
Śmieszy mnie bój o miano „najlepszego smartfona ever”. Nie pamiętam kiedy się zaczął, ale moja przepona ma niekiedy dość. Dochodzi już do absurdalnych batalii sądowych (które toczą się chyba tylko dlatego, że Apple i Samsunga na to stać, gdyby to było w Polsce, już dawno poszliby na ugodę & na wódkę…) i równie „niepełnosprytnych” argumentów zwolenników/fanów/”fanbojów” danych korporacji i ich produktów.
Czytałem jeszcze wczoraj zarzut w stronę iPhone’a, że ten ma mniejszą (czyt. gorszą) rozdzielczość niż Samsung Galaxy SIII. Mhm, zgadza się. Problem w tym, że ten drugi ma prawie o 1” większy wyświetlacz, więc naturalną siłą rzeczy jest posiadanie lepszej rozdziałki. Po drugie i tak na ekranach Retina jest takie zagęszczenie pikseli, że ludzkie oko NIE DOSTRZEGA wszystkich. Po cholerę więc, ma mieć ich jeszcze więcej?
Czytałem również, że Nokia zaproponowała super rewolucyjny sposób ładowania baterii… bezprzewodowy! Łał! Co to oznacza w praktyce? Że smartfon musi leżeć na, powiedzmy, ładowarce, i wtedy dopiero ładuje się bateria. A ładowarka, jakby kto pytał, bezprzewodowa nie jest, nie łączy się przez powietrze z gniazdkiem, tylko podpięta jest „na kabel”. Zatem… nie wiem o jakiej „rewolucji” rozmawiamy? Telefon i tak jest „uziemiony”, bo nie można go za bardzo ruszać, musi leżeć w miejscu, więc nie pogramy na nim za bardzo podczas ładowania. Mało tego, chyba łatwiej jest używać telefonu ładowanego „na kabel” niż Nokię Lumię 920, która, gdy przypadkiem ześliźnie się z ładowarki, nie będzie uzupełniała baterii.
Czytałem także, nie po raz pierwszy zresztą, że twórcy iPhone’a chwalą się, jakoby ich flagowe produkty wyświetlały grafikę bliską konsolowym grom. Serio?! Ile lat ma Infinity Blade? 2? A są też inne gry, które można porównać do konsolowych tytułów, jest Real Racing, Asphalt Racing, N.O.V.A., i nie tylko. Tylko czy konkurencja nie ma podobnych hitów (lub identycznych) na swoich urządzeniach? Inna sprawa, że zazwyczaj te najbardziej widowiskowe tytuły są niegrywane – patrz: Shadowgun. Refleksy świetlne? Realistyczna woda? Super wybuchy, modele przeciwników i otoczenia? Wszystko jest, ale grywalności nie ma! Wolę artystyczne Lost Winds, które oferuje mi przynajmniej prosty, ale wciągający i satysfakcjonujący gameplay (i ładną historię, tak przy okazji). To i tak nic, bo wciąż tytułów, które rzeczywiście mogą pochwalić się dobrą grafiką jest jak kot napłakał. Nie ma ich nawet 100 (tak, wiem, są produkcje oparte na mobilnym silniki Unreal Engine, ale wyglądają zwykle dużo gorzej niż to, co potrafią wyciosać z niego panowie z Epic Games), a przypominam, że gier w AppStore i innych smartfonowych (i tabletowych) marketach jest kilkaset tysięcy! Więc czym się chwalić? Real Racing 3 i Infinity Blade Dungeons? I tyle? Koniec? Już?
Poza tym, zejdźcie ludzie na ziemię. Za cenę nowego smartfona możemy sobie kupić np. Nintendo DS, albo Nintendo 3DS (lub PSP albo PS Vitę), do tego niezły aparat kompaktowy i jeszcze nam na „zwykłą” komórę wystarczy. Która po spadnięciu nie rozwali się w drobny mak i 2000-3000zł nie pójdzie się… nie wyląduje w koszu. Naprawdę potrzebujecie takich super wypasionych smartfonów, które mają wszystko, a wy i tak korzystacie na nich głównie z Internetu, FB, gier, do smsów i rozmów?! Pewnie, uogólniam, ale sorry, mało ludzi robi profesjonalne prezentacje biurowe, pisze w Wordzie i tworzy albumy muzyczne na smartfonach. Głównie te aparaty po prostu wyglądają ładnie, leżą w dłoni, jest lans w Starbucksie. I tyle.
Nie szata zdobi człowieka, kurde.
PS Do napisania wpisu skłonił mnie m.in. ten tekst. I u mnie też miało być trochę prześmiewczo, trochę z przymrużeniem oka, pół-żartem pół-serio (w sensie, "nowe nie znaczy lepsze" & "nie wszystko złoto co się świeci"). Oczywiście wyszedł "hejt" w komentarzach i okazało się, że Polacy muszą siedząc na WC korzystać ze smarftona. Podobnie w autobusie, stojąc na światłach i czekając w kolejce do lekarza. Pobawię się więc w trolla i zapytam retorycznie, czy na rozmowie kwalifikacyjnej można używać smartfona? Można w krytycznej sytuacji rzucić okiem do Google'a w celu przypomnienia sobie zasad pierwszej pomocy? Nie? No właśnie... Życzę powodzenia w życiu. :)