The Deer God jest niewielką grą zręcznościowo-erpegowo-survivalową, która najpierw zadebiutowała na komputerach osobistych, a następnie na konsoli Xbox One w ramach programu Games with Gold (później doszły także konwersje na urządzenia mobilne z systemami operacyjnymi iOS oraz Android). Jeśli kiedykolwiek, ktoś nazwał Was jeleniem, to produkcja studia Crescent Moon Games będzie idealna!
Jak już wspomniałem, w The Deer God wcielamy się w postać jelenia – dosłownie. Na samym początku oglądamy polowanie, które nie przebiega po myśli agresorów. Jeden z nich zostaje zabity, trafia przed jeleni sąd, a tam jeleni bożek skazuje go na reinkarnację w skórze – właśnie – jelenia.
W ten oto sposób trafiamy do dwuwymiarowego świata, imitującego typowe platformówki i zręcznościówki, gdzie zadaniem grającego jest odpowiednie skakanie po bezpiecznych strefach i unikanie np. dołów z kolcami. Z tym wyjątkiem, że z opisywanej grze mamy do czynienia również z kilkoma dodatkowymi modułami – musimy przetrwać w, bądź co bądź, nieprzyjemnym środowisku oraz rozwiązywać proste zadania.
The Deer God choć może przyciągać swoją tajemniczością, to w ogólnym rozrachunku zabieg ten wyszedł dość niekorzystnie. Podejrzewam, że brak podstawowych informacji o interfejsie, założeniach czy aspektach mógł taki być od początku – artystycznym zabiegiem producentów. Jednak moim zdaniem obrócił się przeciwko deweloperom – nie ma to sensu, kiedy godzinę musisz domyślać się, czym jest niebieski, a czym zielony wskaźnik, a także co tutaj do cholery robić!
W toku rozgrywki, kiedy przemierzamy kolejne kilometry, oglądamy płynny cykl poranka i nocy, a także liczymy dni od rozpoczęcia wędrówki, doglądamy procesu „dojrzewania” naszego bohatera – z małego jelonka zamienia się w dorosłego samca. Co za tym idzie, w końcu musimy mu pomóc znaleźć jakąś samicę. Pod tym względem czeka nas przede wszystkim walka o jej względy, która polega na dosłownym ujęciu tego słowa – pokonaniu innych konkurentów do wybranki naszego serca.
Oprócz tego dane jest nam odwiedzać pewnego rodzaju statuy, które przynoszą bohaterowi kolejne umiejętności umieszczane na specjalnym drzewku w stosownym menu. Ostatnim dość istotnym „ficzerem” jest system karmy, karzący nas za złe uczynki w dość zabawny sposób. W The Deer God nie istnieje pojęcie śmierci w tradycyjnym rozumieniu graczy – napis „game over” i tyle. Kiedy trafimy na śmiercionośną pułapkę, wtedy – jako nasz potomek – odradzamy się w ostatnim punkcie zapisu, już jako podstawowa „forma” jelenia. Tracimy, oczywiście, wszystkie dobroci zdobyte do tej pory. I w momencie ujemnej karmy jesteśmy w stanie obudzić się w „skórze” rośliny lub jakiegoś łatwo dostępnego zwierzątka, które natychmiast zostanie pożarte przez drapieżników.
Tytuł Crescent Moon Games to także intrygująca oprawa graficzna. Styl został utrzymany w klimacie retro, a więc oprócz dwóch wymiarów mamy także pixelart i również kilka tutejszych „wodotrysków”, takich jak na przykład wspomniany cykl dobowy oraz dynamicznie działające oświetlenie. Złego słowa nie mogę powiedzieć też na temat ścieżki dźwiękowej, skomponowanej specjalnie na potrzeby gry przez Evana Gipsona.
The Deer God okazało się dla mnie bardzo nierówną produkcją. Z jednej strony mamy bardzo fajny koncept, dość efektowny i bardzo klimatyczny wystrój lokacji, lecz z drugiej zbyt enigmatyczne mechanizmy, których musimy domyślać się i szukać dziury w całym. Gdyby zaimplementować choćby informacje pojawiające się na ekranie przy okazji początkowych etapów, to prezentowane dzieło byłoby o wiele, wiele not wyżej. Przynajmniej w moim rankingu.