Gdy na przełomie tysiąclecia przeciętmy gracz słyszał hasło "FPS na konsolę", przeważnie pukał się w czoło. Branża była już po pierwszych udanych próbach rozglądania się za pomocą gałek analogowych, istniały bowiem takie gry jak Goldeneye, czy Perfect Dark. Były one jednak jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę. Mało kto mógł się spodziewać, że na debiutującej konsoli pojawi się strzelanina z perspektywy pierwszej osoby, która stanie się podręcznikowym przykładem systemsellera. Za sprawą której WALKA EWOLUUJE.
Sony Polska bardzo odważnie walczy o rodzimego gracza. Przejawia się to między innymi tym, że jakoś w 2009 roku podjęto decyzję o wprowadzeniu w życie planu "Lokalizacje 2.0". Chodziło oczywiście o ambitne założenie, że każda gra wydawana przez właściciela platformy PlayStation otrzyma pełną polską lokalizację. Polski dystrybutor chciał pójść jeszcze dalej, czego przykładem była naturalizacja bohaterów gry SOCOM: Polskie Siły Specjalne, a przede wszystkim próba tłumaczenie tytułów na okładkach. Najwyraźniejszym jej przykładem jest gra nieSławny: inFamous 2, bo w przeciwieństwie do Wstąpienia, czy Oszustwa Drake'a zdecydowano przetłumaczyć główny człon tytułu.
I teraz pytanie dnia - A co by było, gdyby inni wydawcy również się odważyli na ingerencje w oryginalne tytuły?
Umysły fanów cyklu Call of Duty rozpala aktualnie trzeci Black Ops i teoretycznie nie ma sensu wybiegać myślami w przyszłość. Tak było jeszcze kilka lat temu, ale teraz jesteśmy świadkami przechodzenia kolejnych serii gier na cykl coroczny, więc możemy z pewną dozą prawdopodobieństwa zastanowić się co ujrzymy w kolejnych odsłonach poszczególnych tasiemców. Zwłaszcza, gdy w 2013 roku pierwsza (i jak na razie jedyna) gra z Ghosts w tytule zostawia nas z zakończeniem, które tak jasno zapowiada kontynuację. W środku spoilery, więc jeśli chcecie jeszcze zagrać w CoD: Ghosts dla fabuły to nie klikajcie.
DC wprowadza własną inicjatywę wydawniczą niosącą za sobą zatrzęsienie "jedynek” i - potencjalnie - dobry punkt wejścia dla nowych czytelników. Jako osoba siedząca bardziej w Marvelu z chęcią spojrzałem w stronę świeżego otwarcia w historii DC Comics i nareszcie udało mi się wciągnąć w regularne (mam nadzieję) kupowanie wydań zeszytowych.
Regularnie oglądam Disney Junior. Wyjaśnienie tego zaskakującego faktu jest dość proste - mój dwuletni syn jest fanem Myszki Miki (i Transformerów, ale przysięgam, że nie wiem skąd mu się to wzięło). Z tego powodu dotarły do mnie pierwsze zajawki nowego serialu bazującego na ukochanym filmie z dzieciństwa, czyli Królu Lwie. Zanim przygody Kiona, syna Simby, dotrą na polską stację telewizyjną minie jeszcze trochę czasu, dlatego wczoraj zebrałem się na odwagę i obejrzałem z synem pilotażowy odcinek.
Najlepiej sprzedająca się gra serii Halo. Wyczekiwane zwieńczenie trylogii. Debiut marki-legendy na Xboxie 360. I pierwsza produkcja o wielkich pierścieniach w jaką grałem.
Halo 3 ma 10 lat.
Będę tu mówił o różnych tytułach. W część grałem dużo, w część pobieżnie, a w jeszcze inne wcale. Nie zmienia to faktu, że cały czas nie jestem w stanie pojąć ich popularności, czy wręcz fenomenu. Bo gra albo jest bardzo dobra, ale nie zasługuje na przypisywany jej kult, albo niczym szczególnym nie zachęciła mnie do zainwestowania swojego czasu na dobrnięcie do jej napisów końcowych, choć w pewnych kręgach jest legendą. Są też przypadki, gdy ogólnodostępne materiały kompletnie nie zapowiadają świetnej gry, a jedynym co skłaniałoby mnie do sprawdzenia jej są zachwyty społeczności.
I wciąż nie jestem w stanie stwierdzić, co takiego wyjątkowego jest w tych tytułach. Częściowo liczę, że ktoś z czytających oświeci mnie w tym względzie i może wśród tych niedocenianych przeze mnie dzieł znajdę swoją grę życia…
Halo jest jedną z tych growych marek, które doczekały się bogatej reprezentacji w literaturze. Niestety z tej obszernej puli przetłumaczonych na nasz język zostało... eee... została aż jedna. Lekturę Halo: Upadek Reach mogę z czystym sumieniem polecić każdemu kto chce zgłębić tajemnice świata znanego dotąd tylko z gier, bo to taka absolutna podstawa do zrozumienia najważniejszych wydarzeń jakie mają miejsce w tym uniwersum. Inaczej jest z napisaną przez tego samego autora (Erica Nylunda) powieścią Ghosts of Onyx. Poza najważniejszym wątkiem fabularnym, który zazębia się z wydarzeniami z Halo 1 i 2, to przede wszystkim wielka gratka dla fanów Halo, którzy dzięki tej książce mogą zajrzeć za kulisy supertajnego programu Spartan III.
Brytyjska edycja Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela przekroczyła drugą sześćdziesiątkę, jednak numer sto dwudziesty, wbrew wcześniejszym założeniom, nie okazał się ostatnim. Tak jak numery 1-60 skupiały się na przeprowadzeniu nas przez “erę Bendisa” przy Avengers, a pozycje 61-120 koncentrują się na większych starociach, tak kolejne albumy (w założeniach 120-150) w całości będą się składać z pozycji z Marvel Now! Gdy fani komiksu w Polsce słyszą hasło “Marvel Now”, myślą “Egmont”, co wiąże się oczywiście z faktem, że to wydawnictwo zajmuje się publikowaniem komiksów Marvela ze słynnej inicjatywy z 2012 roku. Z tego właśnie powodu plany Hachette tworzą nam ciekawą sytuację na polskim rynku.
Zaznaczam na wstępie - info o kontynuacji kolekcji pochodzi z wydania brytyjskiego, podczas gdy w polskiej serii potwierdzono póki co 120 numerów. Zajmiemy się tu teoretyczną sytuacją jaka miałaby miejsce, gdyby Hachette zdecydowało się przedłużyć WKKM i u nas.
Przenośna odsłona serii to kolejna część MGSów, której się obawiałem. Drżałem na myśl o ograniczeniach sprzętowymi jakie mogły pogrążyć oryginalną wersję Peace Walkera. Nie myślałem o brzydkiej grafice, bo poprzedniczki uodporniły mnie na niedostatki wizualne. Sen z powiek spędzała mi wizja sterowania w produkcji projektowanej pod konsolkę przenośną pozbawioną między innymi drugiej gałki analogowej. Tradycją już się stało, że kolejne Metal Geary zaskakiwały mnie pozytywnie i teraz nie było inaczej – Peace Walker to obok Guns of the Patriots najnowocześniejsza odsłona serii.
Miałem to szczęście, że w pierwszą odsłonę Assassin’s Creed grałem w momencie premiery. Wziąłem grę ze sklepu, dotarłem do domu, odpaliłem ją na konsoli. I co ważniejsze - nie zaglądałem do internetu. Siadam do gry o syryjskim zabójcy, który żył w dwunastym wieku, a tu symulacja dostaje zwiechy i jestem wrzucany do współczesności. Kopara opadła. Świetny pomysł (który był jedynie lekko sygnalizowany na trailerach) to idealne spoiwo kolejnych odsłon, dziejących się na przestrzeni stuleci. Stałem się wiernym fanem rodzącej się serii, wyczekującym na informacje o kolejnych częściach.
Jestem świeżo po nadrobieniu Unity. Grę przechodziłem cztery miesiące. Pośród całego wora wad i złych decyzji, które mi obrzydziły tę grę, najgorsze okazało się niemal kompletne OLANIE wątków współczesnych. Spojrzałem wstecz na Black Flag i Rogue i orzekłem: “Współcześni Asasyni umarli razem z Desmondem!”
Po kliknięciu “czytaj dalej” zaatakują Was spoilery, głównie dotyczące wątku współczesnego w serii AC. Jeśli więc gracie tylko dla Altairów, Edziów, Ratonhnhaké-tonów, Arnów, czy Shayów, to możecie zajrzeć.
W Stanach marka Halo to legenda. Kolejne odsłony tej serii były (i są) wyczekiwane na dalekim zachodzie przez miliony fanów, którzy wypatrują szansy na powrót do swojego ulubionego świata. Cosplay, gadżety i wielkie encyklopedie opisujące wszelkie aspekty uniwersum zaczęły się ukazywać, jak w przypadku najpopularniejszych marek. Jak to się więc stało, że w kraju nad Wisłą hasła "Halo" i "Master Chief" budzą rozbawienie?
W tym roku nie będzie Ghosts 2! Tryb wydawniczy kolejnych części znanej serii jest na tyle specyficzny, że niemal gwarantował nam bardziej przyziemną produkcję, wyróżniającą się od tych wszystkich Blopsów i Adwensów, w co najmniej dwóch następnych odsłonach. A tu figa - Infinity Ward, Treyarch i Sledgehammer uprawiają futurystyczny wyścig zbrojeń, bo od czasów Black Ops II każdy kolejny CoD coraz bardziej wyskakuje w przyszłość (nawet jeśli BO2 i Ghosts dzielą tylko dwa lata). Mając trzy ekipy, pracujące nad niezwiązanymi ze sobą podseriami, Activision decyduje się na coraz odważniejsze kroki ku klimatom SF. Czy nadużyciem będzie stwierdzenie, że “zajadą” te realia dużo szybciej niż to zrobili ze współczesnością?
Od dłuższego czasu wiedziałem, że pobiorę i zainstaluję nowy system operacyjny Microsoftu, jak tylko specjalna aplikacja na mojej “siódemce” poinformuje mnie o takiej możliwości. Może i bym się wzbraniał, bo trochę ze mnie leń, trochę mam stracha przed zmianami i nigdy nie wiem, czy kolejny Windows będzie cokolwiek warty. Może i bym się wzbraniał… gdyby nie obiecane możliwości dla posiadaczy Xboxów.
Choć od dawna podobały mi się założenia epizodycznych produkcji od Telltale Games, nigdy nie skusiłem się na zakup żadnej z wydawanych przez nich serii. Wiązało się to głównie z nienajszczęśliwszym doborem licencji na bazie których tworzyli kolejne gry: nigdy nie byłem fanem zombie, nie mogłem wczuć się w klimat Fables, Grę o Tron mam w nosie, natomiast jeśli chodzi o Borderlands, to jestem zagorzałym krytykiem gier noszących tę nazwę. Z tego całego “motłochu” do Minecrafta było mi chyba najbliżej i między innymi dlatego to nim zainteresowałem się na premierę pierwszego epizodu.
Patrząc na zegarek w momencie pisania tego wstępu, widzę godzinę 2:15 i jestem świeżo po zaliczeniu odcinka zatytułowanego “The Order of the Stone”. I mój Boże, jakie to było dobre!