Im jestem starszy tym większą przepaść widzę między moim pokoleniem, a pokoleniem moich rodziców. Zakładam, że głównym tego powodem jest fakt dorastania w innych czasach - w dzieciństwie miałem jakikolwiek dostęp do popkultury i żyłem bajkami, zabawkami i komiksami, czego nie można powiedzieć o starszej generacji. Długo zakładałem, że skoro nie porzuciłem “dziecinnych” zainteresowań to łatwo znajdę nić porozumienia z moimi dziećmi.
Niedawno mój syn pokazał mi jak bardzo się myliłem.
Ostatnimi czasy wróciła tendencja do obarczania gier za wszelkie problemy naszego świata. Strzelaniny w amerykańskich szkołach, uzależnienie od hazardu wśród dzieci, nowa jednostka chorobowa w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób… tymczasem ja niedawno doświadczyłem czegoś kompletnie przeciwnego - pewne mało ciekawe przeżycie stało się możliwością do docenienia gier nie tylko za skuteczne zabijanie czasu, ale i za to jak uratowały mi życie.
Egmont konsekwentnie przeprowadza nas przez najważniejsze serie i wydarzenia ery Marvel Now. Przeszliśmy już przez te gorsze eventy (Era Ultrona), te lepsze (Nieskończoność), jak i te nijakie (akurat o Grzechu Pierworodnym nic nie pisałem). Nadeszła pora na Axis i w odróżnieniu od całej reszty wydarzeń z tego okresu była to historią o której słyszałem wyłącznie złe rzeczy.
Jak ja lubię być tak miło zaskakiwany.
Jestem prostym czytelnikiem komiksów. Lubię nieskomplikowane historie, które mogą wydawać się wręcz infantylne. Dotychczas w corocznych eventach ważne było dla mnie, by główny pomysł na historię dało się przedstawić w jednym zdaniu (“Kapitan Ameryka walczy przeciw Iron Manowi”, “Justice League kontra Suicide Squad”, “Kapitan Ameryka staje się zły” itp. Między innymi dlatego mam problem z zabraniem się za Kryzysy w DC, albo właśnie za Dark Nights: Metal, który trwa obecnie. Jednocześnie jestem absolutnie zafascynowany dużymi superbohaterskimi uniwersami, które wymuszają koegzystencję dziesiątków ukazujących się jednocześnie serii. Dlatego gdy znalazłem to jedno jedyne zdanie opisujące najnowsze dzieło Scotta Snydera okazało się, że “Dark Nights: Metal” jest najfajniejszym eventem jaki czytałem.
Najlepiej sprzedająca się gra serii Halo. Wyczekiwane zwieńczenie trylogii. Debiut marki-legendy na Xboxie 360. I pierwsza produkcja o wielkich pierścieniach w jaką grałem.
Halo 3 ma 10 lat.
Gdy na przełomie tysiąclecia przeciętmy gracz słyszał hasło "FPS na konsolę", przeważnie pukał się w czoło. Branża była już po pierwszych udanych próbach rozglądania się za pomocą gałek analogowych, istniały bowiem takie gry jak Goldeneye, czy Perfect Dark. Były one jednak jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę. Mało kto mógł się spodziewać, że na debiutującej konsoli pojawi się strzelanina z perspektywy pierwszej osoby, która stanie się podręcznikowym przykładem systemsellera. Za sprawą której WALKA EWOLUUJE.
Mieliście tak kiedyś? Czy kiedykolwiek wieść o odejściu waszego idola dotknęła was jak strata kogoś bliskiego? Ja mam tak dziś. Wciąż wydaje mi się to nieracjonalne, głupie nawet, ale wmawianie sobie obojętności nie ma sensu w obliczu żalu który ściska w tej chwili moje gardło.
E3 2011: zapowiedź Halo Combat Evolved Anniversary na 2011 i Halo 4 na 2012.
E3 2014: zapowiedź The Master Chief Collection na 2014 i Halo 5: Guardians na 2015.
E3 2017: zapowiedź... dodatku do Halo Wars 2?
Zygzak McQueen po raz drugi zajechał do kin. No, jeśli liczyć jego drugoplanowy występ w dwójce to trzeci raz. Jestem w fajnym okresie swojego życia, gdy mogę już bez problemu zabrać na seans mojego syna (bez problemu = nie licząc częstych wypraw na siku). Jakie było moje zaskoczenie gdy okazało się, że nowe Auta są bardziej filmem dla mnie, niż dla trzyletniego reprezentanta grupy docelowej.
W przerwie między kolejnymi odsłonami drugiej trylogii efpeesów Halo dostajemy spin-off, będący kontynuacją uznanej konsolowej strategii z 2009 roku. Po rozczarowującej “piątce” dostajemy coś co teoretycznie nie powinno trafić w gusta oddanych fanów głównego IP Microsoftu, jednak gdyby oceniać Halo Wars 2 jedynie przez pryzmat “halowego miesa”, to okazałoby się, że najnowsza produkcja mająca na pudełku logo naszej ulubionej serii gier może spokojnie równać się z ukochanymi odsłonami fanów.
Jeśli byliście napaleni na Halo Wars 2 do tego stopnia, że kupiliście droższą edycję przedpremierową to od połowy grudnia oddawaliście się błogiemu odświeżaniu jedynki. Na zachętę przed lutową premierą jest w sam raz, ale czy broni się samodzielnie?
Zapraszam na (niby) recenzję.
Pamiętam jak zaczynałem czytać komiksy z Wielką Kolekcją Komiksów Marvela. Pod koniec 2012 roku byłem wniebowzięty, bo forma tych zestawów idealnie nadawała się do zapoznania z wieloma bohaterami i była drogowskazem co czytać dalej. Co dwa tygodnie wyczekiwałem komiksów budujących na mojej półce niezwykłą panoramę Gabriela Del’otto. Dziś (na początku 2017) jesteśmy świadkami pojawienia się trzeciej już tego typu kolekcji, co sprawia, że przez najbliższe miesiące co tydzień będzie na nas czekał w kiosku nowy komiks/komiksy!
Jakimś cudownym trafem premiera kontynuacji ciekawego eksperymentu w ramach serii Halo zbliża się coraz większymi krokami. O tym czy Halo Wars 2 okaże się czymś więcej niż tylko gratką dla fanów"jedynki" przyjdzie nam jeszcze zadecydować. Dziś zajmiemy się zapowiedzią trybu wyraźnie odróżniającego nadchodzącą produkcję Creative Assembly od pierwowzoru z 2009 roku, a przybliżającą ją do nowych pomysłów 343 odnośnie ich wizji multiplayera ostatnich odsłon naszej ulubionej serii.
Dziś tematem jest Blitz!
Wszyscy wiemy jak skonstruowane są eventy w komiksowych uniwersach? Jednej, głównej mini-serii zatytułowanej jak całe wydarzenie towarzyszą standardowo wydawane pozycje, które jakoś odnoszą się do tematu głównego. By móc ogarnąć całą opowieść najczęściej potrzebna jest lektura rdzennej historii wraz z tymi tak zwanymi tie-inami. Najlepiej jeszcze w odpowiedniej kolejności. W Polsce pełne doświadczanie tych rozbudowanych opowieści było po prostu niemożliwe. Wydana już dwukrotnie (w grudniu będzie trzecia edycja) Wojna Domowa sporo traci bez historii Iron Mana manipulującego opinią publiczną, a Tajną Inwazję doceniłem dopiero po skończeniu runu Bendisa przy New Avengers. Tym razem jednak postanowiono pójść na całość i jednego miesiąca dostajemy aż trzy tomy, które nierozerwalnie złączone ze sobą tworzą event znany jako Nieskończoność.
Brytyjska edycja Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela przekroczyła drugą sześćdziesiątkę, jednak numer sto dwudziesty, wbrew wcześniejszym założeniom, nie okazał się ostatnim. Tak jak numery 1-60 skupiały się na przeprowadzeniu nas przez “erę Bendisa” przy Avengers, a pozycje 61-120 koncentrują się na większych starociach, tak kolejne albumy (w założeniach 120-150) w całości będą się składać z pozycji z Marvel Now! Gdy fani komiksu w Polsce słyszą hasło “Marvel Now”, myślą “Egmont”, co wiąże się oczywiście z faktem, że to wydawnictwo zajmuje się publikowaniem komiksów Marvela ze słynnej inicjatywy z 2012 roku. Z tego właśnie powodu plany Hachette tworzą nam ciekawą sytuację na polskim rynku.
Zaznaczam na wstępie - info o kontynuacji kolekcji pochodzi z wydania brytyjskiego, podczas gdy w polskiej serii potwierdzono póki co 120 numerów. Zajmiemy się tu teoretyczną sytuacją jaka miałaby miejsce, gdyby Hachette zdecydowało się przedłużyć WKKM i u nas.