SquareEnix (dawniej Squaresoft) ma w swoim dorobku wiele znakomitych produkcji. Japońscy twórcy stworzyli dziesiątki świetnych jRPG-ów i zaprojektowali do tej pory bardzo wiele niezwykłych uniwersów oraz charakterystycznych bohaterów. Nie tylko jednak z fantastycznych światów i charyzmatycznych herosów słyną dzieła mistrzów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Równie znane są często obecne w ich produkcjach "areny" ze specjalnymi, bardzo trudnymi przeciwnikami, na których sprawdzić mogą się najbardziej ambitni posiadacze konsol i komputerów.
Rok po zakończeniu kariery w FIFA12 wracam do świata produkcji EA Sports. Poznając zmieniony tryb kariery, odkrywam smaczki i błędy nowej odsłony słynnej serii. Przy okazji zachęcam do dyskusji o zmianach, wadach, zaletach, talentach, formacjach, drużynach i sukcesach.
Sytuacja nie wygląda dobrze. Porażki w Lidze Mistrzów i na krajowym podwórku zepsuły morale w zespole. Nagle jakby wszyscy przestali wierzyć, że Sabadell ma szansę wywalczyć mistrzostwo Hiszpanii i ugrać coś w Europie. Doświadczeni zawodnicy nie na takie wyniki liczyli i teraz nie wiedzą, gdzie szukać przyczyn porażki. Młodzi zaczynają wykazywać za to braki w ambicji, nie widząc celu dla dalszych starań. Kilka porażek i po drużynie?
Po kilkunastu godzinach zabawy w końcu udało mi się obejrzeć zakończenie Pataponów. Po zabawnej animacji wieńczącej długą, muzyczną przygodę na ekranie pojawił się komunikat informujący mnie, że prawdziwa gra właśnie się zaczyna. Dopiero teraz, gdy mogę swobodnie kształtować swoje wojska i mierzyć się ze wszystkimi bossami, mam szansę naprawdę się zabawić. Wreszcie mogę sprawdzić swoje umiejętności i zbudować najpotężniejszą armię Pataponów w historii. Jakoś jednak nie specjalnie ciągnie mnie to tej „prawdziwej gry”.
Rok po zakończeniu kariery w FIFA12 wracam do świata produkcji EA Sports. Poznając zmieniony tryb kariery, odkrywam smaczki i błędy nowej odsłony słynnej serii. Przy okazji zachęcam do dyskusji o zmianach, wadach, zaletach, talentach, formacjach, drużynach i sukcesach.
Jest druga połowa października 2017 roku. Trzeci rok mojej pracy w Sabadell. Po objęciu drużyny w ciągu roku wprowadziłem ją do Primera Division, by potem w następnych kilkunastu miesiącach niespodziewanie awansować z nią do Ligi Mistrzów. Niezłe osiągnięcia, zwłaszcza w tak wyrównanej, pełnej uznanych zespołów lidze, prawda? Mimo to po ostatnich wydarzeniach czuję, że coś jest nie tak.
Każde studio deweloperskie świata, które pracuje nad grą akcji, chce zawrzeć w swoim dziele efektowne, widowiskowe i zapierające dech w piersiach bitwy z udziałem gracza. Pojedynki strzeleckie lub na broń białą mają z jednej strony zapewnić mu satysfakcję, a z drugiej wyglądać onieśmielająco. Znalezienie złotego środka nie jest jednak łatwe. Przekonać się o tym mogliśmy często w minionych kilkudziesięciu latach, w których na rynek trafiło wiele gier ze zdecydowanie zbyt chaotycznymi starciami. A o tym jak wiele chaos potrafi zabawie odebrać ja sam przekonałem się ostatnio dzięki Kingdom Hearts.
Uwaga, w dalszej części tekstu kilka spojlerów dotyczących Kingdom Hearts.
Rok po zakończeniu kariery w FIFA12 wracam do świata produkcji EA Sports. Poznając zmieniony tryb kariery, odkrywam smaczki i błędy nowej odsłony słynnej serii. Przy okazji zachęcam do dyskusji o zmianach, wadach, zaletach, talentach, formacjach, drużynach i sukcesach.
Odrobina szaleństwa na rynku transferowym opłaciła się. Dawno nie wydałem tylu milionów euro na wzmocnienia, co ostatniego lata, gdy ściągnąłem m.in. Stoiana, Pulido i Trajkovskiego. Nowe nabytki szybko zaczęły się spłacać, a polityka inwestowania dużych pieniędzy przynosić dobre wyniki. Sabadell było w czubie tabeli Primera Division, ścigało się z Realem Madryt, a także awansowało do prestiżowych rozgrywek Ligi Mistrzów.
Od kilku lat jesteś w związku ze swoją ukochaną. Przez ten czas usilnie budowałeś swój wizerunek, robiłeś wszystko, by czuła się przy tobie bezpiecznie i mogła ci zaufać. Starałeś się być twardy, męski, zdecydowany, a gdy trzeba było czuły i troskliwy. Jesteś zadowolony ze swoich osiągnięć, bo twoja wybranka ceni cię i uważa za idealnego mężczyznę dla niej. I wtedy, gdy wszystko wydaje się być idealnie, twoja partnerka zastaje cię grającego w jakąś dziwną, całkowicie nie pasującą do twojego misternie budowanego wizerunku produkcję. Czasami po prostu lepiej nie grać w niektóre gry przy kobiecie.
Jednego dnia to najlepsza gra świata i jestem gotów stawiać pomniki twórcom, którzy takie genialne dzieło stworzyli. Innego nienawidzę tej produkcji i jej bezsensownych założeń, błędów i nieprzemyślanych rozwiązań. W czytniku konsoli kręci się płytka z tym samym tytułem, hitem i crapem jednocześnie. A w co akurat gram zależy tylko i wyłącznie od tego, jak mi idzie.
Dzisiaj wydawanie publikacji poświęconej jednemu konkretnemu klubowi wydaje się trochę karkołomnym i niezbyt sensownym pomysłem. W świecie piłki niemal wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, przychodzą i odchodzą kolejni szkoleniowcy, a do kadry dołączają nowi zawodnicy, zastępując dawne gwiazdy czy zasłużonych weteranów. To wszystko sprawia, że takie książki dezaktualizują się niemal błyskawicznie. Tak właśnie jest też z wydaną w ramach „Gigantów futbolu” pozycją o AC Milan autorstwa Tomasza Lipińskiego.