Czasami lepiej nie grać przy kobiecie - Brucevsky - 8 lipca 2014

Czasami lepiej nie grać przy kobiecie

Źródło oryginalnego obrazka: gamesthirst.com

Od kilku lat jesteś w związku ze swoją ukochaną. Przez ten czas usilnie budowałeś swój wizerunek, robiłeś wszystko, by czuła się przy tobie bezpiecznie i mogła ci zaufać. Starałeś się być twardy, męski, zdecydowany, a gdy trzeba było czuły i troskliwy. Jesteś zadowolony ze swoich osiągnięć, bo twoja wybranka ceni cię i uważa za idealnego mężczyznę dla niej. I wtedy, gdy wszystko wydaje się być idealnie, twoja partnerka zastaje cię grającego w jakąś dziwną, całkowicie nie pasującą do twojego misternie budowanego wizerunku produkcję. Czasami po prostu lepiej nie grać w niektóre gry przy kobiecie.

Na komputerach i konsolach ukazało się do dzisiaj już więcej niż kilkanaście tysięcy rozmaitych produkcji. Przekrój gatunkowy jest ogromny, fan wirtualnej rozrywki może zaspokoić praktycznie każde swoje pragnienie. Żądza mordu? Nastrój melancholijny? Potrzeba sprawienia komuś omłotu? Chęć poprawienia sobie humoru, wystawienia umysłu na wyzwanie logiczne czy wpomponowania dodatkowej adrenaliny do krwi? Nie ma problemu, wybierz coś z tych kilkuset idealnie pasujących do danej chwili gier. Części z nich jednak zdecydowanie nie powinno się uruchamiać, gdy w bliskiej okolicy jest nasza ukochana.

Z zabawy pewnymi produkcjach po prostu trudno się wytłumaczyć. Weźmy na przykład takie Dead or Alive: Extreme Beach Volleyball, teoretycznie tytuł o siatkówce plażowej, a w praktyce mokry sen każdego nastolatka o seksownych kobietach w kusych kostiumach kąpielowych. Jeśli jeszcze partnerka zastanie nas podczas meczu siatkówki plażowej to uda nam się wybronić. Ale niech pojawi się w momencie, gdy pstrykamy fotki wyginającej się Kasumi, robiąc konkretne zbliżenia określonych części jej ciała i jesteśmy „Busted!”. Seksoholik? Perwers? Zboczeniec? Nie wytłumaczysz się, że zawsze marzyłeś o karierze fotografa w „Gali”.

Jeszcze gorzej będzie, gdy najdzie cię ochota na testowanie klasyków sprzed kilku dekad, w tym tych najbardziej szokujących i kontrowersyjnych. Złapany na Custer’s Revenge możesz od razu wywiesić białą flagę, bo racjonalnie grania w taki tytuł nie wytłumaczysz. „Bo ja piszę artykuł o starych grach” nie przejdzie.

Mężczyzna jednak nie tylko robi wszystko, by uniknąć łatki zboczeńca. Równie mocno stara się budować wizerunek „maczo”, silnego, pewnego siebie okazu testosteronu, który poradzi sobie z każdym wyzwaniem i zawsze pospieszy na ratunek wybrance serca. Czasami jednak i jemu potrzebna jest chwila wytchnienia, mała i krótka podróż do czasów dzieciństwa, dawnych bajek i prostych historyjek z morałem. Lepiej jednak, by podczas takiego powrotu do przeszłości nie trafiła go jego dziewczyna. Przesiadywanie z padem w ręku i uśmiechem na ustach, gdy na ekranie telewizora pływa sobie Mała Syrenka czy biega inna księżniczka Disneya naprawdę trudno wytłumaczyć. A już najgorzej, gdy z jakichś powodów uruchomiona zostanie jedna z gier z lalką Barbie. Do końca życia będziesz miał to wypominane, a na urodziny na pewno dostaniesz swój pierwszy w życiu dom dla lalek.

Źródło: lolsnaps.com

Tytuł z bajkowymi postaciami czy gra o kobietach w bikini to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Produkcji nie najlepiej wpływających na ocenę mężczyzny w oczach partnerki jest zdecydowanie więcej. Japońskie powieści wizualne bywają kontrowersyjne i często poruszają specyficzne tematy. Pytanie „w co grasz?” z ust ukochanej podczas zabawy z takim tytułem jest na pewno na liście rzeczy „niezbyt mile widzianych” w takiej sytuacji.  „W grę o gołębiach, które randkują” - po takiej odpowiedzi możesz spodziewać się, że zostaniesz umówiony do psychologa. A może właśnie dobrze bawisz się przy rubasznym Conker’s Bad Fur Day? Dobrze dla ciebie, ale twoja luba raczej nie podzieli twojego entuzjazmu z walki ze śpiewającą operową pieśń kupą. A jeśli ona w ogóle nie podziela twojej pasji do wirtualnej rozrywki to problem robi się tym większy, bo i Manhunt (a więc dusisz tego faceta torebką foliową?), Soul Calibur (a więc Ivy to twoja ulubiona postać, tak?) czy God of War (o fuj, on mu włożył palce do oczu!) mogą też jej się nie spodobać.

Warto więc wcześniej wybadać stosunek swojej partnerki do uwielbianego hobby i stopniowo wdrażać ją w co bardziej oryginalne, charakterystyczne tytuły. A niezależnie od wyniku badań, obserwacji i rozmów, w niektóre gry po prostu przy niej nie grać.

Chcecie dowiedzieć się więcej o grach, których się wstydzimy? Taki jest aktualny "Temat Tygodnia"! Wczoraj o Tibii pisał Pilar, jutro i w kolejnych dniach pojawiają się następne teksty. Trzymajcie rękę na pulsie.

Brucevsky
8 lipca 2014 - 19:04