Rynek elektronicznej rozrywki ulega nieustannym, a przy tym często radykalnym i bezlitosnym zmianom. Nie dalej niż kilkanaście lat temu strategie czasu rzeczywistego (ang. Real Time Strategy, RTS) okupowały największą przestrzeń na sklepowych półkach z grami. Tytuły takie jak WarCraft, Age of Empires czy Command & Conquer utwierdziły uniwersalny kanon, powielany przez setki pomniejszych kontynuatorów.
Los bywa jednak okrutny: dzisiaj po chwale dawnych tytanów nie ma już prawie żadnego śladu. W ciągu ostatnich kilku lat ukazało się zaledwie parę gier z gatunku RTS, z czego większość – jak StarCraft II czy Company of Heroes 2 – stanowiły zaledwie kontynuacje dawnych hitów. Co gorsza, współczesne strategie tylko w niewielkim stopniu nawiązują do tradycji, coraz popularniejsze stają się zaś różnorakie mutacje, stawiające bardziej na zręczność gracza niż sprytną taktykę. Gatunek, który niegdyś był bardzo popularny, obecnie stał się ekskluzywnym polem zmagań dla e-sportowców oraz wąskiej grupy domorosłych taktyków.
Co było przyczyną tego spektakularnego upadku? Czy z lekcji udzielonej przez historię możemy wysnuć jakieś generalne wnioski?
Po długich latach oczekiwania, rosyjscy moderzy w końcu udostępnili wersję 1.0 swego dodatku do Heroes of Might and Magic III. Modyfikacja dodaje jedno, całkowicie nowe miasto (w klimacie Piratów z Karaibów!) wprowadza też sporo usprawnień do zwykłej wersji gry (Shadow of Death). Nie będę budował napięcia ani stawiał na suspens – od razu napiszę, że mod jest naprawdę świetny.
Połączenie nazizmu z wątkami okultystycznymi to bardzo kusząca pokusa. Wielu dzisiejszych artystów i twórców próbuje złączyć realne, drugowojenne zło ze strasznościami, jakimi karmi nas popkultura. Właśnie stąd biorą się nazi-zombie (Sucker Punch), cybernaziści-mutanci (seria Wolfenstein) czy opętani niemieccy naukowcy (filmy Indiana Jones).
Temat inspiracji NSDAP ideologiami pogańskimi to rzecz dobrze znana historykom II wojny światowej – a równocześnie świetny powód do międzyuczelnianej kłótni. Ostatnio miałem okazję zabrać głos w tego typu dyskusji i udało mi się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy. To, co przede wszystkim przykuło moją uwagę, to fakt istnienia zamku, w którym odprawiano dziwne rytuały i dookoła którego prowadzono wykopaliska. Był to ośrodek szkoleniowy SS, a równocześnie centrum nazistowskiej, okultystycznej ideologii. Tak – okazuje się, że zamek Wolfenstein, chociaż pod inną nazwą, rzeczywiście istnieje.
Seria Heroes of Might and Magic cieszy się niesłabnącą popularnością wśród Polskich i zagranicznych graczy. Mimo bardzo burzliwych losów cyklu, nierównej stylistyce, a nawet zmianie wydawcy, „Hirołsi” trzymają się nieźle, o czym świadczyć mogą pracę nad szóstą już odsłoną serii. Właśnie na niej skupiają się w ostatnich miesiącach media, zapominając nieco o śledzeniu wiadomości na temat modyfikacji do poprzednich części. Jest to błąd o tyle, że fanowska scena Heroes jest naprawdę twórcza i potrafi zaskoczyć nawet twórców oryginalnych „Herosów”. Przekonaliśmy się o tym przy znakomitym In the Wake of Gods (w skrócie: WoG), modzie do Heroes III, w którym rozgrywka została wzbogacona o masę nowych, ciekawych elementów, takich jak dodatkowe jednostki, budynki, cechy potworów etc.
Czegoś jednak WoGowi brakowało – nowego, oryginalnego miasta. To pojawi się w Horn of the Abyss i, wierzcie mi lub nie, wzniesie Heroesów na zupełnie nowe wyżyny grywalności.
Patriotyzm to towar, który sprzedaje się w naszym kraju nadzwyczaj dobrze. Święta narodowe, rocznice, powtarzane do znudzenia „wielkie chwile” i wszechobecna martyrologia to nasz chleb powszedni. Szkolna edukacja jest tak polonocentryczna, jak to tylko możliwe – kreuje Polskę na Chrystusa narodów, wieczną ofiarę (nigdy agresora!) i nieustannie przypomina o różnorakich krzywdach, których zaznali nasi przodkowie. Z drugiej strony każde, choćby najmniejsze osiągnięcie jakiegoś Polaka – czy to na płaszczyźnie sportu, nauki, czy sztuki – jest celebrowane przez całe pokolenia, nieraz przeradzając się w osobliwą psychozę. Przez tego typu zabiegi więcej uwagi poświęcamy wybranym momentom z naszej przeszłości niż rozmyślaniom o przyszłości.
Trudno się zatem dziwić, że pojęcie „patriotyzmu” zostało wdrożone w mechanizmy rynku. Często zasypywani jesteśmy ofertami kupna narodowych dewocjonaliów: flagi z orłem w koronie, biało-czerwonej czapki czy kolejnego obrazu z Janem Pawłem II. To naprawdę wielki biznes, z którego czerpie się gigantyczne zyski. W wyścigu o puchar „największego patrioty” biorą udział również dystrybutorzy gier, którzy próbują sięgnąć do naszych portfeli poprzez proste odwołania do narodowej symboliki. Nie ma to jednak nic wspólnego z założeniami pracy organicznej – ważny jest zysk, a nie sensowność działań.
W tym tekście chciałbym przyjrzeć się kilku grom, które w jasny sposób odwołują się do historii Polski. Zabiegi stosowane przez rodzimych dystrybutorów nieraz zakrawają na kpinę, ale naszym marketingowcom nie sposób odmówić też pewnej pomysłowości. Zapraszam do przeglądu!
Bo dłuższej burzy, media w końcu przestały krytykować serial Nasze matki, nasi ojcowie za rzekome "antypolskie" przesłanie. Afera roztoczona dookoła tego filmu przypomniała mi o podobnym konflikcie, którego bohaterem była gra Codename: Panzers - Faza Pierwsza. Ją również oskarżano o antypolskość i pronazistowskie zapatrywania. W obu tych przypadkach oskarżenia okazały się być bezzasadne. Historia kołem się toczy?
W Polsce aż roi się od różnych konwentów - spotykają się na nich fascynaci chyba wszystkich dziedzin kultury. Fantastyka, komiks, manga, anime, wreszcie gry wideo - do wyboru do koloru. Na tegorocznym Polconie spotkają się wszyscy w jednym miejscu - w Poznaniu.
Seria The Elder Scrolls od zawsze słynęła z malowniczych krajobrazów oraz urzekających widoków. Każdy gracz, który miał okazję zobaczyć Vivec, Czerwoną górę lub Cesarskie Miasto, z pewnością pamięta ich imponujące kształty. Piąta część sagi, umiejscowiona w prowincji Skyrim, kontynuuje tradycje poprzedniczek – podczas naszych podróży po lodowych bezdrożach natrafimy na wiele lokacji, które na trwałe odcisną się w naszej pamięci.
W niniejszym artykule opisałem te, które wydały mi się być najciekawsze – spośród setek interesujących miejsc wybrałem dwanaście, o których długo będę myśleć i rozmawiać. Proszę rozsiąść się wygodnie i podziwiać widoki – oto Skyrim w pełnej krasie!
Dawno dawno temu, w czasach, gdy królował dobry król Baldur’s Gate, była sobie pewna mało znana gra – Arcanum. Chociaż zrodziła się z miłości, nie przyniosła zbyt wiele radości swoim rodzicom. Po wydaniu jej na świat, przestali się nią zajmować, przez co zamiast zostać piękną królewną, stała się brzydkim kaczątkiem, zapomnianym przez lata. Głupcem byłby jednak ten, kto zwróciłby uwagę jedynie na jej powaby – mimo wielu wad, posiadała ona wiele zalet, których próżno szukać gdziekolwiek indziej. Dlatego też chciałbym wprowadzić naszego Kopciuszka w światło reflektorów – oto jest bowiem absolutny wzór dobrej gry RPG.
Po tym nieco bajkowym wstępie możemy przejść do konkretów. Arcanum to gra wydana w 2001 roku przez studio Troika Games, czyli osoby współtworzące Fallouta. Już choćby to dziedzictwo niosło za sobą duże oczekiwania – gracze spodziewali się od twórców niebanalnej gry, pełnej ciekawych zadań, intrygujących postaci i wciągającej fabuły. Jak się miało później okazać, dzieło Troiki było jednym z nielicznych tworów, którym udało się sprostać tak wygórowanym wymaganiom.
Dziennikarze, którzy zajmują się grami, żyją często w zupełnie odrealnionym świecie – w mydlanej bańce, do której dociera zniekształcony obraz rzeczywistości. Pławią się w produkcjach z najwyższej półki, oczekują na premiery ulubionych tytułów i krytycznym wzrokiem patrzą na wszystkie budżetówki. Legendarny „koszyk z supermarketu” odrzuca ich samym swym wyglądem, a wszelkiej maści edycje kolekcjonerskie i gry indie przyciągają z niesamowitą siłą.
Dziennikarze (w tym i ja) przeszli taką samą ewolucję, co krytycy filmowi. Ich oczekiwania nie przystają w znacznym stopniu do tego, czego poszukują zwykli gracze. Okazuje się bowiem, że produkcje znajdywane w kioskach cieszą się znacznie większym powodzeniem, niż Skyrim czy Assassin’s Creed. Gust krytyka różni się zasadniczo od poczucia smaku, którym dysponuje statystyczny Polak.
W poprzedniej części artykułu przyjrzeliśmy się dwóm typom gier związanych z terroryzmem - tym, które próbują go zwalczać (na różne sposoby) oraz tym, które go promują. W ten sposób nie wyczerpaliśmy jednak tematu - istnieje bowiem pewna grupa gier, które w sposób ścisły związane są z tematem terroryzmu, ale same w sobie nie reprezentują ani amerykańskiego, ani muzułmańsko-ekstremistycznego punktu widzenia. W tej części tekstu skupimy się właśnie na nich oraz zarysujemy nieco szersze horyzonty dotyczące tego zagadnienia. Okazuje sie bowiem, że produkcje traktujące o terroryzmie wymagają ogólniejszego omówienia.
Wiele osób czytających te słowa doskonale pamięta epokę ośmiobitowców - czasy prostych dźwięków, rozpikselowanej grafiki i ogromnej grywalności wydawanych wówczas gier. Bohaterowie ówczesnych dzieł powracają w znakomitej formie - wszyscy spotkali się w jednej tylko produkcji: Super Mario Bros. Crossover.
Jako, że jest to gra przeglądarkowa, każdy gracz może za darmo wcielić się w Ryu (Ninja Gaiden), Linka (cykl Zelda), Billa R. (Contra), Simona (Castlevania) i wiele innych postaci. Wszyscy herosi postanowili wspomóc Mario w jego poszukiwaniach księżniczki Peach, dzięki czemu możemy przejść wszystkie plansze z oryginalnego Mario Bros. w typowy dla wybranych bohaterów sposób (a więc strzelając z karabinu czy przyklejając się do ścian).
Heroes VI był z pewnością jedną z najbardziej wyczekiwanych gier tego roku. Tłumy fanów od lat czekały na premierę kolejnej części sagi, która swymi korzeniami sięga schyłku zeszłego tysiąclecia. Oczekiwania były na tyle ogromne, że praktycznie niespełnialne - nie ulega jednak wątpliwości, że "szóstka" wyznaczyła dla serii zupełnie nowy kierunek, tworząc w ten sposób unikalną, dość zaskakującą jakość.
Spędziłem z nowymi "hirołsami" grubo ponad sto godzin rozgrywki, a spod moich palców wyszło jak dotąd sześć poradników do tej gry (jeden z nich możecie już zobaczyć na naszej stronie) oraz sporo publicystyki. Możemy więc chyba założyć, że poznałem grę do tego stopnia, aby nieco wypowiedzieć się na temat jej przyszłości, a konkretnie dodatków, które niechybnie zostaną wkrótce wydane.
Kilka dni temu zaprosiłem Was do udziału w ankiecie, którą stworzyłem przy okazji pracy semestralnej na studia. Tematem mojej pracy był wpływ gier wideo na edukację gracza, ze szczególnym uwzględnieniem tytułu Hearts of Iron II. Dzięki wypełnionym przez Was kwestionariuszom, mogłem oprzeć się nie tylko na własnej wiedzy, ale również na porządnych danych statystycznych. W ankiecie wzięło bowiem udział aż 429 osób, co przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Chciałbym w tym momencie podziękować Wam wszystkim i zaprosić Was do obejrzenia wyników - część z nich jest naprawdę interesująca.
Seria The Elder Scrolls od zawsze słynęła z malowniczych krajobrazów oraz urzekających widoków. Każdy gracz, który miał okazję zobaczyć Vivec, Czerwoną górę lub Cesarskie Miasto, z pewnością pamięta ich imponujące kształty. Piąta część sagi, umiejscowiona w prowincji Skyrim, kontynuuje tradycje poprzedniczek – podczas naszych podróży po lodowych bezdrożach natrafimy na wiele lokacji, które na trwałe odcisną się w naszej pamięci.
W niniejszym artykule opisałem te, które wydały mi się być najciekawsze – spośród setek interesujących miejsc wybrałem dwanaście, o których długo będę myśleć i rozmawiać. Proszę rozsiąść się wygodnie i podziwiać widoki – oto Skyrim w pełnej krasie!