„Chemistry is the study of matter, but I prefer to see it as the study of change” mówi do swoich uczniów Walter w pierwszym odcinku. Wśród wielu genialnych kwestii w Breaking Bad ta ma znaczenie szczególne.
Bo zmiana to motor napędowy tego serialu.
Bez przeciągania I durnych wstępów. Ktoś powinien beknąć za porzucenie tych gier.
Kluczowy wpływ na moje dzieciństwo miały dwa filmy: Top Gun i Gwiezdne Wojny. Uwielbiałem samoloty z tego pierwszego i całą resztę z drugiego. Ace Combat 2 to gra, która połączyła te dwie miłości.
„Więcej, lepiej, bardziej kozacko” – to w wolnym tłumaczeniu motto przyświecające produkcji Gears of War 2. Gdybym miał ułożyć podobne hasełko odnoszące się do Gears of War 3, byłoby to chyba: „Tyle samo, inaczej, bardziej sentymentalnie”.
Od wydarzeń z Gears of War 2 minęło półtora roku. Jeśli już wtedy myśleliście, że sytuacja na Serze to koszmar i nie może być gorzej, to byliście w dużym błędzie. Ludzkość została zdziesiątkowana jeszcze bardziej, a bezpieczne (do czasu) miejsca, takie jak statek, na którym stacjonuje Marcus Fenix i oddział Delta można policzyć na palcach jednej ręki. Sytuacja na niespokojnej planecie pogarsza się z dnia na dzień. Koalicja rozpadła się po ucieczce Przewodniczącego Prescotta, zdobywanie pożywienia utrudnia niechęć, jaka niedobitki ludzkości darzy żołnierzy, a układ sił pomiędzy Szarańczą, a ludźmi roztrzaskało pojawienie się nowego wroga – Lśniących. A to dopiero początek problemów.
Schyłek panowania pierwszego PlayStation przyniósł szarej konsolce jedną z najlepszych, najbardziej wymagających i najbardziej znienawidzonych (mimo szczerej miłości, to toksyczny związek) przeze mnie gier – Sheep Dog ‘n’ Wolf.
Brrr.
Jestem zdania, że dobry dodatek nie daje więcej tego samego. Dobry dodatek powinien zmieniać zasady gry i przewracać jej świat do góry nogami, pozwalając spróbować czegoś nowego. Przy okazji Undead Nightmare Rockstar opanowało tę sztukę do perfekcji.
I gra zdaje się krzyczeć - „Haha, matole, dałeś się nabrać!”
UWAGA: Jeśli nie grałeś w BioShocka i Star Wars: Knights of the Old Republic, to czytasz na własną odpowiedzialności. Ostrzegałem.
Hej, świadomy konsumencie gier! Tak, mówię o Tobie. Przypomnij sobie kiedy ostatnio zaskoczyło Cię coś w długo wyczekiwanej grze? Minęło trochę, co? Chcemy tego czy nie, siedzimy w branży żyjącej z tego, że nie ma żadnych tajemnic. Autorzy sami wytrzepują wszystkie asy z rękawów na długo zanim gra trafi do sprzedaży. Nie potrzebują do tego gradobicia pytań i dziennikarskich śledztw. Rola pismaków jest marginalna. Jesteśmy tylko pośrednikami.
Szukając związanej z grami rozrywki możemy natrafić na miliony nieśmiesznych (choć wiadomo, to kwestia gustu) i żałosnych produkcji oraz kilka perełek. Skupmy się na tych drugich.
Rzadko kiedy kończę grę od razu. Wrodzone ADHD sprawia, że napoczynam kilka gier, potem odkładam w kąt i wracam po tygodniu, dwóch albo i miesiącu. Ma to swoje wady, często zwyczajnie zapominam, o co chodzi. Ale wpadłem na pewien pomysł.
Bo ja swój tak.
Ogromny sukces serii Uncharted dał studiu Naughty Dog prestiż i poczucie bezpieczeństwa, przy okazji rozpalając apetyty na więcej. Z The Last of Us utalentowani twórcy chcą pójść w nowym, dziewiczym kierunku, śmiejąc się głośno z zasady, że pod koniec żywota konsoli nie zapowiada się dużych, świeżych tytułów.
„Mad Men: określenie pracowników agencji reklamowych na Madison Avenue, wymyślone pod koniec lat pięćdziesiątych.
Sami je wymyślili.”
Tymi słowami zaczyna się największe dzieło współczesnej telewizji. Jeśli jeszcze go nie widzieliście, to za chwilę dowiecie się dlaczego musicie to zmienić.
Do Red Dead Redemption zabieram się jak pies do jeża od dwóch lat. Mamy ze sobą burzliwy związek. Było kurzenie się na półce, wystawienie w nerwach na Allegro oraz dwukrotne odkupienie po niekorzystnej cenie. Ale wygląda na to, że będzie happy end. No może nie do końca. Sielankę popsuł Internet i siedzący w nim ludzie. Czyli Wy.
I ja.
(W tekście pojawiają się malutkie spoilery na temat Red Dead Redemption. Takie tyci tyci)
Mam marzenie, że pewnego dnia wszyscy gracze złapią za pada i zaczną grać bez macania przycisków po omacku. Mam marzenie, że odpalając tego samego dnia trzy różne gry nie będę przypadkiem rzucał sobie granatu pod nogi. Mam marzenie, że twórcy gier pójdą po rozum do głowy i stworzą jeden spójny schemat sterowania w grach.