Ciągle zaskakuje mnie, to jak działają sequele. Wiele z najlepszych gier w historii nie doczekało się kontynuacji podczas gdy przeciętnie i niezbyt interesujące tytuły mają całą masę sequeli. Nie wiem, jak to wszystko działa, ale jestem ciekawy, co motywuje do inwestowania w daną markę? Dlaczego ktoś postawił na Ganryu 2? No i czy było warto?
Fani twórczości H.P. Lovecrafta mają się całkiem nieźle w ostatnich latach. Pojawiły się fajne wydania opowiadań Samotnika z Providence, komiksy i mangi na podstawie twórczości pisarza. Do tego masa filmów, gier planszowych i gier wideo zainspirowanych przez kosmiczny horror. Jest naprawdę dobrze, biorąc pod uwagę, że mówimy o twórczości sprzed około 100 lat i tym jak z dzisiejszej perspektywy nieoprawnym politycznie pisarzem był Lovecraft. Teraz na rynku pojawia się Forgive Me Father, czyli strzelanka o zabijaniu kultystów i potworów. Czy ten tytuł sprawi, że oszalejemy na punkcie oślizgłych potworów z innego wymiaru?
Ostatnio pogrywałem trochę w całą masę indyków starających się dostarczyć nam retro klimat i wrażenia z rozgrywki jak za dawnych czasów. Mam słabość do tego typu produkcji. W końcu ze względu na swój wiek napędza mnie tylko nostalgia i Amol. Jednak nie wszystko, co stare zawsze jest lepsze od nowych rzeczy. Czy warto więc sięgnąć po B.I.O.T.A, które jest mocno inspirowane starymi produkcjami?
Czasem mam tak, że odpalę jakąś grę i brakuje mi po prostu słów. Nie jest to zbyt dobre jeśli planuje się o danym tytule napisać kilka zdań. Słowotok byłby znacznie lepszą opcją niż drapanie się po głowie/brodzie. Demon Turf: Neon Splash to przypadek produkcji, gdzie byłem zaskoczony tym, co zobaczyłem na ekranie mojego Switcha. Czy to dobrze?
Taito to jedna z zasłużonych firm, które zostawiły swoje piętno na branży gier. Historia tej korporacji jest niezwykle ciekawa, a upadek Taito był raczej smutnym zdarzeniem. Mimo wszystko firma dostarczała nam masę świetnych gier i Taito Milestones jest okazją do celebracji jednej z ważniejszych growych korporacji z początków branży.
Lubię Story of Seasons znane też kiedyś jako Harvest Moon. Ten niegdyś wyjątkowy cykl gwarantował niecodzienną rozgrywkę i masę frajdy, jaką trudno było spotkać w innych produkcjach. Jednak od sukcesu Stardew Valley magia Story of Seasons powoli zanika. Nie chodzi o spadek jakości, lecz nieprzebraną liczbę klonów i podróbek starających się zarobić na starym schemacie. Ostatnio miałem okazję zagrać w kolejną z takich produkcji. Czy No Place Like Home jest warte naszej uwagi?
Chyba spokojnie mogę stwierdzić, że jestem fanem D3 Publisher. Od dobrych 20 lat zagrywam się w ich dziwaczne, niszowe japońskie produkcje o wielkich mrówkach i półnagich pogromczyniach zombie. Większość gier wydawanych przez D3 ma ten wyjątkowy klimat i retro posmak wspaniałości z epoki PlayStation 2. Czy grając w Ed-0: Zombie Uprising ponownie przeniosę się do czasów beztroskiego dzieciństwa?
W tym miejscu miała pojawić się zabawna i błyskotliwa anegdota, która w jakiś sposób nawiązywałaby do głównego tematu poniższego tekstu. Mamy święta, moje historyjki o znajomych z Rosji są raczej dziwaczne i trwa wojna, w której Rosja jest agresorem i władze tego państwa odpowiadają za śmierć sporej ilości osób. Dlatego ograniczę się tylko do informacji, że czytanie Witajcie w Rosji autorstwa twórcy popularnego cyklu Metro, było ciekawym doświadczeniem.
Serious Sam to dosyć nietypowa seria. Mam wrażenie, że ten cykl jest lubiany w pewnych kręgach i oryginalne gry są nawet całkiem kultowe. Jednak przygody Sama nigdy nie podbiły growego światka. Jednak liczba spin-offów, jakich ta seria się doczekała, zdaje się temu przeczyć. Kilkanaście gier to całkiem niezły wynik jak na cykl o napakowanym kolesiu strzelajacycm do różnych potworków i ludzi bez głów. Ostatnio miałem okazję pograć trochę w Serious Sam: Tormental. Ciekawe jak sprawdza się ten tytuł po kilku lat pobytu w Early Access na Steam?
Souls, soulsy, wszędzie pałętają się jakieś soulsy. Jest tych gier od groma, więc zdecydowałem się sprawdzić jakiś reprezentatywny tytuł, by w końcu zrozumieć czemu od lat tyle osób gada o soulsach. Padło na Beat Souls i nie do końca jestem przekonany, że to „mesjasz gamingu”.
Celowniczki przechodzą na Switchu mały renesans. Mniej więcej w tym samym czasie na rynku pojawia się The House of the Dead Remake, czyli nowa wersja klasyka z automatów i konsol. Trochę w cieniu legendarnej serii pozostaje port jednej z oryginalniejszych produkcji, w jakie miałem okazję zagrać. Gal*Gun: Double Peace atakuje kolejny system!
Życie żony musi być bardzo trudne. Nie zdawałem sobie sprawy, że na każdym kroku czi się zagrożenie. Zagrożenie w postaci grupy magicznych dziewczyn pragnących porwać małżonka do nikczemnych celów. Przynajmniej takie wrażenie odnoszę po ograniu Wife Quest.
Stare, science fiction jest wspaniałe. Taka myśli przychodzi mi do głowy za każdym razem, gdy oglądam niskobudżetowe produkcje z tego gatunku. Roger Corman, włoskie produkcje czy statki kosmiczne wykonane z rolek z papieru toaletowego. Niby jest to tandetne i kiczowate, ale ma pewien rodzaj magii, świetnie bawi i serwuje niespotykane przygody. Za to cenię komiksowy cykle Fear Agent. Nie ma w nim oporu przed korzystaniem z podobnych pomysłów i bawieniem się konwencją rodem z magazynów typu pulp.
Stosunkowo niedawno dowiedziałem się o tym, że istnieje coś takiego jak kolorowanki dla dorosłych. Jakby tego było mało, podobno zabawa z kolorowankami jest dosyć popularna i nawet zalecana jako rozładowanie stresu. Ja na szczęście mam gry wideo i tandetne horrory do radzenia sobie ze stresem. Wspominam o kolorowankach, bo Splash Cars kojarzy mi się trochę z zabawą tego typu.