Ostatnio rozmawiałem ze znajomym o grach i jak to czasem bywa rozpoczął się temat w co graliśmy za młodu. To znaczy nadal jesteśmy młodzi... no nieważne. Przy okazji gier strategicznych (których wtedy było sporo) zakrzyknąłem: "Kozacy!". Wtedy wyszło na jaw, że ów znajomy, zapomniał o istnieniu tego tytułu. To niedopuszczalne. Uwielbiam tę serię dlatego teraz przypomnę o niej wszystkim. Tak profilaktycznie.
Ogólnie
Przeczytałem ostatnio parę artykułów traktujących o graczach tudzież dziennikarzach piszących o grach. Mówię tu o "kim jesteś graczu" oraz "Dziesięć grzechów polskiego dziennikarstwa growego". I przemilczą już zwrot "dziennikarstwo growe", który moim zdaniem nie ma prawa istnieć zarówno przez wzgląd gramatyczny jak i estetyczny. Ja wiem, że taki zwrot funkcjonuje w "polskim" języku ale żeby wrzucać coś takiego w nagłówek... blee!
Będąc na imprezie organizowanej przez gry-online, miałem okazję pograć co nieco w nadchodzącą odsłonę Assasin's Creed IV. Zdaje się, że zobaczyłem fragment z początku gry bo jednym z zadań było skombinowanie załogi, o czym zresztą będzie mowa. W tej trwającej prawie godzinę przygodzie, skoncentrowałem się na samej mechanice, nie przywiązując dużej wagi do fabuły bo i tak to zobaczę gdy tylko wyjdzie wersja PC. Przerywników filmowych jednak nie dało się pominąć więc chcąc nie chcąc coś tam obejrzałem.
Bieganie po mieście nie różni się niczym od poprzednich części, z tym że w przeciwieństwie do trójki jest po czym skakać. Infrastruktura jest odpowiednio zaprojektowana do skakania naszym głównym bohaterem, ulice tętnią życiem, a strona wizualna nie pozostawia żadnych zastrzeżeń (choć to jeszcze stara generacja). Jako, że drugi raz w życiu miałem w ręce pada do Xboxa 360 to nim zdążyłem ogarnąć sterowanie, wpakowałem się w jakiś oddział. Pomimo, że przez pierwsze dwie minuty klawiszologia była dla mnie czarną magią to i tak nikomu nie udało się mnie zabić co jest smutne tym bardziej, iż przeciwników było pięciu, a ja szukałem przycisku do robienia kontry.
Dorwałem ostatnio (a właściwie dostałem) biografię Steva Jobsa z podtytułem "człowiek, który myślał inaczej". Na samym początku zostałem poinformowany, że biografia jest nieautoryzowana przez Apple. Wzruszyłem więc ramionami bo cóż mi to przeszkadza? Dla wyjaśnień powiem, że jest tylko jedna "autoryzowana" biografia twarzy Apple, napisana przez Waltera Isaacson'a, który stworzył ją z udziałem Steva Jobsa. Książka, która wpadła w moje ręce została napisana przez Karen Blumenthal, a Steve Jobs nie miał z nią nic wspólnego. Nie przeszkodziło mi to jednak pochłonąć jej w ciągu jednej nocy.
Przeczytałem ostatnio książkę, której autorem jest Nick Vujicic - człowiek bez rąk i nóg. Ktoś być może go kojarzy z filmu "Cyrk Motyli". Zastanawiałem się o czym może pisać taki człowiek i okazuje się, że o sobie. Dlatego tytuł brzmi: "Bez rąk, bez nóg, bez granic". To bardzo dobry tytuł - człowiek wie czego się spodziewać po książce. Od razu wiadomo, że będzie optymistyczna, motywująca, zachęcająca do łamania granic.
Kolejny sezon "Gry o Tron" dobiegł końca, a "krwawe wesele" wstrząsnęło fanami nie mniej niż trzynaście lat temu. Tymczasem przyszedł do mnie mail z Państwowego Instytutu Imagineskopii w Bredziszynie, który zaprasza na eksperyment mogący zmienić wiele aspektów życia codziennego jak i metody badań naukowych.
Przedsięwzięciu ma przewodniczyć profesor Johan Trufhl, który znacząco przyczynił się do rozwoju imagineskopii. Dzięki jego badaniom ulepszono imagineskop Gryndera, a także opracowano imagineskop wieloprzeziorowy. Przy pomocy imagineskopu, którego specyfikacja jest jeszcze nie znana, profesor Trufhl przeprowadzi próbę odkrycia zakończenia "Pieśni lodu i ognia".
Sam przedmiot eksperymentu pełni tutaj rolę drugoplanową, a wzięcie pod imagineskop tak znanej sagi jest chwytem czysto marketingowym. Głównym zadaniem tego przedsięwzięcia jest sprawdzenie czy pendologia może się przydać jako metada badawcza oraz znaleźć zastosowanie w szeregu gałęzi nauk w tym i kryminalistyce. Sięganie w przyszłość imagineskopem nie oznacza klasycznego jasnowidzenia - imagineskop to nie magiczne zwierciadło - pozwala za to na wyobrażenie sobie tego co ma się dopiero zdarzyć. Przy odpowiednim powiększeniu wyobraźni oraz zastosowaniu odpowiednich technik, margines pomyłki można znacząco ograniczyć. Dotyczy to nie tylko przyszłości ale ogólnego odkrywania przyczyn skutków i na odwrót.
Nie jest to pierwsza próba spojrzenia imagineskopem w przyszłość. Jak niektórzy wiedzą, imagineskop służy powiększaniu wyobraźni użytkownika i robił to już w starożytności. Tradycyjne modele zwiększają ją o około 50Mhyc (hyc - jednostka mocy wyobraźni) czyli niemal dwukrotnie w stosunku do normy - wszystko zależy od szeregu zmiennych czynników. Według wielu źródeł, pierwsze próby spojrzenia imagineskopem do przyszłości, sięgają IV wieku. W muzeum imagineskopii oraz pendologi w Berlinie, można zobaczyć kroniki mówiące, jakoby wielu dowódców korzystało z klasycznego imagineskopu Jabcona, a skuteczność wynosiła około 50%. Dzieło "O obrotach sfer niebieskich" powstało w wyniku przewlekłego stosowania imagineskopu typu tēle-skópos. Pomimo tego pozostają obawy. Jedynie obecność tak wybitnego naukowca jak Johan Trufhl pozwala wierzyć w sukces.
Niestety, to wszystkie informacje jakie udało mi się wyciągnąć z maila, podpisanego przez dyrektora ds. niepotrzebnych Tomasza Czkawkę. Znacznie więcej będzie można powiedzieć po konferencji mającej się odbyć w czwartek, dzień przed właściwym eksperymentem. Zaproszenie dziennikarzy jest oczywistym dowodem na wiarę w sukces przedsięwzięcia. Możecie być pewni, że zatroszczę się aby wszystkie informacje z tego niecodziennego zdarzenia dotarły do was jak najszybciej. Wszystko będę relacjonował tutaj na blogu oraz na facebooku.
"Game of Thrones" od Telltales jest dostępne już od jakiegoś czasu. W związku z tym postanowiłem napisać o tym parę słów. Z recenzji, którą zamieściłem na blogu (strataczasu.org) możecie się dowiedzieć, że gra mi się podobała, natomiast tutaj chciałbym rozwinąć kwestie jej niedociągnięć (niekoniecznie technicznych). Możliwe, że będę musiał się wesprzeć jakimś przykładem i choć postaram się unikać zdradzania fabuły to miejcie na uwadze, że w tekście mogą się pojawić nieoznakowane spolery.
Gry się ceni za grafikę (Crysis 3), ciekawą mechanikę rozgrywki (minecraft, FTL) lub wciągającą historię (The walking dead). Ja ostatnio zwracam szczególną uwagę w jaki sposób historia jest opowiadana. Zazwyczaj obserwujemy wydarzenia z trzeciej osoby, słuchamy dialogów i to by było na tyle. Niektóre produkcje wybijają się na tym polu używając różnych technik narracji. Kiedyś pisałem o grze Alan Wake, w której zbieramy kartki, słuchamy radia, twórcy czasem pomieszają czasem. Jest jednak jedna (w sumie nie tylko jedna) polska produkcja, która nie tylko posiada ciekawą treść ale także przedstawia ją w ciekawy sposób.
Czym Wiedźmin jest każdy widzi - siwe włosy (ani śladu łysiny), dwa miecze na plecach (chyba, że wsadzą go do więzienia i trzeba skądś je skombinować), profesjonalnie chłodne podejście do każdego tematu. Cały Geralt. Twórcy gry, podobnie jak sam Sapkowski, nie ograniczają się do standardowej w większości produkcji narracji. Owszem obserwujemy świat zza pleców bohatera jak również wsłuchujemy się w setki dialogów ale to tylko drobna część tego w jaki sposób budowany jest klimat. Jednak zanim do tego przejdę chciałbym zwrócić na diametralną różnicę między pierwszą, a drugą odsłoną serii. Pierwszy Wiedźmin ma znacznie prostszą narrację niż jego kontynuacja. Głównie wynika to z ograniczeń technologii jaka została użyta. Zabójcy Królów jest za to zdecydowanie bardziej rozwinięte - zaraz przeczytacie dlaczego - i bliższe do książkowego pierwowzoru.
Niedawno premierę zaliczyło Metro 2033: Last light, w związku z czym przypomniało mi się, że mam poprzednią część w swojej steamowej biblioteczce. Do tej pory leżała i się kurzyła (tylko metaforycznie bo to przecież wersja cyfrowa) lecz uznałem, że to dobra okazja do zapoznania się z tą produkcją. Teraz zadaję sobie pytanie czy było warto poświęcić te dwanaście godzin? Jasne, że tak!
Jest już po wyczekiwanej konferencji prasowej w Państwowym Instytucie Pendologii i Imagineskopii (PIPI). Teraz, wspominając wszystkie wydarzenia zza biurka, z satysfakcją przechodzę do relacji.
Bardzo lubię oglądać filmy. Do kina chodzę co środę, bo wtedy mam tańsze bilety. Jestem konsumentem, który pochłania każdy możliwy gatunek, lecz komedie są w czołówce ulubionych gatunków. Poczucie humoru, które sobie cenię, niekoniecznie pokrywa się z normą. Lubię absurd, żarty inteligentne, a nawet te idiotyczne pod warunkiem, że mają w sobie to coś. Oto i lista komedii, które zdecydowanie to coś posiadają.
Company of Heroes jest wymieniane prawie za każdym razem gdy zaczyna się temat w stylu "najlepsze gry RTS". Sam świetnie bawiłem się przy tym tytule przez długi czas, dlatego ucieszyłem się gdy została ogłoszona druga część. Oczywiście były też obawy, że skończy się to podobnie mierną produkcją jak Dawn of War II. Finalnie jest całkiem nieźle jednak jako gracz multiplayerowy liczyłem na cały szereg zmian, których nie dostałem, a parę rzeczy nawet się pogorszyło. Żeby było wiadome; gra (kampania) mi się nawet podoba ale muszę trochę ponarzekać na multi.
Jako gracz, cieszę się gdy trafi się film bądź książka zawierająca coś z gier video. Nie musi być to ekranizacja, a może nawet lepiej żeby nie była, bo wiecie… największy sukces ekranizacji gry polega na tym, że nie jest beznadziejna (tak, chodzi o World of Warcraft). Zamiast tego wystarczy mi choćby konkretny element, jak powtarzanie jednego etapu aż do zwycięstwa jak ma to miejsce w filmie „Na skraju jutra”.
Wygląda na to, że znalazłem naprawdę świetną książkę zawierającą nie tylko wiele odniesień do rozmaitych gier ale znacznie, znacznie więcej i głębiej niż się spodziewałem. Pozwólcie, że opowiem wam o książce, która wciągnęła mnie tak jak potrafią jedynie nieliczne: Gamedec: granica rzeczywistości.
Internet to wspaniały wynalazek, który daje nam dostęp do niegraniczonej ilości informacji, z których 70% to głupoty, 20% do niczego nie się przydaje, a żeby znaleźć użyteczne 10% trzeba się przekopać przez wspomniane już 70% głupot. Ale to tylko jedna z jego wad. Są jeszcze watahy portali społecznościowych, które skutecznie kradną kolejne godziny naszego życia oraz blogerzy mówiący: „eee, trzeba unikać yyy… emblofazji”. Ja jednak skupię się dziś na trybie wieloosobowym w grach, który daje nam szansę rywalizowania ze znajomymi i całym światem na każdym kroku.
W okresie świąt, dania na co dzień spożywane znacząco tracą na zainteresowaniu. Weźmy takie parówki. Charakteryzuje się je jako potrawy powszednie, o wątpliwych wartościach odżywczych oraz smakowych. Jednym słowem, nie godne świąt Wielkanocnych ani żadnych innych. Odrzucając ten tok myślenia, niczym Białoszewski nad łyżką, pochyliłem się by doświadczyć parówek w całej ich okazałości. Dlatego poniżej zamieszczam ich recenzję.