fsm

/ Hammerzeit

najnowszepolecanepopularne

Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem

Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!

Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty

Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali

Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks

Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!

Wchodzi McConaughey do baru... Recenzja filmu Dżentelmeni

Guy Ritchie zaczął swoją filmową karierę od pokazywania cwaniaków-gangsterów z dziwnymi akcentami (Porachunki i Przekręt) i po 22 latach wrócił do źródła. Oczywiście po drodze w jego filmach było sporo elementów tego charakterystycznego stylu (np. Rock'n'Rolla, fragmenty obu Sherlocków Holmesów, ba - nawet niedoceniany Król Artur miał sporo gangsterskiego luzu), ale dopiero Dżentelmeni wyglądają jak trzeci odcinek sagi rozpoczętej przez Ritchiego pod koniec lat 90-tych. Dostajemy świetną intrygę, mądrze zaburzoną chronologię akcji, dobre dialogi, trochę montażowych sztuczek, przemoc na wesoło i gęstą, londyńską atmosferę.

Film zaczyna się pod koniec, bo tak jest ciekawiej. Do baru wchodzi grany przez Matthew McConaugheya Mickey Pearson. Mickey jest Amerykaninem, który w Wielkiej Brytanii zarabia fortunę nadzorując zbudowane przez siebie imperium marihuanowe. Wszyscy ludzie na szczycie muszą obawiać się ataków, szczególnie w tak niegościnnym otoczeniu jakim jest londyński półświatek i szczególnie, gdy pojawia się plotka, że "król trawy" zamierza abdykować. Jednak Mickey wygląda, jak by się niczego nie obawiał, aż tu nagle koleś, broń, strzał. Nie żyje? Dowiemy się za ok. 90 minut.

czytaj dalejfsm
18 lutego 2020 - 17:09

Recenzja płyty Loathe - I Let It In and It Took Everything. Cios w pysk!

W ciągu trzech ostatnich lat dwukrotnie zdarzyło się, że płytą roku został dla mnie album autorstwa względnie nieznanego brytyjskiego zespołu, który bez wstydu eksperymentuje z formą. Po Arcane Roots i Sleep Token przyszedł czas na Loathe. Drugi pełnoprawny album tej ekipy ukazał się na rynku kilka dni temu, a ja nie mogę się otrząsnąć po zderzeniu z nim. Bo słuchanie go to jest momentami brutalne przeżycie.

Loathe wywodzi się z szeroko pojętego gatunku metalcore, ale szybko udowodnili, że takie szufladkowanie nie ma sensu. Wszystkie swoje hałaśliwe wydawnictwa (dwie EPki i jeden album - The Cold Sun z 2017 roku) wzbogacili o pierwiastek "czegoś więcej". Ale tego czegoś nigdy nie było tak dużo, jak na I Let It In and It Took Everything (swoją drogą - świetny tytuł!).

czytaj dalejfsm
12 lutego 2020 - 19:42

Co ten Adam Sandler? Recenzja filmu Nieoszlifowane diamenty

Kupiony przez Netflix film Uncut Gems mógłby istnieć pod zastępczym tytułem Totalny niepokój albo Napad paniki. Nie widziałem wcześniej żadnej produkcji stworzonej przez braci Safdie, ale jeśli wykreowana tam atmosfera jest choć w ułamku podobna do tego, co wydobywa się z ekranu podczas seansu Nieoszlifowanych diamentów, to każdy seans będzie wymagał dużo siły ze strony widza. Bo to męczący film jest. Dobry, momentami genialny, ale działający na takim poziomie, że nie da się być wobec niego obojętnym.

Po wielkim sukcesie filmu Good Times z Robertem Pattinsonem (również zakupionym przez Netflix), jego twórcy nagle zaczęli być zasypywani propozycjami, łącznie z opcją stworzenia wysokobudżetowego filmu o superbohaterach. Zrezygnowali i nakręcili Uncut Gems - obraz w ciągu dwóch godzin przypominający wszystkim, że jeśli Adamowi Sandlerowi się chce, to jest znakomitym aktorem.

czytaj dalejfsm
2 lutego 2020 - 17:54