Gatunek muzyczny nie istnieje. Recenzja płyty Sleep Token - Sundowning - fsm - 22 listopada 2019

Gatunek muzyczny nie istnieje. Recenzja płyty Sleep Token - Sundowning

Sleep Token, zamaskowany zespół, o którym w tym roku zrobiło się całkiem głośno w świecie cięższego grania, właśnie dotarł do mety rozpoczętego w czerwcu maratonu. O specyfice grupy i tym, jaki dokładnie plan przyświecał promocji albumu Sundowning, możecie przeczytać tu. W skrócie - od końca czerwca, co dwa tygodnie o zachodzie słońca, Sleep Token wypuszczał na świat jeden utwór (odcinek) z nadchodzącej płyty (serialu), aż właśnie uzbierało się ich 12 i dzieło zostało ukończone. Sundowning to jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie albumów 2019 roku i z wielką przyjemnością zapraszam na recenzję.

Skoro sposób prezentacji muzyki był nietypowy, pozwólcie że moja recenzja też zacznie się nietypowo. Oto dwanaście obrazków będących swego rodzaju kadrami ze wszystkich odcinków składających się na ten sezon mrocznego grania. Sleep Token - Sundowning w 12 odsłonach:

1 The Night Does Not Belong To God

2 The Offering

3 Levitate

4 Dark Signs

5 Higher

6 Take Aim

7 Give

8 Gods

9 Sugar

10 Say That You Will

11 Drag Me Under

12 Blood Sport

A teraz kilka akapitów dla tych, co o muzyce lubią czytać. Sundowning to album, który nie uznaje jakiegokolwiek gatunkowego szufladkowania. Tak, Sleep Token to grupa w swym rdzeniu rockowa, może nawet metalowa, alternatywno-gitarowa. Od samego początku jednak utwory mieszają zwiewną estetykę poetycką z dźwiękowym walcem, a dodatkowo mózg operacji, czyli tajemniczy Vessel, lubi pięknie śpiewać proste pościelówy. 12 tegorocznych utworów prezentuje wszystkie kreatywne odsłony Sleep Token.

Po lekkiej stronie muzycznego spektrum znajdziecie Drag Me Under (ballada na głos i pianino), Take Aim (takie ogniskowe granie dla zdołowanych), popowe Give czy Levitate (to "wolniak" ze złowieszczym twistem w finale). Gdzieś w środku stoją utwór początkowy, w którym dzieje się dużo, ale bez odchyłów w żadną stronę - ot, rock alternatywny; niemalże taneczny Dark Signs,  czy bliźniacze pod względem konstrukcji (pierwsza połowa lekka, druga połowa ciężka) utwory Sugar i Say That You Will. Wyznawcy riffu i łomotu dostają The Offering (to w tym momencie najpopularniejszy utwór grupy z niezwykle skomplikowanym perkusyjnym rytmem, który brzmi jak ordynarna popisówka, ale jakże rajcująca), Higher z mocarnym finałem i szalony od pierwszych sekund numer Gods. W pewnym sensie osobną kategorią pozostaje finałowy utwór, na którego studyjną wersję fani czekali najdłużej - Sleep Token na żywo wykonuje go już pod ponad roku. Blood Sport jest nieprzyzwoicie wręcz ładny, smutny i z "akuratną" dawną cięższego grania. Niby strukturalna kopia niektórych z poprzednich numerów, ale godnie wieńczy dzieło.

Sundowning to prawdziwy muzyczny serial, zaskakujący z odcinka na odcinek. Wszystkie słabsze strony tego wydawnictwa wynikają z tego, że kolejne utwory były na tyle inne, że mogły zawieść oczekiwania. Co, znowu taki spokojny numer? Nie ma breakdownu? Teraz będę dwa tygodnie czekał na jakieś uderzenie? Tymczasem w kontekście gotowego albumu wszystkie piosenki pięknie płyną, emocje są dawkowane z chirurgiczną precyzją, a muzyczna machina dzielnie wspiera lidera, którego głos już teraz należy do najciekawszych i najlepszych w panteonie współczesnego rocka.

Z większością piosenek jestem zakolegowany już od kliku miesięcy, ale starałem się nie nadużywać tej znajomości. Jak się okazało - słusznie. Sundowning w całej swojej okazałości brzmi godnie, intrygująco, tajemniczo, agresywnie, fascynująco i nowocześnie. To zdecydowanie jest jedna z najlepszych płyt tego roku, która bez wysiłku broni się jako całość, a jej pojedyncze odsłony trafią w każde ucho, pod warunkiem odpowiedniego nastawienia. Sleep Token buduje międzygatunkowe mosty, warto na nie wejść. Płytka w pytkę!


fsm
22 listopada 2019 - 12:38