Wszystko zaczęło się 22 lutego 1999 roku w słoneczny dzień. Pamiętam, że byłem zmuszony opuścić żaluzje w oknie, by cokolwiek dojrzeć na monitorze. Nie przeczuwałem, że za chwil kilka rozpocznie się najdłuższa, a jednocześnie najpiękniejsza wirtualna przygoda mojego życia. Nieświadomy następstw nadchodzącego czynu, rozsiadłem się wygodnie w fotelu i włożyłem płytę CD do napędu. Ruszyła. Szybciutka instalacja, jeszcze szybsza konfiguracja dźwięku i po chwili moim oczom ukazało się menu główne Half-Life Uplink. Nie wiedziałem za bardzo od czego zacząć, gdyż w tamtym czasie mój język angielski był bardzo ubogi i wiedziałem jedynie czym jest „play game” oraz „exit”. Miałem podstawy do obaw, że gra, w którą za chwilę zagram, przerazi mnie swoimi rozbudowanymi dialogami i na tym się skończy. Jak w przypadku setki innych gier, od których właśnie z tego powodu uciekałem. Ale nie, tym razem postanowiłem wytrwać do końca.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś czekać z wypiekami na twarzy na jakąś grę, a jedyną rzeczą jaką otrzymaliście, była informacja o zaprzestaniu prac nad nią? Na pewno. Z planów wydawniczych większych i mniejszych deweloperów znikały (i nadal znikają) tytuły, które w swoim czasie mogły zrewolucjonizować rynek gier komputerowych. Gry ambitne, wymagające, złożone, skomplikowane, intrygujące, kontrowersyjne i Bóg jeden wie jakie jeszcze. Gdyby spróbować utworzyć listę z takimi tytułami, okazałoby się, że jest ona całkiem długa. Osobiście czekałem długimi latami na pewien tytuł, choć bardziej pasowałoby tu stwierdzenie, iż żyłem złudzeniami. O grze, której historię opisuję niżej, dowiedziałem się w chwili, gdy studio deweloperskie odpowiedzialne za jej tworzenie postanowiło ów gry nigdy nie ukończyć. Przeczytałem na ten temat sporo informacji prasowych i wywiadów z programistami mając nadzieję, że któregoś dnia tytuł ujrzy światło dzienne. Musiałbym być głupcem, by nadal tak uważać, niemniej jednak warto powspominać. Przed Wami jedna z najbardziej oczekiwanych gier końca lat ’90 - AMEN: The Awakening.
Wpatrzony w monitor siedziałem w bezruchu i z wytrzeszczonymi oczami oglądałem, jak wagonik personalny podąża krętymi tunelami placówki Black Mesa Research Facility. W akompaniamencie otwieranych i zamykanych włazów słuchałem hipnotyzującego damskiego głosu, wprowadzającego gracza do pozornie bezpiecznego świata gry. Wagonik podążał dalej, a ja wraz z nim, na coraz to niżej usytuowane poziomy kompleksu badawczego. Nazywam się Gordon Freeman, mam 28 lat...
Gdy po raz pierwszy usłyszałem o usłudze Steam, a było to pod koniec roku 2003, powiedziałem sobie głośno „koniec z piractwem”. Spojrzałem na stojący za moimi plecami ogromny regał, wypełniony po brzegi grami komputerowymi i zdumiałem, gdyż było tego naprawdę dużo.
Niezaprzeczalnym faktem jest, że gry, których akcja rozgrywa się w uniwersum Half-Life, zapisały się na kartach historii branży gier komputerowych jako gry kultowe. Dla wielu graczy, w tym także dla mnie, stały się wyznacznikiem wysokiej jakości oprawy audiowizualnej, a przede wszystkim fabuły. I tak w przypadku tej drugiej można pokusić się o stwierdzenie, iż programiści z Valve sięgnęli geniuszu.
Z faktu, iż dostąpiłem zaszczytu, aby znaleźć się w gronie felietonistów, graczy, recenzentów i przeróżnej maści wspaniałych ludzi piszących na gameplay.pl, i jako że jest to mój pierwszy wpis, chciałbym się z Wami serdecznie przywitać, a tym samym pokrótce przedstawić moją osobę. Nie będę się rozpisywał niewiadomo jak obszernie, a postaram się ująć tylko kilka najistotniejszych rzeczy. A zatem...