Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, w minioną sobotę odbyła się impreza GRYOffline.pl, w której wzięła udział ponad setka naszych Czytelników. Kilkugodzinne spotkanie miało miejsce w krakowskim klubie Prominent. Podczas imprezy opowiedzieliśmy m.in. o naszych najbliższych planach, zaprezentowaliśmy nowy system ocen, a także zademonstrowaliśmy zebranym drugą odsłonę cyklu Dragon Age.
Przeczytałem ostatnio na naszym forum, że recenzenci gier komputerowych nie są konsekwentni i zamiast wystawiać adekwatne do poziomu danego produktu oceny, patyczkują się z gniotami, sztucznie zawyżając ich noty. Rzecz tyczyła się oczywiście Homefronta, agresywnie reklamowanej strzelaniny, która – delikatnie mówiąc – nie spełniła pokładanych w niej nadziei i spotkała się z chłodnym przyjęciem krytyków. Autor twierdzenia mógłby mieć rację, ale nie wziął pod uwagę faktu, że dzieło Kaos Studios prezentuje się kiepsko tylko wtedy, jeśli zestawimy go z najlepszymi przedstawicielami gatunku. W porównaniu do prawdziwych miernot, dla których zarezerwowany jest przedział od 1 do 4 punktów w dziesięciostopniowej skali, Homefront jawi się jako przykład tytułu z górnej półki. Udowadnia to doskonale gra Battle: Los Angeles, kolejny pierwszoosobowy shooter, który miałem okazję testować w ostatnich tygodniach.
Od zapowiedzi Wojowników Północy minął niedawno rok. Przez ten czas studio Katauri Interactive nie rozpieszczało nas informacjami o kolejnej odsłonie cyklu King’s Bounty, a całkowita stagnacja na oficjalnej stronie gry skłaniała do przypuszczeń, że projekt został zaniechany, zanim w ogóle zdążył rozwinąć skrzydła. Na szczęście tak się nie stało. Tak naprawdę Rosjanie w ciszy i spokoju opracowywali swoje najnowsze dzieło, aplikując znanej już doskonale formule następną porcję interesujących usprawnień. A że proces produkcji tego tytułu zbliża się ku końcowi, miałem okazję przekonać się sam, testując w ostatnich dniach obszerne demo.
Łosiu – jeden z naszych wysłanników na targach gamescom 2011 – podesłał pierwszą partię zdjęć, przedstawiających hostessy pracujące na niemieckiej imprezie. Teraz my prezentujemy Wam te piękności. Które najbardziej przypadły Wam do gustu?
Pod dużym znakiem zapytania stoi premiera interesującej modyfikacji do gry Wolfenstein 3D, której akcja rozgrywa się na terenie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Fanowska przeróbka miała zostać udostępniona w Internecie pierwszego dnia nowego roku, ale ze względu na liczne kontrowersje, jej twórcy wycofali się z danej kilkanaście dni temu obietnicy i zamrozili cały projekt.
Po pierwszej nocy spędzonej w największym mieście Kalifornii, postanowiliśmy udać się na mały rekonesans i sprawdzić, jak prezentuje się kompleks Los Angeles Convention Center na kilka dni przed rozpoczęciem targów E3. Szybko okazało się, że nie ma się czym podniecać – poza ogromnym bannerem z nazwą imprezy i reklamą gry Saints Row the Third na zewnątrz nie widać, że już za chwilę odbędzie się tu wielkie święto elektronicznej rozrywki. No, były jeszcze mniejsze transparenty (w tym jeden z Wiedźminem 2, oznajmiającym że polskie dzieło wkrótce zostanie skonwertowane na Xboksa 360), ale żeby je zobaczyć, trzeba podejść pod główne wejście.
Po sześciu latach przerwy jedna z najpopularniejszych gier świata doczekała się oficjalnej kontynuacji i choć wydaje się to zupełnie nieprawdopodobne, mimo wyeksploatowanego – wydawałoby się – tematu, firmie PopCap Games znów udało się przygotować świeży i zarazem bardzo wciągający produkt. Jeśli uważasz, że o układaniu kryształków wiesz już wszystko, koniecznie musisz spróbować swoich sił w Bejeweled 3.
Po opublikowaniu gry WarCraft: Orcs & Humans w listopadzie 1994 roku, firma Blizzard Entertainment natychmiast rozpoczęła prace nad jej kontynuacją. Sequel został przygotowany w rekordowym (nawet jak na ówczesne standardy) tempie i ostatecznie trafił do sprzedaży w drugim tygodniu grudnia 1995 roku. WarCraft II spotkał się z pozytywną reakcją krytyków i szybko zdobył dużą popularność, umacniając tym samym pozycję marki na RTS-owym poletku. Mało kto jednak wie, że pierwotnie gra miała być trochę bardziej rozbudowana, a w końcowej fazie produkcji jej twórcy wycięli część planowanych funkcji.
W 1987 roku, kiedy rynkiem gier komputerowych trząsł ośmiobitowy potwór o nazwie Commodore 64, brytyjska firma System 3 ofiarowała światu grę The Last Ninja. Kapitalna zręcznościówka w rzucie izometrycznym odniosła ogromny jak na tamte czasy sukces, sprzedając się w nakładzie przekraczającym dwa miliony egzemplarzy. Nic dziwnego, że przygody ostatniego wojownika cienia szybko doczekały się konwersji na inne popularne platformy, a także dwóch oficjalnych kontynuacji. Te ostatnie nie cieszyły się już jednak tak dużą popularnością jak pamiętny pierwowzór, mimo że były naprawdę niezłe (zwłaszcza „dwójka”), wskutek czego wielki hit zmarł śmiercią naturalną.
Urdnot Wrex to jeden z bardziej wyrazistych bohaterów, których możemy przyłączyć do ekipy komandora Sheparda w debiutanckiej odsłonie cyklu Mass Effect. Ze względu na swoją przydatność w walce oraz interesujący charakter, jest wręcz naturalnym wyborem każdego użytkownika, który styka się po raz pierwszy z gwiezdną sagą. Bezwzględny Kroganin okazał się też przyczyną dużego sporu wśród rodzimych fanów serii. Stało się tak za sprawą polskiej wersji językowej „jedynki”, którą firma CD Projekt przeobraziła tę całkiem inteligentną postać w wulgarnego prostaka.
Bardzo często można w Internecie natknąć się na pytania o koneksje cyklu Portal z uniwersum Half-Life’a. Sam w ostatnim czasie otrzymałem kilka próśb o podanie konkretnych przykładów na takie powiązania, po tym, jak na naszym forum internetowym rozwinęła się dyskusja dotycząca tego tematu. Początkowo miałem zebrać do kupy kilka najważniejszych faktów i zaprezentować je w skondensowanej formie, ale szybko okazało się, że warto poświęcić tej kwestii znacznie więcej miejsca. Tyle tytułem wstępu, przejdźmy do konkretów. Poniżej znajdziecie pierwszy z dwóch artykułów, które zostaną poświęcone wspólnym mianownikom scalającym obie serie. Na dobry początek pójdą łączniki fabularne – potem tzw. easter eggs.
Decyzja o powiązaniu gry z uniwersum Half-Life’a wynikła tak naprawdę z potrzeby chwili, ale żeby ją zrozumieć, musimy cofnąć się kilka lat wstecz. Prace nad przygodami Chell rozpoczęły się w 2005 roku, niedługo po tym, jak firma Valve wzięła pod swoje skrzydła niewielką grupę studentów, odpowiedzialnych za powstanie interesującego projektu o nazwie Narbacular Drop – prostej, niezależnej gry, która jako pierwsza zaprezentowała mechanikę portali. Choć Gabe Newell i spółka dostrzegli ogromny potencjał tkwiący w nowopowstającym tytule, postanowili działać ostrożnie i realizować produkt minimalnym nakładem kosztów. W rezultacie Portal został opracowany przez kilkuosobowy zespół, a że nie miał on na pokładzie wystarczającej liczby artystów, by stworzyć od podstaw oprawę wizualną, zdecydowano się przerobić materiały graficzne z drugiego Half-Life’a. Erik Wolpaw – twórca warstwy fabularnej gry - podchwycił ten pomysł: "Wydawało nam się, że umieszczenie Portala w istniejącym uniwersum miało sens". Za tą deklaracją nie poszły jednak odważniejsze decyzje. Choć scenarzysta faktycznie powiązał ze sobą oba tytuły, zachował przy tym duży dystans. Drobne smaczki? Owszem. Bezpośrednie oddziaływanie na siebie obu produkcji? Niekoniecznie.
Niewielu z Was pewnie o tym wie, ale nasz wspaniały kraj dzierży palmę pierwszeństwa wśród twórców rozbieranych pokerów – prostych gier logicznych o silnym zabarwieniu erotycznym. Podziękować za to należy katowickiej firmie Torquemada Games, która od dawna intensywnie eksploatuje ten niezbyt popularny gatunek, regularnie serwując jeśli nie nowe iteracje swojego jedynego hitu, to przynajmniej wzbogacające go dodatki w postaci ponętnych rywalek. Dość powiedzieć, że opublikowane w 2006 roku Video Strip Poker Supreme aż czternaście razy doczekało się takich aktualizacji, ostatnio... w sierpniu. Wszystko co dobre się jednak kończy i po siedmiu latach panowania tej edycji, katowiczanie zdecydowali się wprowadzić na rynek zupełnie nową odsłonę cyklu.
W zalewie mainstreamowych tytułów z tzw. górnej półki, łatwo przegapić te mniejsze, nierzadko równie wartościowe produkcje. Ich cechą charakterystyczną jest to, że nie stoją za nimi sztaby marketingowców, którzy lekką ręką zatwierdzają wielomilionowe budżety, by po premierze obliczać kilku(nasto)krotnie większe zyski. Gry niezależne, bo to o nich mowa, tworzone są często przez pasjonatów, gotowych ślęczeć miesiącami nad jednym projektem i nie pobierać z tego tytułu żadnego wynagrodzenia. Do tej grupy zalicza się też Joshua Nuernberger, który w pojedynkę stworzył podwaliny pod jedną z najfajniejszych przygodówek, z jaką miałem okazję zmierzyć się w ostatnim czasie. Jej imię to Gemini Rue.
W Internecie pojawiły się pierwsze informacje na temat drugiej gry z cyklu Risen, która będzie nosić podtytuł Dark Waters. Kolejny, długo oczekiwany produkt studia Piranha Bytes znów pozwoli wcielić się w rolę bezimiennego herosa, ale tym razem przygoda nie będzie toczyć się na Farandze. Stylistycznie gra zostanie utrzymana w pirackiej konwencji, a w jej trakcie zwiedzimy kilka malowniczo położonych wysepek. W rozwinięciu artykułu pierwsze obrazki oraz bardzo interesujące informacje na temat rozgrywki i platform docelowych.
Plants vs. Zombies to bez dwóch zdań najlepsza gra w ofercie amerykańskiej firmy PopCap Games, znanej z licznych produkcji dedykowanych tzw. casualom. Proste i przejrzyste zasady, przyjemna oprawa graficzna oraz humorystyczne podejście do tematu walki z zombie, sprawiły, że po dziś dzień jest to mój absolutny numer jeden w kategorii produktów zaliczanych do kategorii tower defense. Atak powłóczącej nogami hordy odparłem na kilku różnych platformach sprzętowych ze stuprocentową skutecznością, za każdym razem bawiąc się niemal tak samo dobrze. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że w stosunku do drugiej odsłony cyklu oczekiwania miałem ogromne i nie mogłem się wręcz doczekać, by znów poprowadzić ukochane roślinki do boju.