Zakupione za ciężkie pieniądze pakiet pięciu gier [Orange Box] w momencie premiery wydawał się być piekielnie kuszącą pozycją. Wszystkie, aktualne odsłony serii Half Life, zachwalany zewsząd Portal mający stanowić kamień milowy gier logicznych, a wreszcie Team Fortress 2. O którym nie wiedziałem nic, poza faktem, że to pełnoprawny tytuł moda, który spopularyzował klasy postaci w multiplayerowych FPS’ach. Summa summarum to jemu poświęciłem właśnie najwięcej czasu.
Poradnik powstał z myślą o osobach, które chcą rozpocząć swoją zabawę w świecie TF2. Czyli grze, gdzie dwie drużyny, czerwona i niebieska, toczą starcia w bogatym uniwersum [fabuła, choć mało istotna, jest i to wyraźnie rozbudowana] w trybie multiplayer w przywodzącej na myśl kreskówki oprawę. Charakter zabawy nie ma nic wspólnego z realizmem, a najważniejszą informacją, z punktu widzenia rozgrywki, jest podział na klasy – nie ma jednej uniwersalnej, ale każda ma swoją specjalizację, mocne i słabe strony. Członkowie drużyny muszą współpracować, aby wykorzystywać atuty i niwelować słabości. A więc do lektury!
Załapałem się na prawdopodobnie ostatnie wyświetlenie ostatniej odsłony przygód Holmesa w lokalnym kinie, a mając w pamięci znakomitego poprzednika, postanowiłem, że wzorem kolegów z redakcji również podzielę się własnymi spostrzeżeniami. Tymi mniej lub bardziej pozytywnymi.
Stopień trudności - zwykło się uważać, że oddziela grubą krechą tych, którzy grają od czasu do czasu, w sposób zupełnie niezabowiązujący, po tych, którzy katują dany tytuł, bo developer umieścił w nim stosowne wyzwanie, mówiąc niejako: "hej, nie dacie temu rady!" [tak przynajmniej próbowali nam wmówić autorzy "Diablo III" na przedpremierowych filmach o inferno]. Sądzę jednak, iż mądrym posunięciem jest tak zaprojektowana mechanika, by oba te światy wzajemnie się ze sobą przenikały. A w jaki sposób tego dokonać, jeśli na chwilę zapomnieć o suwaku stopnia trudności? Na wiele sposobów.
Sam wręcz uwielbiam C4 za wręcz nieskończone możliwości, ale ten Pan, z chwilą obejrzenia tego materiału, stał się moją muzą i natchnieniem. Pewnie, robienie sobie jaj psuje nieco odbiór pozostałym [poświęcać helikopter dla wysadzenia jednego gościa? A gdzie w tym wszystkim teamplay?] i czyni grę bardziej parodią, aniżeli tytułowym "Polem Bitwy" [mam ciarki na samą myśl o takim tłumaczeniu :D], ale nie zmienia to faktu, iż zdystansowanie się do całości, sprawia, iż świetnie kontrastuje się to z poważną tematyką tego tytułu. Dlatego jest to między innymi takie fajne ;)
Kreatywność growej społeczności nigdy nie przestanie właściwie mnie zadziwiać, osoba, która postanowiła w swym szaleństwie upolować pięcioro, ściśle wyselekcjonowanych osób [developerów właśnie] zasługuje w moim mniemaniu na poklask za samozaparcie w dążeniu do celu :)
Internet ma to do siebie, że jest tak wielki i nieprzebrany, iż ponoć tylko sam Chuck Norris jest go w stanie umieścić na dyskietce. Tak, tak, żarty o tym panu stały się niemodne, bo teraz nowym trendem jest tekst wygłaszany przez NPC'ów w Skyrimie, który brzmi: "Then I took arrow to the knee", co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co "dostałem strzałą w kolano". W dużym ogólniku - tłumaczą one swoje życiowe porażki tym prostym zdaniem ;D
Ps. W rozwinięciu filmik.
Fenomen, zjawisko, element kultury. Na przestrzeni dwóch i pół roku, tytuł Markusa Alexeja Persson, znanego każdemu pod pseudonimem Notch, doczekał się wielu etykietek. W tej ogólnej atmosferze szczodrego ich rozdawania, dałbym jeszcze jedną – wybrańca hype’u.
Statystyczny człowiek ogląda tyle dzieł kinematografii, a w szczególności holywoodzkich, że bez problemu jest w stanie wyłonić tytuły, które zapadły mu w pamięć i zwie ulubionymi. Ale już zebranie dziesiątki najbardziej doborowych to już trudny orzech do zgryzienia, z czego zdałem sobie sprawę tworząc pierwszą część tego mini-cyklu.
W moim artykule, w którym zgadzam się z ACTA, dałem do o zrozumienia jasno, że w polskie korzenie wrosła się powszechna akceptacja na łamanie praw autorskich. Nie od dziś wiadomo czemu dostawcy sieci kuszą w reklamach zwiększaniem transfery nocą, i do czego w rzeczywistości potrzebne jest dziś łącze powżej 6MB/s. Jak powiedział Krzysztof Gonciarz, osoby korzystający z sieci nie zdążyły wykształcić w sobie szacunku i zrozumienia dla cudzej pracy.
Zapewne każdy z nas wyobraża sobie, jak będzie wyglądała przyszłość. Każdy z nas kiedyś stał, patrząc w gwiazdy i zadawał sobie pytanie: jak tam jest? Czy to tam znajduje się nasza przyszłość? Będzie lepsza, czy może gorsza? Czy kiedykolwiek uda nam się ją stworzyć…w kosmosie?
„W otchłani” to pierwsza część dystopijnej trylogii Beth Revis. Opowiada ona historię Amy, która zgodziła się na podróż w stanie hibernacji poprzez kosmos, aby za 300 lat ujrzeć światło Nowej Ziemi. Podróż okazuje się jednak złym pomysłem- dziewczyna budzi sięna statku kosmicznym podczas lotu, kiedy ktoś próbuje ją zamordować, wyciągając ją z komory hibernacyjnej (...)
Wydaje Ci się, że ziemia jest za mała dla wszystkich ludzi i innych dziwnych stworzeń? Że znajduje się na niej zbyt wiele irytujących rzeczy, które po prosu mogłyby zniknąć? Czy gdybyś miał taką możliwość, doprowadziłbyś do wymarcia cywilizacji wkurzających i wiecznie głośno bzyczących komarów? Small World to świat, w którym możesz unicestwić wszystko, co choć trochę działa Ci na nerwy (czyli zazwyczaj Twojego rywala). Komarów, co prawda tu nie ma, ale jaką radością jest zabicie kilku handlujących amazonek, latających szkieletów, konnych olbrzymów lub dyplomatycznych orków! Wystarczy jedno słowo i … pewne rasy zostaną wyłącznie w kronikach historycznych. Idylla? Być może. Gorzej, jeśli spotka to Twoją rasę.
Dzisiejszy odcinek sponsoruje słowo „upał”. Nie sposób wyrazić tego jak bardzo mi przeszkadza, nie używając słów uchodzących za brzydkie. Ale ma też i swoje dobre strony. Zawdzięczam mu, bowiem możliwość oderwania się od pracy i udania się nad wielką wodę, aby celebrować lato w pełni, ciesząc się piękną opalenizną. I oddać się wspomnieniom. Szczególnie często wracam do momentu, gdy jeszcze prowadziłem własną firmę. Mniejsza o tym, czym się zajmowała. Nawet gdyby był to przemyt broni, nie zmieniłoby to faktu, iż również i tak zatrudniłbym grupę studentów. Tak zwany „młody, dynamiczny zespół”. Zajmowali się realizacją pewnych zadań, nad, którymi pieczę sprawował inny, „młody, dynamiczny”. Rzecz w tym, że spotykałem się z nimi raz w miesiącu, gdy potrzebny był mój podpis na umowie. Potrzebowała go w tym i Dominika. Ok, to story love. Prawdziwi mężczyźni mogą opuścić wpis, idźcie prężyć mięśnie gdzieś indziej. Dla całej reszty – to nietypowy story love. Po prostu czytajcie dalej.
Za sprawą gier RPG osadzonych w realiach fantasy, plądrowanie podziemi stało się sentymentalnym powrotem do chwil, gdy wraz z paczką znajomych wspólnymi siłami staraliśmy się wydrzeć stamtąd możliwie dużo złota, a okazjonalnie również przywdziać nowy, lepszy ekwipunek, nie bacząc na los żyjących w nim kreatur, ani to ile trudu włożono w jego budowę. Bullfrog, wraz z „Dungeon Keeper”, postanowił odwrócić tą oklepaną konwencję.
Jakiś czas temu w sieci pojawiła się zapowiedź nowej produkcji studia Airsoft GI, a dziś możemy oglądać jej pełną wersję opartą na przygodach postaci z L4D. Warto zrobić to z dwóch powodów - jednym z nich jest fakt, iż po prostu wygląda świetnie, każąc paść na kolana przed włożonym w to wszystko ogromem pracy. Drugim natomiast ... no cóż, po prostu obejrzyjcie.