Mruqe

Geekowe poMRUKi

najnowszepolecanepopularne

Polecane przez Mruqe

Mały, wielki, kinectowy prezent od NASA

Mruqe ocenia: Mars Rover Landing
85

NieWczorajszy wieczór spędziłem bezpiecznie sprowadzając Curiosity- badawczy łazik NASA - z orbity na powierzchnię Marsa. Najpierw przeprowadzałem kapsułę lądownika przez atmosferę, walcząc z turbulencjami i starając się utrzymać maszynę na optymalnej trajektorii za pomocą krótkich odpaleń czterech silników manewrowych. Następnie, gdy udało mi się już osiągnąć pułap 11 000 metrów, odpaliłem ładunki uwalniające spadochron, którego zadaniem było złagodzenie kąta podejścia i wyhamowanie upadku. Kolejna seria ładunków odrzuciła dolną część pancerza, który chronił łazik przed spaleniem przy wejściy w atmosferę. Ostatnie mikro-ładunki odłączyły lądownik od górnej sekcji kapsuły - a co za tym idzie, również od spadochronu.

Rozpoczęła się ostatnia, krytyczna faza lądowania na czterech odrzutowych silnikach manewrowych. Łazik odłączył się od lądownika i zawisł pod nim na linie. Delikatne korekty ciągu zbliżyły maszynę do planowanego punktu lądowania. Rozległ się ostrzegawczy brzęczyk kontrolki poziomu paliwa. Zredukowałem ciąg silników jeszcze trochę, przyspieszając opadanie. Jeszcze moment i koła Curiosity dotknęły powierzchni Czerwonej Planety podnosząc chmurę pyłu. Lądowanie było trochę twardsze niż mooglibyśmy sobie tego życzyć (przez "my" rozumiem siebie i resztę zespołu NASA ;-) ), ale uszkodzeniu nie uległy żadne istotne systemy czy przyrządy badawcze. Łazik mógł bez przeszkód rozpocząć swoją zaplanowaną na dwa lata misję, która - w dalekiej perspektywie - przybliży ludzkość do ekspedycji załogowych na naszego najbliższego sąsiada.

Całą misję powtórzyłem jeszcze dziewięć razy, kilkakrotnie rozbijając łazik a raz sprowadzając go z orbity perfekcyjnie. Wszystko to w darmowej produkcji Mars Rover Landing, którą NASA sprezentowało posiadaczom Xboksów z Kinectem.

czytaj dalejMruqe
21 sierpnia 2012 - 10:30

Najlepsza cecha Xboksa 360

Trochę ponad miesiąc temu, z okazji dnia dziecka, w mediach dość wyraźnie zaznaczyła swą obecność kampania społeczna pod hasłem "Zabawa zamiast zabawki". Idea bardzo mądra - dzieciom o wiele większą frajdę sprawi dzień z rodzicami niż kolejny transformer, zestaw lego czy inna barbie. Ale przywołało mi to na myśl jeszcze jedną rzecz, która sprawdza mi się od najwcześniejszego dzieciństwa i przenosi się na obecne czasy, kiedy jestem już dzieciakiem ponad trzydziestoletnim. Mianowicie: każda zabawa zyskuje dziesięciokrotnie na fajności, jeżeli mamy z kim ją dzielić. Wspaniała kolekcja resoraków zbiera kurz na półce, dopóki nie przyjdzie do nas kolega, z którym można je puszczać po dywanie. Tłuczenie o siebie ludzikami G.I. Joe znudzi się w pięć minut, jeżeli sami trzymamy oba ludziki. A najwspanialsza nawet gra wideo dostaje największych rumieńców, jeśli przeżywa się ją wspólnie.

czytaj dalejMruqe
10 lipca 2012 - 14:18

Pająk, na jakiego czekałem - recenzja znakomitego The Amazing Spider-Man

Kiedy pierwszy raz spotkałem się ze Spider-Manem miałem 10 lat. I choć komiksy z jego udziałem, wydawane wówczas przez raczkujące jeszcze wydawnictwo TM-Semic, raziły topornym tłumaczeniem, brakiem ciągłości fabuły* i marnym papierem, to pokochałem tę postać natychmiast całym swoim młodym sercem. Nie poprzestałem więc na lekturze komiksów - oglądałem i grałem we wszystkie produkcje z "Pajęczarzem" na jakie natrafiłem. Jednak na ekranizację, która oddawałaby sprawiedliwość mojego komiksowego ulubieńca, musiałem czekać 20 lat. The Amazing Spider-Man jest właśnie tą ekranizacją.

czytaj dalejMruqe
5 lipca 2012 - 14:05

Nowy Geekoskop, czyli - Jeśli geekować, to w co-opie!

Ci, którzy jeszcze pamiętają mojego bloga (tak, tak... ponad miesiąc przerwy we wpisach to samobójstwo - wiem!), mogą niejasno kojarzyć, że nosił on zgoła inny tytuł niż Geekowe poMRUKi. Skąd zmiana? Nazwa Geekoskop nie odnosi się już do niniejszego bloga.

Nowy Geekoskop to wspólny przegląd geekowych różności, prowadzony na Facebooku (http://fb.com/Geekoskop) przeze mnie i moich kamratów w geekowości - Squalla, K. Skuzę oraz Duncana. A zatem - dużo więcej niż fanpage jednego bloga prowadzony przez jednego Mruka. To kolektyw. Powiem więcej - to co-op! Zapraszam poniżej po szczegóły i na sam Geekoskop do lajkowania.

czytaj dalejMruqe
29 czerwca 2012 - 01:43

Niesamowite Humble Indie Bundle V już jest i imponuje zawartością

Humble Indie Bundle to w dosłownym tłumaczeniu "Skromny Pakiecik Indie". "Skromny"? Poważnie? Oferowany w piątej edycji akcji zestaw naprawdę trudno nazwać "skromnym". Nasuwa się raczej określenie "tłusty", "wypasiony" lub "zacny" :-)

Co dostaniemy tym razem za samodzielnie ustaloną cenę? Oto lista (która mnie osobiście wprawia w niejaki błogostan):

Wszystkie te gry, wraz z soundtrackami, możesz kupić choćby nawet za symbolicznego dolara (ba, nawet centa - ale to nie świadczyłoby o Tobie najlepiej ;-)). Warto jednak zapłacić trochę więcej niż średnia cena (która w tej chwili wynosi ok. $7,7 czyli ok. 27zł), by dodatkowo otrzymać...

Prawda, że imponująca kolekcja? W zasadzie jest to przegląd tego, co w ostatnich latach było w indygrach najlepsze i najgłośniejsze oraz dodatkowo - jak wisienka na czubku tortu - budząca uznanie krytyków i graczy Psychonauts Tima Schafera i Double Fine. Mniam!

czytaj dalejMruqe
31 maja 2012 - 22:15

Upiory z lamusa - Nieproszeni goście

Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałbym się po amerykańskim remaku koreańskiego filmu grozy, jest oryginalność. Film Nieproszeni Goście, sprawił mi jednak niespodziankę. Nie widziałem wielu tak bezpretensjonalnych filmów grozy. Bracia Charles i Thomas Guard wykonali naprawdę kawał solidnej roboty mieszając tropy, bawiąc się w kotka i myszkę z widzem oraz realizując rzetelnie założenia horrorowej konwencji.

Ileż to już razy widziałem film, który - by przestraszyć widza - stosuje tylko proste, sprawdzone triki, nie siląc się na budowanie tajemnicy czy komplikowanie fabuły. Po co się męczyć, skoro nagłe pojawienie się wykrzywionej, upiornej twarzy jest w stanie przestraszyć widownię dziesięć razy z rzędu? Nieproszeni Goście są pod tym względem chlubnym wyjątkiem.

czytaj dalejMruqe
12 maja 2012 - 00:53

Bułka z masłem po berlińsku - grałem w Sniper Elite V2

Widok wroga w okularze lunety, wstrzymanie oddechu, wsłuchanie się we własny puls i… delikatne pociągnięcie za spust. Jeden strzał – jeden trup. Snajperski etos dzięki książkom i filmom wojennym  już od lat pozostaje elementem kultury masowej. Strzelectwo wyborowe – zwłaszcza w tej odmianie - budzi dużo emocji również wśród pasjonatów wojskowości i militariów. Nic więc dziwnego, że tak nośny materiał wykorzystuje się raz po raz w grach wideo.

Tym razem wróciło do niego brytyjskie studio Rebellion, przygotowując Sniper Elite V2 – nie tyle kontynuację, co swobodny remake gry, która siedem lat temu zdobyła sobie całkiem spore grono zwolenników. Choć jednak nowa produkcja prezentuje się pod wieloma względami znakomicie i widać w niej, że w przeciwieństwie do pierwowzoru nie jest produkcją budżetową, to może nie zadowolić bardziej wymagających graczy.

czytaj dalejMruqe
8 maja 2012 - 11:37

Upiory z lamusa - 30 dni mroku

Po latach uczłowieczania i wybielania hollywoodzkich i książkowych wampirów, w 2007 roku dostaliśmy film, w którym krwiopijcy są dokładnie tym, czym zawsze być powinni. Przerażającymi, żarłocznymi i dalekimi od człowieczeństwa potworami. Dzięki wam, o bogowie kina grozy! A zaczęło się od komiksu. W 2002 roku wydana została trzyczęściowa mini-seria pod tytułem 30 dni nocy. Tak, właśnie. "Nocy", nie "mroku". "Mrok" w tytule to wynalazek polskiego dystrybutora filmu. Wracając do komiksu - został przyjęty ciepło przez odbiorców, częściowo ze względu na sprawnie poprowadzoną, pomysłową fabułę, częściowo zaś dzięki sugestywnym, malarskim planszom. Konwencja zyskała sobie wielu fanów a seria doczekała się licznych (och, zbyt licznych!) kontynuacji.

Ekranizacja, w takich przypadkach, jest nieunikniona jak śmierć i podatki. Pięć lat po publikacji komiksu, na ekrany kin trafił film wyprodukowany przez Sama Raimi (reżysera serii Evil Dead, pomysłodawcy serialowego Herkulesa i Xeny oraz twórcy trzech ekranizacji Spider-Mana). Reżyserię powierzono Davidowi Slade'owi, który oprócz kilkunastu dobrych wideoklipów miał wówczas na koncie tylko jeden film pełnometrażowy - kontrowersyjne Hard Candy. Gdyby swoją przygodę z wampirami reżyser zakończył na 30 dniach mroku, fani gatunku mieliby wszelkie powody, by go wielbić. Nie zakończył... ale po kolei.

czytaj dalejMruqe
21 kwietnia 2012 - 21:22

Fez, jak dobrze, że jesteś! - pierwsze spojrzenie na rewelacyjną platformówkę

O premierze niezależnej gry Fez studia Polytron wspominał już wprawdzie na swoim blogu Yasiu, mam jednak nadzieję, że nie obrazi się, jeśli temat poruszę i ja. Tym bardziej, że produkcji tej należy się jak najwięcej dobrej prasy. Taki odpowiednik fanfar na wejście. Zresztą - na facebookowej stronie Geekoskopu odtrąbiłem zbliżającą się premierę Feza jeszcze w marcu. Sam bardzo się wówczas podekscytowałem i z niecierpliwością czekałem na piątek, 13. kwietnia. Dziś mogę już śmiało powiedzieć, że piątek trzynastego tym razem nie okazał się felerny. Przeciwnie - był to wyjątkowo szczęśliwy dzień dla gier niezależnych, platformówek i piksel-artu. No i - oczywiście - dla graczy.

Gra ukazała się na Xbox Live Arcade w cenie 800 Microsoft Points (czyli około 30zł).

Niezorientowanym wyjaśniam, że Fez to platformówka o bardzo klasycznej (na pozór) oprawie, w której kluczową rolę odgrywa możliwość manipulowania perspektywą. Choć nasz bohater porusza się po platformowym świecie zgodnie z prawidłami klasycznej, dwuwymiarowej gry typu Super Mario Brothers czy Commander Keen, to w każdej chwili możemy obrócić planszę wokół pionowej osi i odsłonić inną z jej czterech stron. Można dzięki temu dostać się w pozornie niedostępne miejsca, bo platforma, która wydawała się zbyt odległa, w innym ujęciu okaże się bardzo bliska. Rozwiązanie to zmusza gracza do ciągłego kombinowania i dodaje niesamowitej głębi klasycznemu modelowi rozgrywki. Pomysł nie jest może całkowicie nowy, ale za to znakomicie i konsekwentnie zrealizowany.

Gdyby ktoś zapytał mnie, jakie gry są na XBLA pozycjami obowiązkowymi, jeszcze niedawno wymieniłbym trzy tytuły: Limbo, Bastion i Castle Crashers. Dziś bez wahania do tej listy dołączyłbym Feza, mimo, że nawet jeszcze go nie ukończyłem. Dlaczego?

czytaj dalejMruqe
14 kwietnia 2012 - 23:59

Dyskietki na dnie szafy - wspomnienia gracza

Początek lat dziewięćdziesiątych był w Polsce bardzo specyficznym okresem dla branży gier. Granie upowszechniło się już jako forma rozrywki na tyle, że przestało być nowinką. Komputery 16-bitowe wypierały coraz szybciej 8-bitowce (nawet ze szkolnych pracowni informatycznych!) a wojna między Amigą a PC przybierała na sile. O nowościach na rynku można było dowiedzieć się z niezastąpionego magazynu "Top Secret" (do którego dołączył później "Secret Service" trafiający w trochę inne gusta) ale zakup oryginalnej gry był nie lada wyczynem. Głównym dystrybutorem artykułów rozrywki elektronicznej był, w tych dziwnych czasach, Wania ze stadionu i Mietek z giełdy. A w moim przypadku - pan Jacuś z budki z elektroniką na lokalnym bazarku warszawskiego osiedla Bemowo. Pojęcie ochrony praw autorskich dopiero zaczynało kształtować się w polskiej rzeczywistości.

Dziś mogę się jedynie zastanawiać, co sprawiło, że pojawiło się we mnie pragnienie posiadania oryginalnych gier. Może był to swojego rodzaju snobizm - chęć szpanowania czymś, czego nie mają koledzy. Jeśli tak, to pomysł nie był trafiony, bo znajomi z podstawówki kupno legalnych wydań kwitowali stukając się w głowę, nazywając mnie frajerem, który niepotrzebnie wydaje pieniądze na to, co oni mają za darmo. Może zaważyło wrodzone poczucie przyzwoitości i wpojony przez rodziców system wartości? Nie przeszkadzały mi one jednak jeszcze wówczas, obok gier legalnych mieć w kolekcji jeszcze wiele tytułów kopiowanych gdzie popadnie (rzadziej - kupowanych od pana Jacusia na dyskietce z dołączoną kserowaną, jednostronicową instrukcją; najpierw całkiem otwarcie, później spod lady). Główny powód, który skłaniał mnie do kupna oryginałów był bardziej nieuchwytny. Było to wrażenie, że zdobyta w ten sposób gra jest naprawdę MOJA, że zasłuzyłem na nią i nikt nigdy, mocą żadnej ustawy, mi jej nie zabierze. Starałem się więc mieć ich jak najwięcej. Co - w owych czasach, gdy nikomu nie śniło się nawet o uniwersalnym probierzu jakości zwanym "Metacritic" - doprowadziło do kilku zabawnych zakupów.

czytaj dalejMruqe
7 kwietnia 2012 - 23:48

Przypomną nam to hurtowo - co począć z remakiem Total Recall?

Na początku nawet się ucieszyłem. Jak to powiedział jakiś mój znajomy, Dicka w kinie i tak jest zawsze za mało. Dlatego wiadomość o tym, że cwaniaczki z Holyłudu robią voo doo celem ożywienia kolejnego klasyka S-F, przyjąłem nawet z umiarkowanym entuzjazmem. Nie zagłębiałem się specjalnie w temat i dzięki temu żyłem w błogiej nieświadomości. Aż tu nagle, widzę Ci ja to... coś.

Colin Farrel? Poważnie? Do roli, którą w oryginale odgrywał nie kto inny tylko Arnold "Gubernator" Schwarzenegger jakiś geniusz postanowił zatrudnić Colina "Bzykałem Bachledę" Farrela? Tego wymoczka, który na twarzy zawsze ma grymas sugerujący problemy z perystaltyką jelit? Zaniepokojony zacząłem rozglądać się za innymi rewelacjami na temat filmu. I wiecie co? Dalej jest gorzej.

czytaj dalejMruqe
31 marca 2012 - 21:56

Zanim nadejdzie diabeł - recenzja gry Torchlight

Mruqe ocenia: Torchlight
80

Opowieść stara jak świat. Na nieduże, położone na odludziu miasteczko pada blady strach. W rozległych podziemiach - które, wbrew zdrowemu rozsądkowi, swym obszarem wielokroć przewyższają osadę, pod którą się znajdują - zalęgły się gobliny, szkielety, zombie, demony, wielkie pająki i podobne plugawe bestie. Na szczęście pojawia się podróżnik, który wie za który koniec trzyma się miecz (lub różdżkę, samopał czy inną kuszę). Bohater śmiało wkracza w ciemne korytarze, wilgotne jaskinie i zatęchłe katakumby.

Z brawurą siecze  hordy mniejszych i większych potworów. Gromadząc po drodze złoto i rozliczne bardziej lub mniej magiczne fanty przedziera się - piętro po piętrze - coraz niżej. Wreszcie, w rozświetlonej upiorną poświatą otchłani, odnajduje swój ostateczny cel - Wielkie Zło, Któremu Należą Się Baty. Diablo? Nie. Nie tym razem. W Torchlight tyłek wymagający skopania należy do demona, który nosi złowieszcze imię Ordrak. Fakt ten - jak to zwykle bywa - nie ma najmniejszego znaczenia.

czytaj dalejMruqe
21 marca 2012 - 15:45

Kinowy zwiastun Prometeusza - Ridley Scott wraca do uniwersum Obcego

Już w grudniu ubiegłego roku w sieci pojawił się krótki, internetowy zwiastun nowej produkcji Scott'a. Od kilku dni zapowiadano kinowy trailer z prawdziwego zdarzenia, karmiąc nas jego urywkami. Zapowiedź, zapowiedzi... Co za czasy. Ale oto jest. I trzeba przyznać, że robi wrażenie. Nowy zwiastun Prometeusza - filmu opowiadającego wydarzenia, mające miejsce na długo przed dramatem załogi Nostromo.

Fani - rzecz jasna - rzucili się natychmiast do analizowania go klatka po klatce. Efektem tych poszukiwań są co najmniej dwa ciekawe znaleziska...

czytaj dalejMruqe
18 marca 2012 - 20:28

Indygracja #2: Mari0 czyli włoskiego hydraulika przygoda z portalami

Gry indie często podążają tam, gdzie nie odważył się jeszcze udać żaden duży deweloper. Pomysły, które rodzą się w niezależnych głowach często wprawiają w osłupienie. Mari0 to jeden z tytułów, które bez wątpienia należy przypisać do kategorii "co ja pacze?!".

Nie mam pojęcia jak wielu osobom spędzało sen z powiek pytanie: "co by było gdyby Mario i Luigi podwędzili Portal-guny z placówki Aperture Science". Pewnie nie zbyt wielu. Być może tylko sześciu. Jednak ta szóstka - grupka niezależnych twórców gier znana jako Stabyourself (co można bardzo wdzięcznie przetłumaczyć jako "Dźgnijsię") - wystarczyła, by koncepcję wprowadzić w życie. I tak oto na świat przyszło nieślubne dziecko Valve i Nintendo, którego żadne z rodziców na pewno nie uzna.

czytaj dalejMruqe
5 marca 2012 - 12:31

Indygracja #1: Psychodeliczna widokówka z Hebrydów - recenzja gry Dear Esther

Mruqe ocenia: Dear Esther
79

Poetycka gra czy też poemat FPP? Trudno powiedzieć, czym właściwie jest Dear Esther, niezależna produkcja studia thechineseroom, która w tegoroczne walentynki zadebiutowała na Steam-ie. Jest to pozycja bez wątpienia urodziwa, oryginalna i intrygująca. Ale czy grywalna?

Cóż... trudno rozpatrywać grywalność tytułu, którego przynależność do królestwa gier jest kwestią mocno wątpliwą. Co to bowiem za gra, w której interakcja z otoczeniem jest praktycznie zerowa, cele są nieokreślone a nasza rola ogranicza się do spacerowania, patrzenia i słuchania? Jesteśmy tu bardziej widzem, niż uczestnikiem. Jest to raczej nowela, która pozwala nam ujrzeć przedstawiony świat oczami narratora. Nie grywalność więc trzeba tu przede wszystkim oceniać, a wrażenia estetyczne i to, czy opowieści udało się nas poruszyć. No właśnie - udało się? Na to pytanie - jak na wszystkie, które prowokuje Dear Esther - nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

czytaj dalejMruqe
28 lutego 2012 - 14:16