Telltale Games wydaje różne gry. Czasem są one gorsze, a czasem lepsze. W przypadku Tales from the Borderlands obawiałem się, że zawiodę się na produkcji z racji na to, że miałem dość wyśrubowane wymagania po uniwersum, za którym przepadam oraz po wielu poleceniach. Opowieści o tym jak dobra jest ta gra mogły przyćmić ją samą i ostatecznie skończyłbym z rozczarowaniem. Tak się jednak nie stało, gdyż studio postarało się nie przynieść wstydu i pokazali nam dobry, interaktywny film jakiego jeszcze nie zrobili.
Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, czym jest Pandora oraz jakie „nastroje” na niej panują. Jeżeli grałeś/łaś w chociaż jedną (z trzech) części serii, to na pewno rozumiesz czym się je klimat tych opuszczonych przez boga terenów. Tales from Borderlands wyciąga z planety wszystko, co najlepsze i najbardziej przykuwające spojrzenia. Ciekawi wrogowie, tereny, znane postaci, broń i o wiele więcej!
W największym skrócie, gra opiera się na poszukiwaniu Vault Key oraz upragnionych bogactw. Poznajemy więc kilka postaci, których losy wkrótce łączą się i chociaż początkowo nie bardzo za sobą przepadają, muszą połączyć siły i dopiąć swego. Poznajemy wiele nowych postaci, które od razu przypadają nam do gustu. Nie da się ich nie lubić oraz im nie kibicować. Dodatkowo pojawia się wiele bohaterów oraz smaczków z głównej serii uniwersum, więc weterani gier z pewnością poczują się jak u siebie w domu. Cała fabuła została zaaranżowana w formie opowieści, która co jakiś czas jest przerywana komentarzem osób opowiadających, aż w końcu dochodzimy w ostatnim epizodzie do aktualnych wydarzeń. Mnie osobiście fabuła bardzo się podobała, a jedna z końcowych tajemnic była naprawdę świetna.
Na Tales from the Borderlands przypada też kilka fajnych, nowych mechanik, jak chociażby korzystanie z cybernetycznego oka jednej z postaci. W ciągu gry prowadzimy rozgrywkę raz jednym, raz drugim bohaterem, więc tych urozmaiceń jest więcej. I co najważniejsze, ani na chwilę nie wkrada się tu chaos, więc nawet osoba ledwo zaznajomiona z grami wideo nie pogubi się wcale. Jest jednak rzecz, która mnie osobiście denerwowała. Często w czasie eksploracji dostajemy pełną kontrolę nad postacią i możemy urządzić sobie wolną przechadzkę. Sterowanie bohaterem jest nieco dziwne, sztywne. Wszystko wygląda tak jakby postać posiadała niezidentyfikowany, drewniany obiekt w tylnej części ciała poniżej pasa. Dodatkowo idzie bardzo wolno, co wzmaga niechęć. Na całe szczęście pamiętam dwie, może trzy sytuacje, kiedy mamy do czynienia z takim free walkiem.
No i dochodzimy do kolejnego punktu, który jest jednym z ważniejszych, jeżeli chodzi o tego rodzaju film interaktywny. Twórcy na każdym kroku zapewniają nas, że wybory mocno wpływają na nasze postaci oraz dalszy przebieg akcji. Ja jednak miałem wrażenie, że w Tales from the Borderlands główna oś nie ulega zmianie. To co ma się stać, stanie się. Wybory urozmaicają podłoże, determinują wygląd pojazdu, postaci, czy wspominane kwestie w dialogach. Sprawia to, że chociaż faktycznie nie mamy racjonalnego wpływu na przebieg przygody to jednak odnosimy wrażenie, że wiele wnosimy do świata za sprawą tych zmian pobocznych. Końcówka zawsze taka sama. Mi osobiście to nie przeszkadza, gdyż główna historia jest tak mocna, wartka i po prostu dobra, że przyjemnie ogląda się kolejne wyreżyserowane sceny, a możliwość wpłynięcia na kilka detali podkręca moją radość z grania oraz zwiększa immersję..
Wystarczy spojrzeć na kilka screenów z gry i już można powiedzieć, że grafika nie jest jakoś mocno wyśrubowana. To raczej zwykły przeciętniaczek, ale w dobie cell shadingu z Borderlands wszystko broni się w taki sposób, że ani przez sekundę nie miałem żadnych zarzutów pod względem estetycznym. Same Borderlandsy tak wyglądają, więc Tales również. Nie ma w tym nic złego, jednakże jeżeli w końcu wyjdzie Sezon 2, chciałbym aby podkręcono nieco ten aspekt. Więcej detali, wyższa rozdzielczość, cell shading i jesteśmy w domu.
Jedną z najfajniejszych zalet Tales from the Borderlands jest soundtrack. Ten w samej grze jest przyjemny, podkręcający nastrój, lekki klimat uniwersum. Oprócz tego piosenki pomiędzy epizodami zostały dobrane wyśmienicie. Produkt skończyłem już jakiś czas temu, a te piosenki „chodzą” za mną nadal i dzięki nim historia nadal żyje w mojej głowie. Przypominają mi one o niektórych sytuacjach. Prawdopodobnie dzięki temu, że gra utrzymuje się w mojej pamięci, za niedługo znowu zagram i podejmę nieco inne decyzje, tak by zmienić kwestie poboczne. A to wszystko dzięki muzyce!
Podsumowując, Tales from the Borderlands to najlepsza gra od Telltale Games, jaka kiedykolwiek została wydana. Nie tam jakieś TWD, czy najnowszy Batman (którego niedawno ograłem), a właśnie historia z Pandory z Handsome Jackiem, przypadła mi do gustu najbardziej. Polecam ją wszystkim tym, którzy kochają uniwersum, bądź gustują w filmach interaktywnych.
P.S.
Czas gry również jest satysfakcjonujący. Zegar z Xboxa pokazuje nieco ponad 14 godzin.