Jak sam sobie często nieświadomie psujesz zabawę - Brucevsky - 5 maja 2017

Jak sam sobie, często nieświadomie, psujesz zabawę

Być może poznałeś w ostatnim czasie wiele ciekawych historii, wykonałeś setki misji i dotarłeś wielokrotnie do napisów końcowych. Mam jednak podstawy, by podejrzewać, że w co najmniej kilku przypadkach odebrałeś sobie sam sporo zabawy, korzystając z przygotowanych przez producentów ułatwień, z radarami, nawigacjami, mini-mapkami i systemami namierzania wrogów na czele.

Właśnie dojechałeś na miejsce nowej misji. Wysiadasz z samochodu i wchodzisz w lewitujący, wyraźny znacznik, który rozpoczyna kolejne zadanie. Po krótkiej wstawce, otrzymujesz cel i rozpoczynasz podróż na miejsce docelowe. Tam likwidujesz wskazanego gościa i zdobywasz potrzebne punkty respektu oraz wirtualną walutę do wydania na broń i rozmaite ulepszenia. Prosta misja, na ekranie wyskakuje „Mission Accomplished” i w teorii masz powody do zadowolenia. Muszę cię jednak zmartwić, prawdopodobnie znowu popisowo zmarnowałeś potencjał oddanego ci przez twórców świata i szlifowanej tygodniami mechaniki.

Sam nie zdawałem sobie z tego sprawy do momentu aż spędziłem kilka godzin w świecie GTA IV, a następnie przypadkowo trafiłem na poświęcony jej artykuł na Kotaku. Felieton otwierający oczy i sprawiający, że zaczyna się dostrzegać zachowania, które uważało się za naturalne i rozsądne, choć w rzeczywistości tylko odbierają one sporo zabawie. Wróćmy do opisu przykładowej, zmyślonej misji z akapitu powyżej.

Tak grasz:
Właśnie dojechałeś na miejsce nowej misji, śledząc wzrokiem zieloną linię i mały celowniczek na radarze w lewym dolnym rogu ekranu. Wysiadasz z samochodu i wchodzisz w lewitujący, wyraźny znacznik, który rozpoczyna kolejne zadanie. Po krótkiej wstawce, otrzymujesz cel. Zerkasz na mapę, by zorientować się, jaką trasą prowadzi cię żółta linia i ile będziesz musiał przejechać. Rozpoczynasz podróż na miejsce docelowe, co rusz przeskakując wzrokiem pomiędzy mini-mapką w rogu, a poruszającym się w centrum ekranu samochodem. Na miejscu sprawdzasz na radarze, gdzie mieści się twój cel – czerwona kropka doskonale go wskazuje. Likwidujesz gościa i zdobywasz potrzebne punkty respektu oraz wirtualną walutę do wydania na broń i rozmaite ulepszenia.

Tak mógłbyś grać:
Jadąc na pamięć, trochę błądząc, docierasz na miejsce nowej misji. Dobrze, że wcześniej ustaliłeś sobie trasę w głowie, analizując mapę. Wysiadasz z samochodu i wchodzisz w lewitujący, wyraźny znacznik, który rozpoczyna kolejne zadanie. Po krótkiej wstawce, otrzymujesz cel. Zerkasz na mapę, by zorientować się, gdzie może się znajdować. Czeka cię długa i kręta droga w okolice, które niespecjalnie dobrze kojarzysz. Kradniesz luksusowego SUV-a, by skorzystać z zainstalowanej w nim nawigacji. Przysłuchując się jej komendom, powoli zmierzasz we wskazane miejsce. Na miejscu musisz ustalić, jak wygląda twój cel. Nie jest to łatwe, bo opis od zleceniodawcy jest ubogi w szczegóły, a zbirów po budynku kręci się sporo. W końcu, po długiej wymianie ognia, likwidujesz właściwego gościa i zdobywasz potrzebne punkty respektu oraz wirtualną walutę do wydania na broń i rozmaite ulepszenia.

Dostrzegasz różnicę? W pierwszej wersji może bawisz się, ale w gruncie rzeczy mechanicznie wykonujesz kolejne zadania, byle tylko popchnąć fabułę do przodu. Nie masz szans i specjalnych możliwości, by poznać stworzone przez twórców środowisko, zachwycić się światem i jego detalami. W centrum twojej uwagi jest bowiem mapka w rogu ekranu. Pozbawiasz się emocji, bo nie błądzisz, nie musisz się pilnować podczas pościgów, by nie zgubić celu z oczu i wiesz dokładnie, kiedy tylko raniłeś, a kiedy zabiłeś gościa za filarem.

GTA IV to tylko przykład. Kirk Hamilton dostrzegł, jak łatwo zmarnować potencjał tej świetnej pozycji od Rockstar, ale równie dobrze można tu wpisać dziesiątki innych tytułów, sandboksów, w których każdy z nas popełnia podobne błędy. Podąża ślepo za znacznikami czy ścieżkami wyznaczonymi przez wirtualnego GPS-a. Można tak grać, to wygodne rozwiązanie, ale warto choć na kilka godzin spróbować w sprawdzanej aktualnie pozycji ograniczyć nieco wsparcie ze strony twórców, wyłączyć często rozbudowanego do granic możliwości HUD-a. Może się okazać, że zaczynająca nas powoli nudzić przygoda zyska drugie życie, a ten jawiący się już jako monotonny świat, nabierze nagle charakteru.

Spragniony dyskusji o GTA IV? Właśnie poznaję przygodę Nico Bellicia, więc jeśli chcesz powymieniać się doświadczeniami, zaglądaj na profile Gralingradu na Facebooku lub Twitterze.

Brucevsky
5 maja 2017 - 08:55