W co gracie w weekend? #271: Gra po grze w Dragon Queście XI znajomi Miku Hatsune i multiplayer w Uncharted 2 - squaresofter - 12 października 2018

W co gracie w weekend? #271: Gra po grze w Dragon Queście XI, znajomi Miku Hatsune i multiplayer w Uncharted 2

Cześć. W ostatnich dniach udało mi się w końcu ukończyć najnowszą część Dragon Questa, ale to wcale nie oznacza, że przestanę w niego nagle grać, bo zostało mi w nim jeszcze trochę do zrobienia. Zaliczyłem też ścieżkę Michiru w The Labyrinth of Grisaia i widziałem przez chwilę wątek dotyczący samego protagonisty, ale daruję go sobie w ten weekend, skupiając się na trybie Team Deathmatch w Uncharted 2, z którym spędzę najbliższe miesiące. Wspomnę też o tym o swoich problemach w Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone, bo dawno nic nie napsuło mi tyle krwi. 
A Wy w co gracie tym razem?


Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age

Informacje

Platforma: PS4

Producent: Square Enix

Data wydania: 4 września 2018r.

Gatunek: Jrpg turowy

Dragon Quest XI okazał się lepszą grą niż się spodziewałem. Od dwóch lat powtarzam jak mantrę, że Wiedźmin 3 jest grą generacji, ale te 220 godzin spędzonych z najnowszą odsłoną smoczej sagi uzmysłowiły mnie, że robienie jakichkolwiek rankingów generacji i tym podobnych jest bez sensu, bo czasem wystarczy ograć jeden długo oczekiwany tytuł i wszystkie nasze przekonania rozsypują się jak domek z kart.

Ograłem na PS4 m.in. Bloodborne'a, Dark Souls III, Infamous Second Son, Horizon Zero Dawn, Personę 5, Niera: Automatę, God of War i przygody Białego Wilka a raptem jedna gra japońskiej firmy, którą skreśliłem ze swojego notatnika blisko dziesięć lat temu za sprawą Final Fantasy XIII zachwyciła mnie do takiego stopnia, że nawet jeśli będę zmuszony poczekać na jej następną odsłonę kolejne 12 lat, to cierpliwie to zrobię.

Zżyłem się strasznie z tymi bohaterami i żal byłoby mi się z nimi rozstawać. Na szczęście nie muszę tego robić, bo historia w tym wspaniałym jrpgu potoczyła się w ten sposób, że tylko głupiec rozstałby się z nim po zobaczeniu napisów końcowych.

Znowu wierzę w klasyczne turowe jrpgi. Nie muszę sobie dopowiadać historii jak to ma miejsce w produkcjach From Software. Dragon Quest XI to chyba najlepszy przedstawiciel tego gatunku od czasu Xenoblade Chronicles na Wii, który ośmieszył wszystko, co wyszło spod ręki Square Enix na presztrzeni ostatniej dekady i pokazało, że to Tetsuya Takahashi, który odszedł kiedyś ze Squaresoftu może tryumfować. Podobnie było z Hironobu Sakaguchim. Ojciec Final Fantasy zrobił dwie całkiem udane pozycje. Jedną z nich było Lost Odyssey na X360 a drugą The Last Story na Wii. Przy obu świetnie się bawiłem, rozpaczając jak bardzo stoczyło się Square Enix podczas siódmej generacji konsol.

Dragon Quest XI sprawił, że to już nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Nie spodziewałem się tak niestandardowego podejścia do tematu ratowania świata, ale żeby dokładnie wyjaśnić co mam na myśli, musiałbym zaspoilerować absolutnie całą grę, a nie chcę psuć zabawy ludziom, którzy kiedyś skuszą się na ten tytuł. 

To, jakie gry pojawiają się na PS4 przypomina mi najlepsze czasy z grami, jakie spędziłem w życiu, czyli okres dominacji PS2 na rynku. To wszystko wróciło. Kto nie pozwala błyszczeć takim grom na swojej platformie przegrywa wyścig o graczy.

Kiedyś wielkie wrażenie robiły na mnie ataki specjalne w starych częściach Final Fantasy. Dziś mamy erę HD i one wciąż wyglądają tak, że pozostaje jedynie zebrać szczękę z ziemi i podziękować Japończykom, że obudzili się z zimowego snu oraz marazmu poprzedniej generacji i wciąż potrafią zachwycić graczy, którzy swoje z grami niejedno już przeżyli.


Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone

Informacje

Platforma: PS4

Producent: Crypton Future Media + Sega

Data wydania: 10 stycznia 2017r.

Gatunek: Gra rytmiczna

Pozwólcie, że opowiem Wam teraz historię człowieka, który nie umie grać w gry.

Był sobie człowiek, który chciał się odprężyć przy kolejnym utworze z jednej japońskiej gry rytmicznej, która nikogo. Odpalił więc ten mało znany tytuł, który nie doczekał się nawet wydania na fizycznym nośniku poza granicami Japonii i zaczął przewijać piosenki, aby trafić na coś szybko wpadającego w ucho. Plan był prosty. Zaliczyć dowlny wiedeoklip na perfekcyją notę na normalnym poziomie truudności i włączyć coś innego. Nie zajęło mu to zbyt dużo czasu. Problemy zaczęły się dopiero później, gdy postanowił powtórzyć swój wyczyn na trudnym poziomie trudności. Niby nic trudnego. Ilość nutek pojawiających się na ekranie praktycznie się nie zmieniła.

Utwór To the End of Infinity wykonywany przez rodzeństwo Kagamine posiada dwa trudne momenty. Jeden jest na początku a drugi na samym końcu, gdy jedna nutka goni drugą i ciężko za nimi wszystkimi nadążyć a co dopiero zrobić to bez pomyłki. Kilka drobnych błędów utwierdziło go w mylnym przekonaniu, że wszystko pójdzie jak z płatka. 

Nasz bohater/antybohater (niepotrzebne skreślić) nie mógf sobie poradzić z trzema prostytmi momentami wymagającymi od niego jednoczesnego przyciśnięcia góry na krzyżaku oraz kółka. Trwało to tak długo, że zaczął wątpić w swoje umiejętności. Zaczął się nawet zastanawiać, czy aby przypadkiem pad, który oddał kiedyś do naparwy został poprawnie naprawiony przez serwis. Szybko znalazł drugi kontroler dla porównania, ale efekt był taki sam. Kilkugodzinna niemożność zrealizowania swoich pragnień doprowadziła go do wielkiej rozpaczy. 

Wyjaśnienie jego niemocy jest prostsze niż mogłoby się Wam wydawać. Ów gracz ma tak grube palce, że zamiast nacisnąć jedynie górną część krzyżaka na padzie wciskał jego większą część a gra słusznie uznawała to jako błąd. No cóż, bywa, nie każdy rodzi się z odpowiednią ilością zwojów mózgowych.

Sam zaś omawiany tutaj numer to kawał solidnego gitarowego brzmienia. W duetach Rin i Len pierwsze skrzypce gra zazwyczaj przeurocza dziewczyna z kokardą we włosach. Tym jednak razem samego siebie przeszedł jej brat, który nie dość, że doskonale sprawdza się w refrenie, to potrafi dać jeszcze nieźle czadu na gitarze, nie dotykając jej palcami!


Uncharted 2: Among Thieves

Informacje

Platforma: PS3

Producent: Naughty Dog

Data wydania: 16 października 2009r.

Gatunek: Przygodowa gra akcji

Żarty się skończyły.

Nie licząc dwóch map kooperacyjnych, które zostały mi do zaliczenia na miażdżącym poziomie trudności zrobiłem już praktycznie wszystko to, co jest możliwe do zrobienia w trybie dla wielu graczy Uncharted 2. Nie mam zamiaru wbijać w niej trzydziestego prestiżu jak niektórzy wymiatacze, którzy wyszli z łona matki razem z kopią tej gry i potrafią zabić granatem przeciwnika chowającego się za rogiem, nawet go nie widząc, ale wydaje mi się, że jeśli będę chciał pokonać 2500 graczy w trybie Team DeathMatch, żeby otrzymać najabardziej czasochłonne trofeum w grze, to nikt mi nie zarzuci, że nie mam przynajmniej mglistego pojęcia o co chodzi w tym trybie rywalizacji.

Nigdy nie zależało mi specjalnie na jego poznaniu aż do dziś. 

Nawet nie wiecie jaką frajdę potrafi sprawić zdemolowanie wrogiej drużyny graczy, która ma przewagę liczebną. Ubijanie przeciwników kierowanych przez algorytm konsoli nigdy nie da takiej satysfakcji jak pokonanie kogoś kto myśli, kto zna rozmieszczenie broni na poszczegółnych arenach walki, czyli kogoś kto zna je po prostu na pamięć. 

Nie można godzinami chować się za jakś zasłoną, bo przebiegający z innej strony gracz w mig wykorzysta naszą opieszałość. Należy myśleć nieszablonowo. Skoro członkowie naszej ekipy prowadzą wymianę ognia z rywalami, to moglibyśmy do nich dołączyć, aby zwiększyć siłę rażenia naszych sprzymierzeńców, ale czy nie lepiej wykorzystać ten fakt i zajść oponenta z boku i wykończyć go, gdy będzie zajęty strzelaniem?

Mógłbym oczywiście wzorem innych ustawkowiczów umówić się na sesję polegającą na zrzucaniu przeciwników w przepaść. Wszystko odbywałoby się w ustalonym z góry porządku. Gospodarz takiej sesji przydzieliłby mi odpowiedni numer a ja czekałbym cierpliwie na swoją kolej, ale wtedy moje skalpy nie miałby żadnej wartości.

Równie dobrze mógłbym kupić od kogoś sejw z Dragon Questa XI z postaciami na 99 poziomie doświadczenia zamiast grać w grę a już zabawa z innymi graczami w Crash Team Racing i The Last of Us pokazały mi, że Naughty Dog nie jest studiem, któremu wychodzą jedynie kampanie przeznaczone dla pojedynczego gracza.

Nie chcę stracić tej niepowtarzalnej szansy, którą mam. Serwery na utrzymaniu Sony nie są przecież wieczne a wziąwszy pod uwagę fakt, że Japończycy zamknęli je w prawie każdej grze wydanej przez siebie na PS3, to tylko kwestią czasu jest to, aż podobny los czeka również i produkcje ich najbardziej renomowanego studia.


Zapraszam do komentarzy wzystkich zainteresowanych.

squaresofter
12 października 2018 - 23:36