Mam takie wrażenie, że każdy tekst o "nowej" Nosowskiej trzeba zacząć nakreślając obecną kondycję artystki - wspomnieć o gorzkich, ale zabawnych filmikach na Instagramie, zbudowanej na ich podstawie książce, o zawieszeniu działalności grupy Hey i ogromnych zmianach w prywatnym życiu wokalistki. I ja to rozumiem - przecież wszystko to bezpośrednio wpłynęło na kształt i brzmienie płyty Basta. A gdyby tak spróbować się od tego odciąć i napisać o krążku jako niezależnym muzycznym bycie?
Basta to siódmy solowy album Katarzyny Nosowskiej, na który fani czekać musieli ponad 7 lat. Wszystkie wydawnictwa sygnowane samym nazwiskiem wokalistki dosyć grubą kreską odcinały się od stylu Heya. Macierzysta formacja to rock, a później szeroko pojęta alternatywa, ale nadal mocno zakorzeniona w świecie gitar i perkusji. Nosowska zaś elektroniką stoi - z czasem te jasne różnice nieco się zatarły (płyty Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy! Heya i UniSexBlues oraz Osiecka Nosowskiej leżały całkiem blisko siebie), ale Basta mówi jasno - jestem tak inna, jak to tylko możliwe, a wyraźny, syntetyczny rytm jest sednem mego brzmienia.
Na pierwszy rzut ucha Nosowska szokuje nagłą muzyczną wolną. Singiel Ja pas! dający pierwszy przedsmak płyty niemal pół roku temu mocno odstawał od tego, co znamy i kojarzymy z nazwiskiem wokalistki. Taneczny, współczesny, elektroniczny, wpadający w ucho, czyżby miała zaraz powstać stacja radiowa Eska Hipster? Gdy jednak wrzucimy ten utwór do wora z pozostałą dziesiątką nowych kompozycji, okaże się, że Basta aż tak bardzo nie różni się od tego, co Nosowska zrobiła ze Smolikiem na Sushi i (momentami) Milenie. Jest nowocześniej i zadziorniej, ale o skojarzenia nietrudno.
Basta opiera się na trzech nogach. Mamy teksty Nosowskiej, jak zawsze prawdziwe, gorzkie i dające do myślenia, ale tym razem jakby bardziej oczywiste i dosadne, bez silenia się na piękne metafory. Mamy jej wokal, tradycyjnie bezbłędny, który dodatkowo zostaje wykorzystany również do rapowania (Nosowska próbowała takiego stylu już na Music, music w 2003, więc już nie bądźcie tacy zszokowani, że dojrzała kobieta i matka wyprawia takie dziwactwa). No i mamy dźwięki autorstwa Michała "Foxa" Króla, uznanego speca od elektroniki i alternatywy, który niedawno robił mocne podkłady Marii Peszek, a teraz chyba jeszcze bardziej dokręcił śrubę.
Płyta rozpoczyna się świetnym, mocnym Goń - perkusja brzmi całkiem organicznie i dobrze buja od samego początku. Bardzo światowo brzmi ten numer, a Nosowska zdecydowanie rezygnuje ze śpiewu śmiało prezentując nową siebie. Potem jest równie dobrze - tekst w Boje się jest tak prawdziwy, że boli, a gościnny występ pewnego słynnego szczecińskiego rapera zamienia dosyć stonowany numer w coś należącego do czołówki wszystkich tych kompozycji. Śpiew Nosowska wprowadza dopiero we wspomnianym wcześniej Ja Pas! i wraca do niego jeszcze kilkakrotnie (m.in. refreny w Kto Ci to Zrobił? i Lanie), ale zdecydowana większość Basty jest mówiona lub rapowana. A że Nosowska to zdolna bestia jest, wszystko to brzmi naturalnie i po prostu dobrze.
Na albumie jest tylko jeden numer, który zupełnie mi nie podszedł - mowa o Do czasu brzmiącym jak niedokończone demo, bardzo surowe, pozbawione rytmu i sprężystości dźwięku obecnych w pozostałych utworach. 1 potknięcie i 10 sukcesów? To świetny wynik. Moje ucho momentalnie zaczarowały jeszcze utwory Lanie z nieśmiało wsamplowaną gitarą i wesołym refrenem kontrastującym z powagą tekstu, bardzo "czarne" Nagasaki kojarzące się z hiciorami zza Wielkiej Wody, Mówiła Mi Matka z gościnnym występem syna Nosowskiej (brzmi zawodowo!) i zamykający album utwór Dosyć - to coś dla fanów Katarzyny Przeklinającej.
Basta jest bardzo odważna i niesamowicie spójna w tej nowej stylistyce. Single pięknie wchodzą w ten muzyczny twór i brzmią jeszcze lepiej w kontekście. Mimo sporej liczby negatywnych opinii ("stara baba niech nie robi z siebie pośmiewiska" itp.) Basta broni się bez większych problemów zarówno od strony muzycznej, jak i tekstowo-wokalnej. Produkcja jest bez zarzutu i wierzę, że album ten wytrzyma próbę czasu i za kilkanaście lat będzie brzmieć tak samo dobrze, jak brzmi dziś Milena (moim zdaniem najlepsza solowa płyta Nosowskiej).