W co gracie w weekend? #272: Dragon Quest XI Umineko The Labyrinth of Grisaia Uncharted 2 i 3 - squaresofter - 20 października 2018

W co gracie w weekend? #272: Dragon Quest XI, Umineko, The Labyrinth of Grisaia, Uncharted 2 i 3

Witajcie gracze. Chciałbym poinformować wszystkich zainteresowanych o postępach w Dragon Queście XI, Uncharted 2 i 3, bo w dalszym ciągu skupiam się na tych trzech produkcjach. Od czasu do czasu pogrywam też w dwie japońskie visual novele, czyli Umineko i The Labyrinth of Grisaia. Jeśli chcecie to dodajcie też coś od siebie w komentarzach.

Uwaga: Wpis zawiera spoilery.


Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age

Informacje

Platforma: PS4

Producent: Square Enix

Data wydania: 4 września 2018r.

Gatunek: Jrpg turowy

O najnowszym Dragon Queście piszę już na łamach W co gracie w wekend? od sześciu tygodni. Spędziłem z jrpgiem 250 godzin i staram się z niego wycisnąć tyle,  ile jestem w stanie, bo wiem, że kiedy to zrobię, to nie zobaczę prawdopodobnie żadnej innej gry z tej serii przez bardzo długi czas.

Chcę się zatem nim odpowiednio nacieszyć a nie przejść przezeń jak burza, tak jak zrobiłem z Personą 5, którą zaliczyłem w raptem 15 dni i do dzisiaj mam po niej wielki niedosyt. Kiedyś do niej wrócę. Nie chciałem jednak powtórzyć tego samego błędu i postanowiłem, że w przypadku najnoszej odsłony smoczej serii będę ją sobie dawkował w określonej ilości.

Tu co chwila dziej się coś nowego i jak nie mogłem przez całą grę otwierać drzwi z metalowymi kratami, tak teraz mogę to w końcu zrobić po zdobyciu najlepszego klucza w grze. Dzięki temu mam dostęp do zamkniętych wcześniej skrzynek, a że jest ich cała masa w świecie gry, więc staram się przeszukać wszystkie odwiedzone przeze mnie wcześniej miejscówki. 

Pomocna jest w tym mapa, która od razu pokazuje gdzie są jeszcze jakieś drzwi do otwarcia, ale i tak nie ograniczam się tylko do tego. Staram się też pokonywać nowe, silniejsze odmiany spotkanych wcześniej potworów, aby sprawdzić, jakie fanty po sobie zostawiają. Wolę wiedzieć zawczasu gdzie szukać jakichs unikatowych składników pomocnych do wykucia najsilniejszego oręża oraz zbroi i akcesoriów. 

Powoli też zbliżam się do nauczenia każdej umiejętności wszystkich członków mojej drużyny i zdobycia maksymalnego poziomu rozwoju postaci. Bez tego nie mam żadnych szans w Kole Harmy stanowiącym największe wyzwanie w całej grze a tam niestety nie zdobywamy żadnego doświadczenia. Nie możemy także korzystać z wszystkich bohaterów jednocześnie i już nieraz przejechałem się w tej próbie na źle dobranym wojowniku, który nie dawał sobie rady z przeważającymi siłami wroga.

Od czasu do czasu pojawiają się też nowe zadania poboczne, więc staram się je załatwiać, licząc na sowitą nagrodę. 

O ile w Dragon Queście VIII nigdy nie udało mi się znaleźć szystkich mini medali (znalazłem bodajże 101 na 110), tak w najnowszej części smoczego cyklu nie będę miał z tym żadnego problemu, gdyż przechadzając się po odwiedzonym wcześniej lochu trafiłem na potwora, któremu można ukraść taki cenny przedmiot i choć gra daje nam trofeum za znalezienie 75ciu takich świecidełek nie spocznę póki nie ofiaruję ich wszystkich kolekcjonerowi prowadzącemu akademię dla szlachetnych panien uczących jak zbierać mini medale z prawdziwą gracją. 

Jak dociągnę w DQXI do trzystu godzin, to może zacznę się zastanawiać nad jej ukończeniem. Niczego jednak nie obiecuję, bo gra wciągnęła mnie do tego stopnia, że wracam do odwiedzonych wcześniej miejscowości po to, aby sprawdzić co też słychać u tamtejszych mieszkańców i jak moje działania wpływają na ich życie.

Nie ma nic piękniejszego niż radość malująca się na dobrze znanych nam twarzach.


Umineko: When They Cry

Informacje

Platforma: PC

Producent: 07th Expansion

Data wydania: 2016-2017

Gatunek: Dojin soft, visual novel

Jakiś czas temu pisałem na łamach niniejszego cyklu o złotej wiedźmie Beatrice i rodzie Ushiromiya. Po skończeniu pierwszego odcinka byłem mocno zaintygowany tą japońską historią z dreszczykiem.

Sprawę jednak odłożyłem na później. Wydaje mi się, że to później właśnie nadeszło, bo tak się stęskniłem za wspaniałymi melodiami, które zrobiły na mnie wtedy wrażenie oraz przede wszystkim za Beatrice, złotą wiedźmą, ktorej ulubionym zajęciem jest drwienie z ludzi, obiecując im wizje wielkiej miłości i bogatctwa, że staram się sprawdzić co też tam u niej słychać, kiedy znudzi mnie już czytanie tych samych newsów i komenarzy na róznych gamingowych site'ach.

Tysiącletnia wiedźma to ktoś na wskroś zły, kto wykorzystuje ludzkie słabości w celu odzyskania swojej mocy. Cieszę się, że nie porzuciłem tej produkcji, bo im dalej w las, tym ciekawiej. Z moim obecnym tempem przechodzenia ukończę całość za kilka lat, ale zupełnie się tym nie przejmuję, bo ta opowieść pełna magii to złożony poemat muzyczny pokazujący nierówności społeczne na przykładzie jednej wielkiej rodziny. 

Ród Ushiromiya dobrze wychodzi tylko na zdjęciu. Mamy tutaj matkę, która bije własne dziecko przy każdej możliwej okazji, bo wierzy ono w wiedźmy i zupełnie się jej nie słucha. Jest młoda dziewczyna z astmą, która nie potrafi znaleźć sobie chłopaka i musi udawać przed znajomymi kogoś, kim nie jest. Ma talent muzyczny i lubi występować na scenie, ale ukrywa swoją wielką pasję przed własnymi rodzicami, którzy traktują ją jak towar, który najchetniej by sprzedali pierwszej lepszej osobie, jeśli wiązałoby się to z podniesieniem ich własnego statusu społecznego, zupełnie nie zwracając uwagi na jej zainteresowania i potrzeby.

Jest też zaradny chłopak, któremu rodzice planują całe przyszłe życie z góry a on nic sobie z tego nie robiąc, zakochuje się w swojej służącej i chodzi z nią na potajemne randki do ogromnego podwodnego akwarium. Taki mezalians nie byłby możliwy w prawdziwym świecie, ale nie ma rzeczy niemożliwych dla potężnej złotej wiedźmy, która spełni każdą zachciankę śmiertelnika w zamian za jakąś drobną, z pozoru niegroźną przysługę.

Pierwszy odcinek kończy się w iście hitchcockwskim stylu a dopiero później gracz ma mozliwość lepszego poznania góownych bohaterów tej mrocznej opowieści i zależności fabularnych, które je łączą. 

Przykładowo taki Kanon był dla mnie zwykłym służącym, który sam siebie pogardliwie określa jako mebel na smyczy potężnego rodu bez życia, bez marzeń i bez perspektyw na przyszłość. Jednak to on pierwszy dostrzega niegodziwość w działaniach Beatrice, która będąc z nim zupełnie szczera mówi do niego, że w jej tysiącletnim życiu najlepszą rozrywką jest mącenie w sercach zwykłych ludzi i upijanie się komplikacjami miłosnynymi ich zwiazków albo szaleństwem i samotnością ludzi, którzy obiecali jej kiedyś wieczne uczucie.  


The Labyrinth of Grisaia

Informacje

Platforma: PC

Producent: Front Wing

Data wydania: 22 czerwca 2016r.

Gatunek: Gra erotyczna, visual novel

Miałem już nie grać w The Labyrinth of Grisaia po poznaniu ścieżki Michiru, ale czasem zdażają się takie sytuacje, że trzeba spłacić dług wdzieczności a ja ich kilka zaciągnałem, grając w Uncharted 2 i 3, więc od czasu do czasu używam dwóch padów od PS3, machinalnie wciskając na nich iks, aby nie wywaliło mnie z meczu, mój znajomy nabija sobie w tym czasie na mnie zabójstwa, licząc, że wypadnie ze mnie jakiś skarb, którego poszukuje (uroki trybów multiplayer gier, w które nikt nie gra) a ja pogrywam sobie od czasu do czasu w tym czasie ten miskt gry erotycznej i opowieści graficznej, żeby nie zanudzić się na śmierć.

Kiedyś, gdy rozmawiałem ze znajomym o The Fruit of Grisaia, stwierdził, że to slabizna, bo za dużo tam czytania a za mało scen seksu. To samo mógłbym powiedzieć o kontynuacji tej gry, twierdząc, że to słabizna, tyle, że za mało w niej czytania a za dużo scen seksu. Powoli zacząłem się juz zastanawiać kogo jeszcze Yuuji nie przeleciał w tym cyklu, ale po sprawdzeniu statystyk ukończenia gry po zaliczeniu historii nierozgarniętej blondynki, w ciele której mieszkają dwie zupełnie obce sobie osoby, zobaczyłem, że ukończyłem ją w raptem piętnastu procentach. To dało mi nadzieję, że labirynt skrywa na pewno jakieś tajemnice, których jeszcze nie poznałem. Wcześniej próbowałem już poznać historię głównego bohatera, ale dopiero teraz zaczynam dostrzegać, że popełniłem ogromny błąd skreślając szybko tą grę erotyczną za nadmiar erotyki. 

Główny wątek fabularny TLoG zaczyna się od tego, że jedna z dziewczyn zamieszkujących dormitorium Akademii Mihama odnajduje pocięte skrawki papieru należące do Yuujiego, które skleja w całość i mówi o wszystkim tym, czego się z nich przez przypadek dowiedziała swoim koleżankom.

Następnie miejsce akcji przenosi się do agencji rządowej, w której pracuje protagonista. Chce on przystąpić do egzaminu podnoszącego kwalifikacje zawodowe, ale najpierw jego szefowa musi zaopiniowac jego kandydaturę. Właśnie wtedy przenosimy się do odległej przesżłosci i możemy poznać jego historię. Denerwowało mnie w TFoG, że tak w zasadzie to nie poznajemy żadnych szczegółów jego przeszłóści (a nawet jak je poznajemy, to nie zaliczyłem jeszcze ścieżki, na której się ich dowiadujemy). 

Główny bohater nie miał lekko w dzieciństwie. Jego ojciec to janusz biznesu, którego przekręcil partner, więc od zawsze tonął w długach po kolejnych nieudanych przedsięwzięciach finansowych. Zawsze mierzył wysoko, tymczasem, żeby związać jakoś koniec z końcem został zmuszony do serwilistycznego trybu życia, w którym zjednywał sobie przychylność polityczną za pomocą łapówek. Jego żona też nie była nikim szczegółnie ważnym. Wszystko jednak się zmieniło, gdy na świat przyszła ich córka, która od najmłodszych lat zdradzała swoją nieprzeciętną inteligencję i zdolności artystyczne. Yuuji pojawił się później i od zawsze był w oczach rodziców kims, kto nigdy nie dorównka ich ukochanej córeczce.

Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że jego ojciec to zwykły potwór, który miał pretensje do Yuujiego nawet o to, że istnieje i to jego starsza siostra wypowie mu za to wojnę sprawia, że odzyskuję utraconą nadzieję na to, że ta japońska opowieść graficzna jeszcze nieraz mnie wzruszy. 

Wychodzi na to, że do tej pory patrzyłem na TLoG ze złej perspektywy, bo to jest trochę tak, jakbym przeszedł Serce z Kamienia i narzekał na to, że nie wiem nic o przeszłości Geralta, nie grając w wątek główny Dzikiego Gonu.


Uncharted 3: Oszustwo Drake'a

Informacje

Platforma: PS3

Producent: Naughty Dog

Data wydania: 2 listopada 2011r.

Gatunek: Przygodowa gra akcji

Muszę się pochwalić, że w ostatnich dniach udało mi się zdobyć jedno z najbardziej czasochłonnych trofeów w Uncharted 3 związanych ze skarbami w trybie multiplayer. To zmobilizowało mnie do dalszej gry i udało mi się zdobyć również wszystkie najrzadsze skarby w trybie Hunter Arena, co niejeden gracz uznał za niemożliwe.

Dla innych graczy zbieranie skarbów w trybach Co-op i Hunter Arena okazało się tak uciążliwym zadaniem, że znalazłem nawet w sieci blogi poświęcone zepsutemu systemowi skarbów w Uncharted 3, ale wydaje mi się, że wielu graczy chciałoby mieć wszystko na tacy. Dla nich najlepiej by było, gdyby skarby w każdej grze ograniczały się tylko do znajdziek wyświetlających się na mapie. Tymczasem w Uncharted 3 trzeba najpierw poznać kilka trybów wieloosobowych, żeby móc o nie walczyć.

Jeśli o mnie chodzi to zostało mi już kilka ostatnich skarbów, więc wychodzi na to, że wystarczy odrobina cierpliwości, żeby je wszystkie zdobyć. 

Nie znaczy to, że nic bym nie zmienił w systemie skarbów, bo rozmawiałem na ten temat z niejednym graczem i jeszcze nie spotkałem się z pozytywnymi opiniami. Sam też sporo bym w nim zmienił. Chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby gracze mogli po prostu dzielić się z innymi graczami zdobytymi skarabami albo Naughty Dog dałoby dokładną rozpiskę, na jakiej mapie, w jakiej skrzyni i w jakim trybie znajdują się poszczególne fanty, ale chyba tak proste zadanie przerosło psich sztukmistrzów.

Pomocne okazałoby się także to, gdybyśmy podczas gry publicznej mogli określić z góry mapę, na której chcemy się znaleźć z innymi graczami, co zaoszczędziłoby nam sporo czasu, bo przecież nikt nie chce go tracić na grę nie w tym miejscu co chce. To naprawdę dziwne, że możemy określić w grze prywatnej to w jakim trybie chcemy brać udział, na jakim poziomie trudności go rozegrać, czy arenę naszych zmagań a w publicznym trybie opowieści w kooperacji wybieramy jedną z dwóch map do wyboru, ale możemy przecież trafić nie na tą, na której chcemy się znaleźć, więc albo stracimy przykładowo czas na zabawę na planszy, na której mamy już wszystkie skarby albo wyjdziemy z meczu zostawiając innych graczy na pastwę losu.

Żadne z tych rozwiązań mi nie pasuje a przecież nawet moi znajomi muszą spać, pracować, spotykać się z bliskimi a juz na pewno nie będą dostępni przy konsoli za każdym razem, kiedy mam ochotę z nimi pograć a grać z nimi lubię bardzo, szczególnie jeśli mogę pomóc dobremu koledze w obronie pomnika na mapie Monastery, co jest jednym z najtrudniejszych wyzwań w historii serii Uncharted.

Niedawno jeden mój znajomy stwierdził, że Tomb Raidery po reboocie biją na głowę trylogię Uncharted, więc spytałem go jak tam multiplayer w grach z Larą? Wyzwania polegające na znalezieniu tarcz na mapie i ustrzelenie ich z pistoletu to dla mnie żadne wyzwanie, chyba że za szczyt elektronicznej rozgrywki uznajemy ubisoftowe zbieractwo śmieci.

Spróbujcie nie dopuścić do jakichkolwiek uszkodzeń tego pomnika na miażdzącym poziomie trudności albo ukończyć dowolną planszę kooperacyjną bez żadnej śmierci, odganiając się od kilku bossów naraz, to wtedy możemy pogadać o tym, co jest od czego lepsze, no ale kolega stwierdził, że multi go nie interesuje i na tym zakończyła się nasza dyskusja. 

Multiplayer w Uncharted 3 bawi mnie niezmiernie od ponad pół roku i ciężko mi przełknąć myśl, że jak zdobędę jeszcze 4 skarbów i wygram 45 meczów w trybie Team Deathmatch, to pożegnam się z nim na zawsze.


Uncharted 2: Among Thieves

Informacje

Platforma: PS3

Producent: Naughty Dog

Data wydania: 16 października 2009r.

Gatunek: Przygodowa gra akcji

W Uncharted 2 zrobiłem już praktycznie wszystko, więc teraz systematycznie staram się zbliżyć do mojego ostatecznego celu w tej serii, czyli 2500 zabójstw w trybie multiplayer i wygraniu 50 meczów w trybie Team Deathmatch. 

Początkowo założyłem sobie, że 25-ciu zabitych graczy dziennie mi wystarczy i zdążę ze wszystkim do końca tego roku, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mój aktualny cel to 50-ciu pokonanych graczy dziennie. Jeśli serwery Sony nie pozwalają mi na zabawę z innymi graczmai w danym dniu, to nie ma przebacz i następnego dnia muszę pokonać ich przynajmniej stu.

Nie jestem dobry w Uncharted 2, ale przynajmniej potrafię przegrywać. Ilu ja już spotkałem graczy, którzy uciekają z meczu, gdy tylko coś nie idzie po ich myśli? Łączą się tacy z innymi doświadczonymi graczami, bo inaczej nie potrafią grać i pastwią się w grupie nad mniej doświadczonymi. Zauważyłem jednak, że każdy nawet najlepszy gracz ginie w ten sam sposób co inni, gdy przyfasolimy im z granatnika lub rpg prosto w twarz. Moja koleżanka stwierdziła ostatanio, że nie warto grać z 'bogami' Uncharted 2 jak ich nazwała i lepiej nabijać zabójstwa na jakiejś ustawce, ale przecież wystarczy nie dopóścić ich do ich ulubionej zabawki i nagle ich potencjał bojowy drastycznie spada.

Niektórzy tak bardzo boją się wyrównanych walk z nowicjuszami, że używają dopalacza pokazującego przeciwników w ich okolicy, nawet gdy znajdują się za jakimś domkiem lub przeszkodą i tak w zasadzie dopiero na pięćdziesiątym poziomie doświadczenia możemy się przed tym bronić. Ja używam odporności na ogłuszenie od wybuchów, więc kilka razy na pewno uratowało mnie to od śmierci po wybuchu pobliskiego granatu i gram po swojemu. Jeśli mam pokonać tylko dwóch graczy przez cały mecz i kompromituję się totalnie, bo mam słaby dzień i nic mi nie wychodzi, to kompletnie się nie zrażam swoimi niepowodzeniami. 

Wiem, że każdy pokonany gracz zbliża mnie do mojego celu. Mobilizuje mnie świadomość tego, że myślącego człowieka jest pokonać znacznie trudniej niż takiego oskryptowanego. Chcę, żeby było ciężko, bo i wygrana nad takimi rywalami daje też sporo satysfakcji. Mogę przegrywać cały dzień, ciułając skalpy w niewielkich ilościach, bo gdy trafia mi się mecz, że masakuję kilku przeciwników pod rząd i widzę medal za serię zabójstw, pokonując m.in. gracza, który ucieka z meczu, żeby nie przegrać a gra w Uncharted 2 od dobrych kilku lat, wiem, że w pełni na wszystko zasłużyłem i nikt mi nie dał niczego na tacy.

I pomyśleć, że Uncharted 2 to była dla mnie jedynie piękna gra przez ostatnie dziesięć lat. Mój punkt widzenia zmienił sie o 180 stopni przez raptem trzy osttanie tygodnie.


Życzę wszystkim udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.

squaresofter
20 października 2018 - 09:30