Miłość do Usagiego nie musi nadejść jak grom z jasnego nieba. Może pojawiać się niespiesznie, niczym kwiat wyrastający ze skostniałego po zimie gruntu. Tak jak coś, co mijając ignorujemy każdego dnia. Aż pewnego razu zatrzymujemy się na chwilę i z jakiś niewiadomych przyczyn dostrzegamy w tym cud natury. Tak wyglądała moja przygoda z Długouchym.
Wszyscy mówili – przeczytaj to, jest naprawdę świetne! – a ja czytałem i nie widziałem w tym nic świetnego. Jedynie schematyczną, infantylną konwencję, w której gadający królik chodzi po świecie z mieczem, broni niewinnych, rzuca się w pojedynkę na przeważające liczby wroga i zawsze dokonuje do bólu słusznych wyborów. Pewnego dnia dotarło do mnie, że kompletnie nie rozumiem konwencji. Czytając Usagiego należy uświadomić sobie, że jest to hołd dla całej japońskiej spuścizny kulturalnej. Tak jak komiks jest sam w sobie jedynie formą przekazu, tak japońska powieść jest pewną konwencją, która przekazuje historie w określonych ramach. W tym świetle dobry szermierz może pokonać kilkudziesięciu wrogów. Takie są założenia japońskiej myśli. Kwintesencja idei, że wieloletni trening może porwadzić do doskonałości, a doskonałość nie sposób zwyciężyć.
To wszystko uderzyło we mnie jak grom z jasnego nieba. Jakby skonfudowany, że nie było go na początku zaczął mnie trącać wyładowaniami przyprawiając o kolejne zachwyty. Stan Sakai, którego serdeczność, skromność i rzetelność stanowią w komiksowym środowisku osobną legendę, tworzy serię bez precedensu. Od 1987 roku sumiennie raczy kolejne pokolenia opowieściami o podróży, honorze i przyjaźni. W trakcie niesamowitych przygód uszastego ronina subtelnie przemyca cząsteczki japońskiej kultury. Warto też spostrzec, że zarówno narracja, jak i rysunek w Usagim są nieodmiennie na najwyższym poziomie. Dość powiedzieć, że gdy ktoś pyta mnie o przykład komiksu idealnego wyciągam z zanadrza jeden z tomików Usagiego.
W Tajemnicach Stan zrezygnował z klasycznej konwencji powieści drogi zatrzymując Królika na dłużej w mieście. Mamy tu do czynienia z serią niepokojących zdarzeń. Wszystko wskazuje na to, że osobę, która się za nimi kryje nie łatwo będzie zdemaskować. Co ciekawe, nie wydarzy się to do do końca tomu. O ile mnie pamięć nie myli, po raz pierwszy w serii dochodzi do sytuacji kiedy tak istotny wątek rozpoczęty w pierwszym rozdziale nie znajduje zakończenia do ostatniej strony. Usagi towarzyszy swojemu serdecznemu przyjacielowi, inspektorowi Ishi w poszukiwaniach sprawcy, a jak to zwykle bywa w przypadku, gdy do czynienia mamy z występkiem, na drodze pojawi się także piękna złodziejka Kitsune. Tomik, jak to u Stana bywa, jest świetnie skonstruowany. Poszczególne rozdziały tworzą większe całości, w których zamykają się kolejne zdarzenia nieodmiennie związane z zamaskowanym adwersarzem. Choć wciąż zdajemy się być blisko jego pojmania, ten niespodziewanie umyka nam w ostatniej chwili. Skłania to nas do klasycznej dla kryminałów zabawy w odgadywanie kto kryje się za tajemniczym pseudonimem. Zpewne każdy z czytelników do momentu rozwiązania sporządzi własną listę kandydatów na to miejsce.
Usagi Yojimbo stanowi mój przykład komiksu idealnego. To bodaj jedyna sytuacja, w której mogę podobne sformułowanie wyrazić z pełnym przekonaniem. Seria bez precedensu imponująca tym bardziej, że stoi za nią jedna osoba. Chyba tylko legendarna, japońska pracowitość mogła doprowadzić do tego, że Stan Sakai opanował sztukę komiksu w równym stopniu, co legendarni samuraje sztukę walki.
Komiks dostępny na www.egmont.pl
Więcej komiksów na Instagramie: @komiksowy_pamietnik